niedziela, 19 lipca 2009

Starokościelna akustyka




Dziś, jak to bywało już wielokrotnie w przeszłości, miałem przyjemność, o ile można to tak nazwać, brać udział w niedzielnym nabożeństwie w starym, zabytkowym kościele. Ogólnie rzecz biorąc, preferuję „prawdziwe” kościoły; zarówno te murowane, kamienne lub ceglane, kojarzące się w mniejszym lub większym stopniu z czasami wielkich katedr, jak i te drewniane, pełne ludowych akcentów i przywodzące na myśl łany zboża i lasy. Odpowiada mi atmosfera historii i autentyczności widoczna w detalach wystroju, w brzmieniu organów i tym osobliwym, niemożliwym do określenia zapachu, w tej niepowtarzalnej, niemożliwej do podrobienia atmosferze starej świątyni. Przeciwieństwem tego jest dla mnie kościół nowoczesny, pełen kiczu, betonu i fałszywych antyków.

Im dłużej trwała suma, a była wyjątkowo długa, tym bardziej denerwował mnie głos kapłana śpiewającego religijne pieśni i powtarzany przez głośniki z taką mocą, że nie tylko nie docierał do mnie głos śpiewających obok wiernych, ale wręcz myśli własnych nie byłem w stanie usłyszeć. Jak w takich warunkach można rozmawiać z Bogiem? Gdzie tu miejsce na refleksję i prawdziwe duchowe przeżycie?

Wtedy właśnie, pomimo wrzasku głośników, a może właśnie dzięki niemu, doznałem olśnienia. Objawienia (przez małe o) w formie pytania:

Dlaczego w kościołach, które od pokoleń, a niejednokrotnie i wieków, obywały się bez wzmacniaczy głosu, teraz montuje się coraz to większe głośniki, coraz wymyślniejsze mikrofony i coraz potężniejsze wzmacniacze? Wszak od zawsze wierni byli w stanie usłyszeć głoś kapłana a księża zawsze byli słyszani w całej świątyni. Nigdy nikt nie narzekał na akustykę starych budowli.

Czy to wierni są coraz bardziej głusi na Słowo Boże czy głos kapłanów coraz słabiej je przekazuje? A może to nie chodzi o akustykę? Może te coraz potężniejsze głośniki i wzmacniacze mają przekazać nie treść, Prawdę której się pragnie, a po prostu wtłoczyć sformalizowane, nie wywołujące oddźwięku teksty w puste serca i mózgi obecnych, zapełnić je mechanicznie i technicznie, niczym brzuchy gęsi tuczonych ale nigdy nie zaznających pojęcia smaku, nie przeżywających głodu i jego zaspokojenia? Może mają zagłuszyć nijakość i miałkość przekazu, zastąpić pytania, odpowiedzi, wątpliwości i objawienia?

Moje szczęście, iż mam niedaleko do wielu kościołów i klasztorów, gdzie nagłośnienie jest jeszcze czysto symboliczne. Wierzę iż tam można spotkać Boga, znaleźć Odpowiedzi, przeżyć Objawienie. Jakoś mi się nie wydaje by w dyskotece też nas to czekało... Kiedy w ostatnim kościele zabraknie Ciszy, mnie już tam nie będzie...