niedziela, 18 września 2011

Jakie młodzieży wychowanie



Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie pisał Frycz Modrzewski już wieki temu. Wydaje się, że do niedawna, podobnie jak inne narody, choć na pewno nie aż w takim stopniu*, rozumieliśmy wagę prawdy zawartej w tym cytacie. Na pewno w różnych okresach naszej historii poziom nauczycielstwa jako całości był różny, jednak aż do upadku komuny, choć zdarzali się nauczyciele niegodni wykonywania tego zawodu, to często zdarzali się pedagodzy, którzy do dziś są wspominani przez swych uczniów czy studentów jako osoby, którzy były prawdziwymi autorytetami i wywarły duży wpływ na kształtowanie się przyszłych pokoleń. Od czasu przemiany ustrojowej mam wrażenie, iż poziom tej grupy zawodowej obniża się systematycznie.

Jak pokazują badania zachowań społecznych, nie tylko ludzkich, na życie dojrzewających osobników, poza cechami wrodzonymi, wywierają wpływ czynniki środowiskowe, z których najważniejszym są autorytety. Młode osobniki naśladują starsze. W tradycyjnym społeczeństwie dominujący wpływ mieli rodzice i do upadku komuny tak było i w naszym kraju. Obecnie jednak większość rodzin nie spełnia swych zadań wychowawczych w stopniu wystarczającym, a o wpływie mediów zdominowanych przez marketing lepiej nie mówić. Pozostaje szkoła. Upadek jej autorytetu postępuje jednak w tempie niesamowitym. Poziom wiedzy to osobny temat, ale najbardziej mnie załamuje upadek autorytetu wychowawczego. W dodatku dla dzieci i młodzieży szkoła jest pierwszym kontaktem z jakąś instytucją i swój obraz szkoły przenoszą na państwo.

Nauczyciele próbują przekonywać uczniów, że ekologia to ważna sprawa, a sami co roku zmieniają podręczniki, tak żeby przypadkiem się nie zdarzyło, by ktoś mógł korzystać z używanych. Oczywiście wmawiają wszystkim, że nie mają z tego tytułu żadnych gratyfikacji, ale nawet dzieci nie są tak głupie, by w to uwierzyć. Przeciętny nauczyciel za darmo nie kiwnie nawet palcem. Ostatnio zaś dowiedziałem się o powszechnej praktyce, która mnie, który szkoły ukończył jeszcze w starym systemie, wręcz zszokowała. Nauczyciele, by sobie ułatwić sprawę, kserują zadania na sprawdziany. Nie muszą pisać na tablicy, nie muszą dyktować. A za papier i koszty tego usprawnienia płacą uczniowie! Zrzucają się na to, czy chcą czy nie, no bo niech spróbują tego nie zrobić.

Kiedyś każda złotówka płacona w szkole przez ucznia była kwitowana. W tej chwili większość pieniędzy, jaką uczniowie w państwowych, darmowych szkołach zostawiają, przepływa poza wszelką kontrolą, przede wszystkim poza kontrolą państwa i skarbówki. Składki na to, składki na tamto. Nawet w szkołach podstawowych, zwłaszcza na wsi i w mniejszych miejscowościach, coroczne prezenty, będące ukrytą formą haraczu, jeśli nie łapówki, dawane wychowawcom idą niejednokrotnie w tysiące złotych. Nauczyciele krzyczą wciąż, że mało zarabiają, a o pensjach i przywilejach im należnych znaczna część społeczeństwa może tylko pomarzyć. I politycy wszystkich opcji to tolerują, nawet jeszcze od siebie dokładają licytując się jeden przez drugiego, gdyż nauczyciele to elektorat o znacznym wpływie społecznym i silnej organizacji związkowej.

Młodzież widzi to wszystko i się uczy. Nie rób niczego za darmo. Nie wierz nikomu silniejszemu (szkoła, państwo), bo on pięknie mówi, ale tylko patrzy jak z ciebie wycisnąć pieniądze nic w zamian nie dając. Inna sprawa, czy są to błędne wnioski. Gdy tak patrzę na naszą opiekę zdrowotną i inne rzeczy, które nam winne państwo w zamian za zdzierane podatki, to sam mam coraz bardziej negatywne odczucia.

Niestety, za ten obraz szkoły zapłacimy w przyszłości my wszyscy, całe społeczeństwo, nawet pazerni nauczyciele, którzy swą moralnością i inteligencją społeczną zaczynają coraz bardziej przypominać roboli. Z wyjątkiem oczywiście polityków, którzy należą już do innego społeczeństwa. Należą do społeczeństwa kolesiów ze szczytu. A jeśli ktoś nie wierzy, nich porówna odszkodowania jakie dostali krewni towarzyszy z lotu do Smoleńska**, a jakie choćby ofiary katastrofy w Nowym Mieście***.

Młodzi to widzą i wyciągają wnioski. I zastanawia tylko zdziwienie uczonych pedagogów i polityków, którzy reakcji młodzieży zrozumieć nie mogą...


Wasz Andrew



* Mam wrażenie, że Polska i Polacy nigdy nie rozumieli jak cenna jest inteligencja dla bytu narodu i państwa, dla jego przyszłości i ciągłości. W naszym narodzie większe uznanie budzi wysyłanie jej na bohaterską śmierć w z góry przegranej walce, niż chronienie jej za wszelką cenę. Stoi to w drastycznym z kontraście z tendencjami państw bogatych i oświeconych, których pięknym przykładem jest choćby ustawowe zwolnienie nauczycieli brytyjskich ze służby wojskowej w czasie I Wojny Światowej.
** Marta Kaczyńska otrzymała 3 mln złotych a najniższe odszkodowania wyniosły 250 tys. złotych dla każdego najbliższego członka rodziny tych, którzy zginęli (m.in. za http://www.koktajl24.pl/Marta-Kaczynska-katastrofa-odszkodowanie-Marta-Kaczynska)
*** katastrofa drogowa, która wydarzyła się 12 października 2010 na drodze wojewódzkiej 707, w wyniku której zginęło 18 osób. Ich rodziny otrzymały jedynie symboliczne, wręcz groszowe zasiłki od gminy

środa, 14 września 2011

Mistrzowie zamieszania



Od dłuższego już czasu zamieszczam moje wrażenia z przeczytanych lektur w serwisie LubimyCzytać.pl. Od początku istniała tam następująca skala ocen:


1 gwiazdka - słaba
2 gwiazdki - średnia
3 gwiazdki - dobra
4 gwiazdki - bardzo dobra
5 gwiazdek - rewelacyjna

Oczywiście, można dyskutować o tym, czy jest to system udany, jednak spełniał swoją rolę, bodajże od powstania serwisu, w grudniu 2009 roku. Pojawiła się jednak grupa inicjatywna zmierzająca do zmiany istniejącej skali. Przeprowadzono głosowanie i chyba skala zostanie zmieniona.

Osobiście nie śledziłem tych poczynań, gdyż uważam je za infantylne. Takie rzeczy mają sens zanim się serwis uruchomi a zmiany w trakcie prowadzą tylko do zamieszania. Najbardziej zaskoczyła mnie radość działaczy ruchu na rzecz zmiany skali ocen, podobna do tej, jaką okazywali twórcy nowej skali ocen w szkołach, która miała zrewolucjonizować polską oświatę. 

Przypomniał mi się mój tekst sprzed 4 lat traktujący o dziwnym zaangażowaniu z jakim Polacy mieszają tam, gdzie mieszać nie trzeba. Jakże łatwo ulepszać coś, co wystarczająco dobrze działa. To takie nasze; polskie. Łatwo się wykazać. W innych krajach nie marnuje się na to sił, zostawiając je na rzeczy, które działać nie chcą. Może dlatego mamy już nową skalę ocen w szkołach, tylko jakoś nie przekłada się to na poprawę czegokolwiek. Może dlatego mamy nowoczesne symbole w rysunku technicznym, tylko nie mamy własnych produktów. Przykłady można mnożyć. Ciekawe czy ta rewolucja tak rewolucyjnie wpłynie na działanie serwisu?

W teorii organizacji mówi się, że każda zmiana najpierw powoduje pogorszenie, nawet jeśli ma na celu poprawę. Trzeba więc ocenić, czy warto. U nas, w przeciwieństwie do wielu innych kultur, w ogóle się na to nie patrzy.

Ja w głosowaniu nie brałem udziału. Nie interesowało mnie to, a poza tym stara skala spełniała swoje zadanie. Gdy jednak spojrzałem na długość tego wątku i tytaniczną pracę włożoną w całą tą operację, ogarnia mnie zdumienie. Czy nie lepiej było coś poczytać, obejrzeć film, napisać coś? Mam wrażenie, że za jakiś czas ujawnią się nowi niezadowoleni, którzy dotąd nie brali udziału w dyskusji i w głosowaniu. Zrobią nowe głosowanie i być może wygrają. Czy konsekwentnie będziemy dokonywać nowych zmian? Może warto już teraz się nad tym zastanowić.

Dla mnie jest obojętne, jak w szkolnictwie, czy skala ocen jest od 2 do 5, od 1 do 6, do 10, literowa czy opisowa, graficzna czy procentowa. Nie sądzę, by to miało jakiekolwiek znaczenie. Ważne jest tylko, że zmiany zawsze powodują zamieszanie. Ale dla wielu ważne jest właśnie to, by mieszać.

Z pozdrowieniami dla wszystkich działaczy, a przynajmniej ich znacznej części, jeszcze raz Mistrz Młynarski:

"Słów kilka w sprawie grupy facetów chcę tu wygłosić,
lecz zacząć muszę nie od konkretów, a od przeprosin:
skruszon szalenie, o przebaczenie pokornie proszę,
że trochę pieprzny jest felietonik, który wygłoszę.
Lecz mam nadzieję, że choć się w słowie tutaj nie pieszczę,
to wybaczycie mi to, panowie, raz jeden jeszcze…
Otóż faceci wokół się snują, co są już tacy,
że czego dotkną, zaraz popsują, w domu czy w pracy.
Gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym,
na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek!
Bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę:
Co by tu jeszcze spieprzyć panowie?
Co by tu jeszcze ?

Czasem facetów, żeby mieć spokój, ktoś tam przerzuci,
do jakieś sprawy, co jest na oko nie do popsucia.
I już się prężą mózgów szeregi i wzrok się pali,
i już widzimy, żeśmy kolegi nie doceniali.
A oni myślą w ciszy domowej lub w mózgów truście -
Co by tu jeszcze spieprzyć panowie?
Co by tu jeszcze?
Lecz choć im wszystko jak z płatka idzie, sprawnie i krótko,
czasem faceci, gdy nikt nie widzi, westchną cichutko,
bo mając tyle twórczych pomysłów, tyle zdolności,
boją się, by im wkrótce nie przyszło trwać w bezczynności.
A brak wciąż wróżki, która nam powie w widzeniu wieszczym:
jak długo można pieprzyć, panowie
Jak długo jeszcze ?
Pozwólcie, proszę, że do konkretów przejdę na koniec:
okażmy serce dla tych facetów, zewrzyjmy dłonie,
weźmy się w kupę, bo w tym tkwi sedno, drodzy rodacy,
by się faceci czuli potrzebni w domu i w pracy.
Niechaj ta myśl im wzrok rozpłomienia, niech zatrą ręce,
że tyle jeszcze jest do spieprzenia! A będzie więcej !"


Wasz Andrew