sobota, 31 marca 2007

Skandal na Bałtyku



- zawiodły służby i procedury
Przez siedem godzin policja i morskie służby kłóciły się oto, kto ma wyłowić topielca, który dryfował kilka mil od Chłopów. W tym czasie ciało odpłynęło i zaginęło.
Źródło:Onet Wiadomości za gk24.pl, ML, 30.03.2007

Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność. Czy to dziwi? W sumie nie, bo IV RP ma wybitną skłonność do obsadzania stanowisk nie tyle fachowcami, co swojakami.Najważniejsze kryterium to przynależność partyjna, poglądy na sprawy aborcji i stosunek do eutanazji.

Mnie osobiście wkurza nie tyle samo zdarzenie, bo takie zgrzyty pewnie zdarzają się w każdym kraju i pod rządami każdej opcji politycznej, ale nagminność takich zdarzeń w Polsce i brak jakichkolwiek reperkusji. Nagminność wynika chyba z coraz powszechniejszej niekompetencji urzędników i z braku ich samodzielności.Samodzielności w myśleniu i w elementarnym poczuciu tego, co przyzwoite jest, aco nie. Brak procedur to jedno a nieumiejętność samodzielnej oceny sytuacji to drugie. To jest cecha chyba symptomatyczna dla całej katolickiej prawicy. Są chyba pod tak przemożnym wpływem swoich autorytetów z Janem Pawłem II,Giertychami i Kaczyńskimi na czele, tak są przyzwyczajeni do korzystania z ich niedościgłych dla zwykłego rozumu wskazówek, że gdy trzeba ruszyć własną mózgownicą dla dobra wspólnego albo pokierować się własnym poczuciem przyzwoitości, to się nimi nie posiłkują, bo zgoła nie mają czym. Inaczej się tego wytłumaczyć nie da, no chyba że jeszcze, co zresztą pierwszemu wcale nie przeszkadza,totalnym lenistwem i poczuciem bezkarności.

Totalne nieróbstwo widać najlepiej na przykładzie policji, bo jest to organizacja w dużej części jawna i znana szerokiemu ogółowi, w przeciwieństwie do służb związanych ze sprawami morskimi. Każdy, kto ma w rodzinie przedwojennego staruszka, kto czytał trochę albo słyszał opowieści z tego okresu, ten wie, że przed wojną policjant to była figura ale i upierdliwiec. Czepiał się nawet godzin otwierania i zamykania sklepów, i co tu dużo gadać, po prostu pilnował porządku. Nie mówię tu o głośnych przestępstwach, gdzie więcej jest polityki niż rzetelnej pracy policyjnej, ale o tym co dotyka każdego z nas co dzień w drodze do pracy albo do knajpy. Po wojnie policja stopniowo robiła coraz mniej,ale ogólnie rzecz biorąc nadal była upierdliwa (czytaj pracowita) i aktywna.Mundurowi byli jeszcze jako tako widoczni i reagowali na pijaków na skwerkach,na papiery walające się wszędzie dookoła i na brak numerków na posesjach. Teraz mamy coraz to większy bezwład tych podstawowych funkcji. Niejednokrotnie w większych miastach zdarzało mi się, jadąc pod prąd, mijać z radiowozem. Nigdy nie doczekałem się reakcji. Jedyne czego się można obawiać to zatrzymanie przez drogówkę za zbyt dużą prędkość. Dlaczego? Bo drogówka z radarem działa w ramach prikazu, a po PiS-owskiemu, w ramach swych procedur i kompetencji. Ona nie musi myśleć i oceniać we własnym rozumie i we własnym sumieniu. Policjant z innego pionu musiałby sam pomyśleć zanim podejmie nie przewidzianą czynność, a tego gojuż władza oduczyła. On ma tylko „wykonywać czynności”. Dlatego właśnie można spokojnie wymuszać pierwszeństwo na radiowozie jadącym z aktami do sądu,wyprzedzać jadący z maksymalną dozwoloną prędkością samochód z prawie każdego wydziału policji z wyjątkiem drogówki, czy mijać się z nim pod prąd. To nie jest żaden najazd na policję i policjantów. To samo dzieje się we wszystkich strukturach państwa, a skandal na Bałtyku jest tylko jednym z wielu codziennych tego objawów. Objawem bardzo spektakularnym i oczywiście bezkarnym. Takim samym jak chorzy umierający bez pomocy na granicy dwóch rejonów pogotowia czy pod bramą przychodni. Nie dziwi nic.

We Francji po katastrofie pociągów do dymisji podaje się minister komunikacji.Normalka, choć w sumie nie wiem dlaczego, skoro tragedii nie był winien i nie miał możliwości, by jej zapobiec. Może u nich taka moda, że minister, jak kapitan na okręcie, odpowiada za wszystko, nawet za góry lodowe, koklusz i gradobicie. Takich przykładów jest wiele. U nas takie wpadki nie powodują żadnych konsekwencji wobec osób na wysokich stanowiskach. O czymś takim, jak podanie się do dymisji to chyba nawet nie ma co marzyć. Tak więc nie ma się co bulwersować tym topielcem. W normalnym kraju ktoś by za to beknął ale u nas -nic to! Jutro następna wpadka odsunie poprzednią w zapomnienie i oby tak dalej.My mamy inne wartości. Chwalmy Pana!


Andrew Vysotsky

KATOLICY VS RESZTA ŚWIATA



Dlaczego nie podoba mi się polski katolicyzm, podobnie jak wielu innym ludziom w naszym kraju? Dlaczego ludzi takich jest coraz więcej? Dlaczego ten sam katolicyzm dużo bardziej podobał mi się 20 lat temu?

Te i inne pytania niejednokrotnie przewijają się przez głowę wielu z nas. Innym z kolei nigdy się nie objawiają i dlatego nie mogą zrozumieć krytyki katolicyzmu, a każdą negatywną jego ocenę odbierają jako atak na wiarę. Ten post postanowiłem napisać raczej dla wierzących niż dla pozostałych, by mogli zrozumieć innych. Nie wszystkich oczywiście, bo każdy myśli trochę inaczej.

Zacznijmy od cudów. Jeśli jaki człowiek cudownie ozdrowieje, to jest to albo wynik działania autosugestii, albo efekt placebo, albo jeszcze inne zjawisko, które choć na razie niewytłumaczalne, zdarza się w medycynie. Tak jest jednak tylko wtedy, gdy uzdrowionym nie jest wierzący, a przyczyną uzdrowienia nie jest wpływ Jana Pawła II albo innego świętego, o wyższych w hierarchii niebieskiej nie wspominając. Wówczas jest to cud. Jak to rozumieć? Czyli takie samo uzdrowienie jest albo statystycznym wybrykiem w historii medycyny, albo cudem, a kwalifikacja zależy od postawy i światopoglądu pacjenta?

Jeśli ktoś oddaje swoje życie za innych ludzi, bezinteresownie i bez żadnej ideologii, po prostu dlatego, że uważa to za dobre, to jest zwykłym, szarym człowiekiem, przez dzień czy dwa okrzyczanym bohaterem w nagłówkach krajowych gazet. Ten sam człowiek, jeśli swojego czynu dokona w stanie religijnego uniesienia, może zostać świętym? Co decyduje o uznaniu? Czyn i poświęcenie, czy wiara i poparcie kościelnej propagandy?

Jeśli ktoś słyszy głosy i czyni dobro to może zostać świętym. Jeśli ktoś słyszy głosy, włazi na wieżyczkę i wali z kałacha do gliniarzy, to pewnie jest wariatem. Czemu nikt nie sprawdza, czy naprawdę nie jest nawiedzony? Skoro ktoś publicznie świadczy o istnieniu Boga, skoro wiesza w naszym kraju krzyże w publicznych gmachach, skoro wierzy w możliwość nawiedzenia przez Boga, to czemu nie wierzy, w możliwość nawiedzenia przez szatana. Skoro można zobaczyć Matkę Boską, skoro można rozmawiać z aniołami albo nawet z Jezusem, skoro śmiertelnicy są w stanie potem ocenić, czy ktoś jest święty, czy nie, to czemu nie sprawdzają drugiej strony medalu? Czemu nie interesuje ich, czy ktoś był opętany czy nie? Niby sprawdzają, tam, gdzie nie trzeba. Szkoli się księży w egzorcyzmach, w wypędzaniu demonów, ale nie słyszałem, by próbowali pomóc takim, jak sławny ostatnio strażnik z Sieradza. A czemu zakładamy od razu, że głosy zachęcające do zabójstwa, są głosami szatana? Wszak niezbadane są ścieżki Pana.

Kiedy Świadkowie Jehowy zapytują nas na ulicy, czy chcemy porozmawiać o Bogu, kiedy pukają do naszych mieszkań, wielu z nas uważa ich za nachalnych. A co robi nasza, katolicka hierarchia? Włazi z butami do szkół, do gabinetów ginekologicznych, gdzie się tylko da. Świadkowie Jehowi nie zezwalają na transfuzje krwi, ale tylko swoim wyznawcom. Wystarczy się wyrzec Jehowy i już można sobie transfuzje robić. Katolicy w Polsce zmuszają wszystkich, by żyli według ich systemu wartości, według ich wierzeń. Mało tego, chcą jeszcze, by państwo stało na straży ich dogmatów religijnych. Mało tego, tak naprawdę to nie żadnych dogmatów. Wśród wielkich Kościoła można znaleźć wiele zdań na temat tego, kiedy człowiek staje się człowiekiem. Skoro te zdania w samym Kościele, wśród papieży i świętych są sprzeczne, to jak Giertych albo Orzechowski śmie narzucać swoje poglądy całemu społeczeństwu? Może właśnie dlatego polski katolicyzm coraz bardziej mnie wkurza, podobnie jak wielu innych, że dał się przerobić na hasło wyborcze dla wąskiej grupy oszołomów? Katolicy zdają się nie widzieć, że PiS, LPR i zaprzyjaźnione grono inną miarką mierzy swoich a inną całą resztę. Brzechwa jest zły, Tuwim jest zły, ale ojciec ministra Giertycha, który tytuł profesora otrzymał od komuchów raczej nie za walkę z komuną (podobnie jak bracia Kaczyńscy swe doktoraty), który w 1981 poparł wprowadzenie stanu wojennego tłumacząc, że jest to jedyny sposób na uniknięcie inwazji radzieckiej i w związku z tym rozsyłał listy nakłaniające do poparcia decyzji gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który poparcie to ponawiał wielokrotnie aż do 1989, ten nie jest zły i nie jest komuchem, agentem ani sprzedawczykiem. Jest ostoją polskości i katolicyzmu, podobnie jak jego syn prawnik, wybitny erudyta i mąż stanu. Katolicy uważają za świętą Marię Magdalenę, która była zwykła dziwką, ale później się nawróciła. Znając ówczesne realia pewnie się wcześniej nie raz i nie dwa wyskrobała albo „spędziła płód”. Ci sami katolicy są gotowi jednak wytykać palcami każdą kobietę, która kiedyś była dziwką, a potem sporządniała sama z siebie, bez pomocy wiary katolickiej. Ba – najchętniej skazaliby ją na dożywocie za usunięcie ciąży, bo to przecież to samo, co morderstwo. Znów nie jest ważne, że się ktoś poprawił, tylko dlaczego się poprawił. Czy jego czyn nada się dla naszej propagandy, czy też nie. Czy jest z naszej paczki, czy też nie.

A arogancja liderów katoprawicy? Porównajmy Wałęsę z dawniejszego katolickiego pokolenia i młodszego stażem politycznym Leppera, człowieka z gminu, niezbyt szermującego hasłami wiary, z jaśnie oświeconymi guru koalicji tj. Giertychem i Kaczyńskimi. Wałęsa, zdecydowany katolik, zawsze z obrazkiem Matki Boskiej w klapie, chłop prosty i bez wykształcenia. Nie będę oceniał jego dokonań, gdyż historia potrzebuje dziesięcioleci a nierzadko i wieków, by się zbliżyć do prawdy. Historycy jednoznacznie oceniający skomplikowane procesy sprzed kilku lat na ogół są po prostu płatnymi szczekaczkami. Niejedno złe można o Wałęsie powiedzieć ale trzeba mu przyznać, że zdołał przez swój czas polityczny przejść w miarę gładko, nie antagonizując zbytnio narodu, nie nasilając skrajnych postaw w społeczeństwie. Jego wiara, choć wyraźnie akcentowana, nikomu nie przeszkadzała, mimo iż wielu się podśmiewało z tego znaczka z Matką Boską, nieodłącznego akcentu na każdym portrecie Lecha. Potrafił być katolikiem, który się ze swą wiarą nie chowa, ale i nie narzuca. Ponadto Wałęsa zasługuje na szacunek za ogromną pracę, którą włożył w swój rozwój. Dzisiejszy Wałęsa i ten z czasów Okrągłego Stołu, to dwaj różni ludzie. Nauczył się manier, ładnie się wysławia, nabrał polotu. Pracę nad sobą jeszcze bardziej widać u Leppera. Zaczynał przygodę z polityką jako prosty chłop ledwo od pługa oderwany, nie umiejący sklecić dłuższego poprawnego zdania, porywczy i na bakier z prawem, ubiorem odstający od klasy politycznej i w ogóle jakby z innego świata. Teraz to człowiek potrafiący się wysłowić lepiej niż wielu polityków z długoletnim stażem, zwłaszcza tych z prawej strony, potrafiący się ubrać i zachować. Jak się mają przy nim Kaczyńscy i Giertych? Prawnicy, ludzie wykształceni, a bez kartki nie potrafią bez błędu spłodzić dłuższego zdania. Do prezydenta już na zawsze przylgnęło prostackie „Spieprzaj dziadu”. Brat niewiele się różni, do tego stopnia, że mam kłopot z ich rozróżnieniem. Giertych też nie potrafi nawet w części dorównać lotnością języka choćby Kwaśniewskiemu. Ci trzej się w ogóle nie zmieniają. Dlaczego? Przecież pracuje przy nich, podobnie jak przy innych ludziach z elit władzy, sztab ludzi od poprawy wizerunku, a przynajmniej powinien pracować. Chcą na siłę uczyć innych patriotyzmu i wiary, a nie robią nawet tyle, by poprawić styl swych wypowiedzi. Niektórzy z nich nawet słów hymnu Polski do dziś się nie nauczyli. Dlaczego? Czy tak są przeświadczeni o własnej nieomylności i o własnej wyższości, że nie słuchają już żadnych rad? A może uważają, że hasłami wiary zakrzyczą nie tylko braki własnej osobowości, ale także i wszystko inne?

Wspomniana trójca GKK, podobnie jak hierarchowie naszego Kościoła, pouczają nie tylko swoich wyborców, nie tylko swoich wyznawców, co jest dobre a co złe. Wmawiają nam, że ich system wartości jest jedyny, że ich wiara jest jedyna. Wołają, że świętość Jana Pawła II jest faktem, że płód jest człowiekiem, że wszyscy komuniści byli źli a wszyscy katolicy dobrzy. Nie widzą, że większość świata nie wierzy w świętość JPII, nie widzą, że w Kościele niewiele jest rzeczy jednoznacznych, a już kwestia momentu przemiany płodu w człowieka na pewno do nich nie należy, nie chcą widzieć, że większość polskich komuchów to byli katolicy. Antagonizują naród w imię swoich prywatnych celów. Robią z Polski kraj egzotyczny, a najgorsze jest to, że te ich działania przenoszą się na kościół. Ponieważ wspomniany Wałęsa nie szermował co chwilę dogmatami swej wiary dla swoich politycznych celów, więc nawet jeśli ktoś był mu niechętny, nie przenosił tych uczuć do Wałęsy na Kościół. Ta trójka jednak tak często jedyne uzasadnienie swych działań znajduje w naukach Kościoła, i to do tego w tej jego najbardziej ortodoksyjnej wersji, że bardziej się z nim kojarzy niż niejeden duchowny. Reakcją jest przenoszenie niechęci do nich na niechęć do Kościoła. Nie jest to zresztą nieuzasadnione, bo gdyby nie poparcie Ojca Rydzyka i najbardziej ortodoksyjnego kleru, to nie byliby u władzy. Skoro Kościół ich popiera, a oni popierają Kościół, to jest oczywiste, że można ich odbierać jako świeckie oblicze Kościoła. A nie jest niestety ono zbyt miłe.

Jeszcze ważniejsza sprawa, to szersza perspektywa historyczna. Ateistów i ludzi o zbliżonych poglądach zawsze była mniejszość. Większość zawsze chciała w coś wierzyć. Nie chciała rozmyślać nad marnością tego świata i wolała korzystać ze skrótów myślowych, gotowych przepisów na życie, moralność i wszechświat. Krajów, gdzie większość ludzi to ateiści, racjonaliści, itp. jest chyba niewiele. Jeśli więc ludzkość póki co jest skazana na religijność, to ważne, by były to religie naprawdę pokojowe, tolerancyjne i otwarte na nowe filozofie, a zwłaszcza na postęp nauki. Tymczasem w Kościele nadal drzemią siły, które doprowadziły w przeszłości do stosów, inkwizycji, wojen religijnych i wytępienia wielu kultur. Znów się odzywają w głosach LPR i PiS hasła nawołujące wszystkich do wyznawania jednolitych poglądów, jednolitych wartości i czczenia jednego Boga. W dodatku Kościół zdradził jedną ze swych głównych wartości z czasów swej młodości: obrony przed Islamem. Wiem, wiem. Islam to piękna religia, pokojowa i w ogóle. Tylko jakoś tego nie widać po państwach muzułmańskich, po tyradach islamskich ekstremistów. Nawet w państwach Europy można usłyszeć islamskich duchownych nawołujących do zbrodni na chrześcijanach. A Kościół co? Udaje że nic nie wie. Udaje, że nie wie, co się dzieje w państwach islamskich, jak się tam traktuje chrześcijan. Kościół już zapomniał Wiedeń a i Polska już nie ta. Ilość chrześcijan na świecie maleje a wyznawców Allacha rośnie. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że podział ten pokrywa się z podziałem między bogatymi a biednymi, między starym światem a nowym. To z natury prowadzi do starcia, do konfrontacji. Kościół zaś zachowuje się wobec Islamu jak Francja wobec Niemiec przed wojną. Próbuje go ugłaskać. Do czego prowadzi głaskanie agresywnego, zaborczego organizmu społecznego w fazie wzrostu widzieliśmy już w dziejach niejednokrotnie.

U nas Kościół przypisuje sobie znaczącą rolę w obaleniu komunizmu. W rzeczywistości to fikcja. Komunę obalił amerykański dolar. Właściwie, to zielone rozwaliły poprzez zbrojenia gospodarkę ZSRR, a reszta przyszła sama. Fakt, że JPII dużo zrobił dla obalenia komuny w Polsce akurat w tym momencie i w ten dość łagodny sposób. Jego zasług nie można negować ale po pierwsze nic by on nie zdziałał, gdyby to ogólnopolityczne tło było inne, a po drugie w takiej sytuacji i bez niego wszystko by się tak samo skończyło. Może trochę później, może trochę gwałtowniej, ale był to proces światowych zmagań i musiał się właśnie tak zakończyć. Prawdopodobnie Stalin, wielki, bezduszny spryciarz, wiedział o tym już w 1945 i dlatego nigdy nie cieszył się z zakończenia wojny. Tak więc Kościół nie daje niczego pozytywnego. Nie widać zmniejszenia przestępczości, pijaństwa czy innych negatywnych zjawisk społecznych w krajach katolickich. Nie broni społeczeństw przed ofensywą islamu ani nie zdołał uczynić nic, by islam stał się bardziej pokojowy. Nie widać żadnych efektów w zwalczaniu przyczyn terroryzmu. Państwa zachodnie, czyli państwa chrześcijańskie, coraz bardziej zbliżają się do modelu państwa policyjnego, powoli rezygnując z coraz to nowych swobód obywatelskich, łamiąc własne prawa, więżąc bezprawnie, torturując, a nawet zabijając. Nawiasem mówiąc jak bardzo upadliśmy świadczy sprawa obowiązku meldunkowego. Kiedy po upadku powstania Rosja wprowadziła obowiązek meldunkowy Polacy bardziej psioczyli na to ograniczenie, niż na zsyłki i kazamaty. Był to dla nich symbol totalnej inwigilacji w majestacie biurokracyjnej machiny. Teraz jesteśmy tak zniewoleni, że nawet nie uważamy tego za niedogodność. Kościół nic nie potrafi zrobić by temu przeciwdziałać, nie potrafi nawet przeciwdziałać zboczeniom, agentom i korupcji we własnych szeregach, natomiast wciąż głodny jest nowych dóbr i nowych zaszczytów. Świątynia Opatrzności Bożej w kraju, w którym brak pieniędzy na szpitale i szkoły, chyba nie ma nic wspólnego ze skromnością i elementarną uczciwością.


Wasz Andrew

wtorek, 27 marca 2007

ŚWIADOMA PROKURATURA



Jeszcze nie znikły z serwisów internetowych newsy o nieprawidłowościach w działaniu prokuratury w sprawie Mirosława G., jeszcze w kioskach leżą gazety z podobnymi tytułami, a tu nagle wszystkie dzienniki bombardują nas informacjami z prokuratury białostockiej. Nic nie dziwi?

Wszyscy pamiętamy teatralne wystąpienie ministra sprawiedliwości Ziobry z okazji zatrzymania Mirosława G. Wielki sukces jego służb i jego osobiście. Sąd zastosował areszt opierając się na zapewnieniach prokuratury, że nie zakłóci to sprawnego funkcjonowania wydziału transplantologii kierowanego dotąd przez Mirosława G, że nie zapłacą za to pacjenci. Teraz okazuje się, że aresztowany był człowiekiem niezastąpionym i operacje, które były dla niego zaplanowane, w ogóle się nie odbywają, a niedoszli pacjenci mogą sobie zamiast na łapówki, o których mówił minister Ziobro, odkładać na trumny. Oczywiście prokuratura twierdzi, że została wprowadzona w błąd. Dziwne, taka łatwowierna? A może bardzo chciała być wprowadzoną w błąd?

Jeszcze nie przebrzmiały echa tej sprawy, jednoznacznym cieniem kładącej się na wizerunku moralnym i ocenie kompetencji prokuratury, a już ping-pong wraca do lekarzy. Oto dowiadujemy się, że w białostockim szpitalu zabijano pacjentów dla ich narządów jak nie przymierzając świnie w rzeźni. Zeznania takie lekarze z Białegostoku złożyli w prokuraturze już w grudniu 2005 roku (Gazeta Polska, 27 marca 2007). Czy nie jest dziwne, ze ta szokująca bądź co bądź informacja wypłynęła akurat w tak dogodnej chwili? Akurat teraz, by dowalić środowisku lekarskiemu i odwrócić uwagę od błędów prokuratury? Prokuratura, która nie mogąc udzielać informacji o prowadzonych sprawach, nie ostrzegła kierownictwa Zakładu Karnego w Sieradzu o prowadzonych postępowaniach przeciwko funkcjonariuszowi, który przedwczoraj zastrzelił trzech policjantów, jednocześnie nie widzi problemu, by ujawniać informacje z innych śledztw? Czemu czeka z tym dwa lata?

Kiedyś prokuratura, tak jak i inne instytucje, była świadoma, że służy partii i klasie robotniczej, a jej działania były zrozumiałe. Gdyby to wszystko zdarzyło się w PRL-u wszystko byłoby jasne. Atak na prokuraturę działającą przeciwko lekarzom, to atak na państwo i partię, więc każdy prokurator wie, że ma szukać haków na lekarzy. Teraz jednak nie żyjemy pod okupacją, tylko budujemy IV RP. Skąd prokurator w Białymstoku, od prawie dwóch lat trzymający pod stołem tak bulwersującą informację, wiedział, że akurat dziś byłoby dobrze ją ujawnić?

Czy nie wydaje się, że dziś prokuratura jest dużo bardziej spolegliwa, wręcz dyspozycyjna wobec rządu, niż była nawet w czasach PRLu?

Wiadomości z ostatniej chwili mówią, że informacje o zabijaniu pacjentów w Białymstoku raczej należy uznać za niepotwierdzone, co w postępowaniu karnym oznacza, iż są fałszywe. (Onet Wiadomości za IAR/gazeta.pl/RMF FM/TVN 24). Tym bardziej zastanawia, dlaczego prokuratura informację, którą skrywała przez półtora roku, wypuściła do mediów akurat wtedy, gdy doszła do wniosku, że jest ona fałszywa.. Most suspicious jak mawiał Carlos.


Wasz Andrew

niedziela, 25 marca 2007

Zmiana czasu - opium dla mas



Większość rozwiniętych krajów stosuje czas letni i zimowy. Z tych bardziej znanych wyjątkiem jest Japonia. Dlaczego stosujemy czas letni? Rządy, które od lat się w to bawią, przekonują nas, że to dla oszczędności. Czy to przypadkiem nie jest bzdura?

Pomyślmy. Czas letni wprowadzono po raz pierwszy w okresie I Wojny Światowej. W Polsce nastąpiło to w 1915 roku. Jedni mówią, że zrobiono to dla oszczędności, a drudzy, by ułatwić pracę przemysłu zbrojeniowego poprzez zgranie dnia roboczego z rytmem dnia i nocy.

Zanim przejdziemy stricte do czasu letniego cofnijmy się na chwilę do realiów nieco dawniejszych. Mało kto poza historykami i matematykami wie, że jeszcze nie tak dawno, bo w XIX wieku, a gdzieniegdzie nawet do początków XX wieku, nie było w żadnym kraju jednolitego czasu. Zegary kościelne wskazywały zwykle czas miejscowy, zależny od położenia geograficznego miejscowości. Mało kto miał kieszonkowy zegarek, więc po prostu przybywając dodanej miejscowości patrzył na wieżę kościelną, odnotowywał czas i już. Ci,którzy mieli zegarki, nawet jeśli podróżowali często, nie mieli wielkich kłopotów. Po prostu przy większej podróży przestawiali zegarki po przybyciu do miejsca docelowego. Zmiany były zauważalne dopiero przy większych odległościach. By przeskoczyć 4 minuty trzeba było przebyć 1 minutę długości geograficznej, co na równiku odpowiada w prostej linii prawie 30 kilometrom. U nas jest to mniejsza odległość, zależnie od szerokości geograficznej. W sumie nikomu to nie przeszkadzało. Nie było wtedy internetu, telefonów ani środków komunikacji, które poruszałyby się na tyle szybko, by ten czasowy folklor rodził poważniejsze problemy.

Sęki zaczęły się z czasem, a konkretnie,gdy nastąpił rozwój regularnych połączeń kolejowych. Jak drukować rozkłady jazdy, skoro każda stacja po drodze ma swój własny czas? Można powiedzieć, że to kolej żelazna wymusiła czas, który znamy dzisiaj, a więc jeden dla całego państwa. Widzimy więc, iż na czas miały wpływ pieniądze. Czas musiał się dostosować do potrzeb biznesu.

Jak już wspomniałem, czas letni/zimowy wprowadzono w czasie I Wojny Światowej. Czy dawało to coś wojsku? Nie ma podstaw, by tak sądzić. Natarcie można wyznaczyć równie dobrze na godzinę 6rano co na 7. A przemysł? Wyznacznikiem ówczesnej potęgi był przemysł ciężki. Dla stalowni,huty czy innej fabryki oświetlenie było kosztem marginalnym. To, czy żarówka paliła się godzinę dłużej, czy godzinę krócej, nie miało znaczenia. Zresztą, co za problem kazać robolom przyjść na 7 zamiast na 6? A koszty wprowadzenia zmiany czasu? Nie było wówczas tak powszechnej łączności radiowej,telewizyjnej, internetowej, zegarów satelitarnych. Nawet teraz zmiana czasu przysparza kłopotów, a co dopiero wtedy. Pomyślmy – wojna w toku. Transporty wojskowe, dostawy dla przemysłu, kolej, samochody, totalne zamieszanie, jak tona wojnie, a tu jeszcze zmiana czasu! Nawet teraz koszty zmiany czasu są znaczne. Trzeba opracować nowe rozkłady jazdy, wydrukować je, rozesłać gdzie trzeba. A zyski? Wprowadzenie czasu jednolitego wymusiła kolej, bo ona miała w tym interes ekonomiczny. A czas letni? Kto miał w tym widoki na zysk?Pamiętajmy, że były to czasy, gdy o interwencjonizmie państwowym nikt jeszcze nie słyszał. Jak przedsiębiorcy coś nie grało, to zwijał manatki, robotnicy szli na bruk, na który niejednokrotnie skakał z okna ich niedawny pracodawca, i wszystko toczyło się po staremu. Kto i po co wprowadził więc ten czas letni?

Spójrzcie na własne mieszkanie. Koszt oświetlenia jest coraz mniejszym odsetkiem zużywanej w domu energii. Ile godzin musi świecić żarówka, by zużyć tyle prądu co pralka podczas jednego prania? A mikrofale, czajniki elektryczne, kuchnie, grille, klima, telewizory, wieże,itp.? One kradną prąd nawet jak śpią (świecące oczko gotowości). W przemyśle jest po staremu. Większość zakładów ma włączone oświetlenie i w dzień, i w nocy. Koszty przestawienia czasu są spore, i w pieniądzach, i w stresie ludzkimi, o czym doskonale wie każdy, kto jechał pociągiem w momencie zmiany czasu, albo kto zapomniał przestawić zegarek i spóźnił się do pracy.

Czy nadal was przekonuje, że czas letni wprowadzono dla oszczędności energii elektrycznej? W dodatku w czasie wojny?Miliony ludzi ginęło na froncie, a rząd się zajmował ekologią, globalnym ociepleniem, i myślał, jak zaoszczędzić kilka promili krajowej konsumpcji prądu? Mnie to nie pasuje.

Czytałem u Suworowa, nie pamiętam w której książce, że to komuniści podsunęli Zachodowi ten pomysł, wraz z tym nie wytrzymującym krytyki uzasadnieniem o oszczędnościach. Wychodzili ponoć z założenia, że trzeba zacząć przyzwyczajać społeczeństwa kapitalistyczne do bezsensownych zarządzeń władz. Kiedy Armia Czerwona wyzwoliłaby Europę od kapitalistycznego ucisku, ludy Zachodu, zmiękczone już podobnymi kretyństwami,łatwiej przyjęłyby następne pranie mózgu. Czy tak było? Nie wiem. Na pewno to ciekawa hipoteza i dla mnie bardziej logiczna niż oficjalne uzasadnienia.

Nasuwa się pytanie, dlaczego mało jest głosów przeciwko? A słyszeliście o szpinaku? Przez pokolenia biednym dzieciom wpychano to zielone świństwo, aż im się zbierało na wymioty. Wszystko dlatego,że ktoś się pomylił przy podawaniu wyników badań zawartości żelaza w tym zielsku o bagatelka jedno zero. Nikt poważny nie stawiał dociekliwych pytań a pytania i protesty dzieci nie były przez nikogo brane poważnie. Wielka jest siła autorytetów – przykłady można mnożyć...


Wasz Andrew

piątek, 23 marca 2007

NIEWYŻYTA POLICJA



„...W ostatni weekend listopada spotkało się trzechstudentów informatyki. Postanowili ubrać się w kupione na giełdzie starocirzeczy. Jeden w marynarkę z milicyjnymi patkami i stalowy hełm z napisem MO,drugi w marynarkę i starą czapkę milicyjną, a trzeci założył radzieckihełmofon. Tak ubrani wyszli wieczorem na miasto. Robili sobie zdjęcia, poszlina zakupy do sklepu przy kieleckim Rynku. Gdy wracali do domu, zatrzymał ichradiowóz. - Na komisariacie policjanci najpierw nie wiedzieli, jaki zarzut namformalnie postawić, a po jakimś czasie usłyszeliśmy, że nosimy mundury, doktórych nie mamy prawa - opowiadają....”
Źródło:Studenci w sądzie za noszenie mundurów MO, Marcin Sztander, 2007-03-02

Sprawa zakończyła się skazaniem dwóch studentów wpierwszej instancji (ten w hełmofonie został uniewinniony).

„...Dlaczego policja tak gorliwie ściga studentów? -Nie możemy tolerować łamania prawa. A w tym wypadku to było wykroczenie istudenci nie mogą się tłumaczyć nieznajomością prawa - argumentuje MałgorzataSałapa-Bazak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach....”
Źródło:jw.

Czy to ta sama policja, która krzyczy, iż jest takprzepracowana, że nie jest w stanie porządnie zająć się ściganiem prawdziwych,kryminalnych przestępstw? Nie ma sił ani środków, by ścigać sprawców włamań dopiwnic i kradzieży. Przeciąga sprawy w nieskończoność, przyjeżdża z opóźnieniemna interwencje, strajkuje i narzeka na braki kadrowe, ale ma czas, siły iśrodki, by prowadzić takie bzdurne sprawy?

Nie wiem, skąd policja ma ludzi, by zajmowali siętakimi sprawami, skoro brak jej funkcjonariuszy do zwykłej, potrzebnejspołeczeństwu roboty. Wiem za to, że na pewno nie poprawi to jej wizerunku. Mamteż propozycję dla tych biednych studentów. Powinni wykazać się obywatelskąpostawą i zgłaszać w jednostce, która im narobiła tych kłopotów wszelkie zlotystarych pojazdów, wszelkie śluby kolekcjonerów, imprezy w stylu piknikówfortecznych, spotkania emerytów policyjnych, wojskowych, strażackich, inscenizacjehistorycznych bitew na świeżym powietrzu, itd. Każda z nich jest bowiemstrasznym przestępstwem, bo biorą w niej udział przebierańcy „noszący mundury,do których nie mają prawa” i „używają lub noszą: godło, chorągiew albo innąodznakę lub mundur, co do których został wydany zakaz, albo odznakę lub mundurorganizacji prawnie nie istniejącej, albo odznakę lub mundur, na którychustanowienie lub noszenie nie uzyskano wymaganego zezwolenia”. Wielu z nichnosi nawet mundury hitlerowskie z odpowiednimi insygniami, co jestprzestępstwem przewidzianym w jeszcze innych przepisach.

Życzę policji samych sukcesów w zwalczaniu tych okrutnych przestępstw.

czwartek, 22 marca 2007

Fałszywe autorytety



Nie wierzę profesorom, świętym i innym autorytetom. Wiem, że każdy poszukuje autorytetów. Autorytety ułatwiają życie. Nie trzeba się zastanawiać nad szukaniem drogi przez życie, nad szukaniem argumentów w dyskusji. Zamiast tego można się powołać na słowa autorytetu. Bardzo dobrze, jeśli przeciwnik nie może skontrować, bo atak na użyty cytat można uznać za obrazę autorytetu. Z tego powodu, co można obserwować w polityce, bardzo przydatne są autorytety religijne, jak na przykład ulubiony ostatnio Jan Paweł II. Jeszcze nie jest święty a już jego słowa są niepodważalne, nawet wtedy, gdy są sprzeczne  ze słowami uznanych, okrzepłych świętych. W czym JPII jest lepszy od Świętego Tomasza? Nie wiem.O to trzeba by spytać mądrych w piśmie z szeregów PiS albo LPR. Oni wiedzą, że JPII mówiący, że zarodek jest człowiekiem od chwili poczęcia, ma rację, a Święty Tomasz, który mówi, że jest inaczej, racji nie ma. Skąd to wiedzą? Nie wiem. To jedna z wielu ich tajemnic.

Wracając do autorytetów, to ja też ich poszukuję. Instytucja mistrza, autorytetu, czy jak to zwać, jest bardzo pożyteczna. Pozwala oszczędzić energii i czasu. Nie musimy łamać sobie głowy nad problemami, które już dawno ktoś inny, mądrzejszy od nas, przetrawił. Tylko czy najmądrzejszy nawet człowiek, największy nawet autorytet, nie może się mylić? Tu właśnie leży niebezpieczeństwo. Kiedy ludzie zamykają oczy na ewidentne potknięcia autorytetów, na totalne bzdury i ewidentne pomyłki, kiedy z innych ludzi robią bogów, to już jest niedobrze.Takie ciągotki drzemią w  każdym z nas. O ile jednak w przypadku autorytetów naukowych, czy innych z gatunku świeckich,zachowujemy resztki rozsądku, o tyle w przypadku autorytetów religijnych nierzadko następuje całkowite odmóżdżenie. Niektórzy potrafią wierzyć w nieomylność kilku autorytetów jednocześnie, choć każdy z nich twierdzi co innego.

Skończmy jednak z religią. Nasza panująca koalicja uwielbia nowy rodzaj autorytetów. To historycy. Ja tym ludziom nie wierzę bardziej niż reporterom z brukowca.Dlaczego?

Obecni profesorowie, którzy byli władni oceniać, kto złym agentem a kto czystym jak łza mężem, zdobywali swoje tytuły w czasach, gdy nauka polskiej historii stała na stanowisku, że Katyń, o ile w ogóle miał miejsce, to był zbrodnią niemiecką upozorowaną na radziecką. To oni pisząc prace magisterskie i doktoraty, broniąc swych prac habilitacyjnych, budowali PRL-owską wizję historii. Czy ktoś ich z tego rozlicza? Nie. To oni rozliczają innych. Ci sami ludzie, którzy dziś wieszają psy na PRL-u, swego czasu sławili bojowników o wolność i demokrację i byli gotowi udowadniać, że Armia Czerwona to było najlepsze, co mogło Polskę spotkać, a Janosik był komunistą. Gdy widzę profesora historii plującego na komunę pytam się go w duchu: - Gdzie byłeś w latach komuny? Co zrobiłeś dla prawdy historycznej?

Oczywiście,gdybym powiedział, że wszyscy się sprzedali, to byłbym niesprawiedliwy. Nie chodzi mi o rozliczenie historyków za brednie, jakie przez dziesiątki lat sączyli w głowy narodu i jakie nadal sączą. Chcę tylko powiedzieć, że historyk,jak każdy autorytet, nie tylko jest omylny, ale może być nawet ewidentnie zakłamany. Wystarczy spojrzeć na dzisiejszy stan wiedzy historycznej. Inaczej pewne sprawy, nawet o kardynalnym znaczeniu, widzą historycy w Polsce, inaczej zaś w Rosji, a jeszcze inaczej w USA czy Wielkiej Brytanii.

Przy autorytetach dotykamy jeszcze jednej sprawy. Częściej autorytetem jest profesor niż magister, częściej papież niż proboszcz, częściej generał niż kapral.Jednak w każdej drabince, czy to naukowej, czy religijnej, wojskowej czy biznesowej, zawsze im wyżej, tym więcej polityki. Każdy, kto jest odpowiednio wysoko, nim dotarł na szczyty, musiał być spolegliwy dla władzy. Nie można zostać papieżem, nawet będąc świętym, jeśli nie ma się poparcia politycznego odpowiedniej ilości kardynałów. Nie można zostać profesorem bezkompromisowo głosząc prawdę. Czy to źle? Nie. Ale te dwie rzeczy: omylność i spolegliwość autorytetów sprawiają, że nie można im wierzyć bez reszty. Są ludzie, którzy w wybrany przez siebie autorytet wierzą bardziej niż w siebie. Tylko czy to naprawdę ludzie? Wierzmy autorytetom, korzystajmy z ich wskazówek, ale kontrolujmy, czy ich mądrość nie stoi w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, z innymi autorytetami, które uznajemy, z logiką, czy też po prostu z poczuciem prawości, które każdy z nas powinien mieć w sobie. Korzystajmy z tych swoistych dróg na skróty, ale ciągle uważajmy, czy nie próbują nas sprowadzić na manowce.Homo sapiens to w końcu człowiek myślący, a nie człowiek wierzący. 


Wasz Andrew

Pornografia...

PORNOGRAFIA, NIEWOLNICTWO I BEZMÓZGOWIE, PEDERASTIA I KATOLICYZM



Trzy gracje - Peter Paul Rubens

Koło Prawicy Rzeczypospolitej opowiada się za całkowitym zakazem pornografii. Jak poinformował lider PR Marek Jurek, koło złożyło w tej sprawie projekt do Marszałka Sejmu.

Koło Prawicy Rzeczypospolitej złożyło projekt zmian w Kodeksie karnym zakładający, że osoba, która "rozpowszechnia treści mają cecharakter pornograficzny" podlegałaby karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Tej samej karzepodle gałaby osoba, która takie treści w celu rozpowszechniania tworzy, przechowuje, przesyła, przenosi albo przewozi. Jeżeli robi to, by osiągnąć korzyść majątkową, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. Ten sam projekt wcześniej złożył poseł Marian Piłka (wówczas poseł PiS, teraz poseł PR). Nie był on jednak rozpatrywany w Sejmie, ponieważ posłowie PiS wycofali swoje podpisy.

- Kilka tygodni temu projekt został wycofany po interwencji kierownictwa klubu PiS - podkreślił na konferencji prasowej w Sejmie Jurek.

Według niego,pornografia to "zjawisko, które jest formą współczesnego niewolnictwa,poniżania kobiet o wykorzystywania do rzeczy, do których nikt nie chciałby,żeby jego bliscy byli wykorzystywani".

- Mamy nadzieję,że ten projekt będzie przedmiotem prac w Sejmie - dodał.

W obecnym stanie prawnym, rozpowszechnianie pornografii stanowi przestępstwo wyłącznie wtedy,gdy: prezentacja może narzucić odbiór treści pornograficznych osobie, która sobie tego nie życzy; rozpowszechnia się treści małoletnim do lat 15;rozpowszechnia się treści z udziałem małoletniego do lat 15, zawierające sceny przemocy albo związane z posługiwaniem się zwierzęciem. Ponadto przestępstwem jest posiadanie tzw. pornografii dziecięcej.

Źródło: Wiadomości onet.pl za PAP, PL 24.05.2007


Kiedy tak czytam wypociny umysłów polskiej prawicy zastanawiam się, co wpływa na tak powszechną kontuzję stawu mózgowego, przyjmującą wśród tego środowiska rozmiary epidemii.Czy to katolicyzm tak ich ogłupił, czy też po prostu głupcy lubią się chować pod płaszczykiem religijności, jak Wałęsa za obrazkiem Matki Boskiej?

Pomijam już fakt,że tak naprawdę nikt nie wie, co pornografią jest, a co nią nie jest. W razie wprowadzenia postulowanego przez PR i pana Jurka przepisu każdy będzie mógł składać na każdego donosy o posiadanie pornografii, a sądy będą musiały każdorazowo powoływać biegłych, by ocenić co pornografią jest, a co nie.Ekspertyzy będą oczywiście niejednokrotnie sprzeczne, bo nikt tak dokładnie nie wie, co pornografią jest, a co nie. Najpierw by trzeba sprecyzować co to jest ta pornografia, ale to chyba tak do końca nie jest możliwe. Pomińmy jednak ten fakt, który sprawia, że rozmowa o zakazie pornografii jest tym samym, czym jest rozmowa o zakazie posiadania dumduloka. Skoro nie sprecyzowano czym jestdumdulok, to jak można zakazywać jego posiadania?

Pomińmy też kardynalną zasadę tworzenia prawa, która widocznie przerasta możliwości rozumienia katolickiej prawicy, a mianowicie jasność i czytelność. Jak obywatel będzie miał przestrzegać prawa, którego nie będzie umiał zastosować nie tylko on, nie tylko policja, ale nawet sąd. Skoro sąd będzie musiał powoływać biegłych, by orzekali (a właściwie usiłowali orzec), czy dana rzecz jest pornografią,to skąd ma to wiedzieć obywatel? Pomińmy więc i ten aspekt radosnej twórczości intelektualnej Jurka i spółki. Zajmijmy się ewidentną bzdurą, która go ośmiesza jako człowieka głupiego jak but.

Trybun katoprawicy twierdzi, że pornografia to niewolnictwo kobiet. Po pierwsze, to wydawało mi się, że pornografia nie jest tylko sprawą kobiet. Albo Jurek nie wie, że na każdym serwerze pornograficznym są działy, gdzie kobiet nie uświadczysz, albo udaje, że tego nie wie. Pornografia gejowska, pornografia, gdzie pokazuje się tylko mężczyzn, albo kobietę i mężczyznę z dominacją kobiety, kobiety wiążące i torturujący mężczyzn, to chyba nie jest sprawa niewolnictwa kobiet? Niejeden znany (w skali światowej) aktor brał udział w „pornografii” i jego fotki,a nierzadko i filmy z jego udziałem, krążą w sieci. Co to ma wspólnego z niewolnictwem? Kto jest niewolnikiem? Baba, która w hipermarkecie haruje za kilkaset złotych miesięcznie, czy Pamela Anderson albo Paris Hilton, które są gwiazdami„pornografii”?

Jeśli ktoś jest niewolnikiem, to chyba liderzy katoprawicy, którzy są niewolnikami niedostatków swych umysłów.Odurzeni religijnymi dogmatami wmawiają nam, że pederastia do zboczenie i że w dodatku można je leczyć. Obecnie wiemy, że co najmniej u 1500 gatunków zwierząt obserwuje się zachowania homoseksualne, a u takich przykładowo żyraf 90 %wszelkich zbliżeń seksualnych ma miejsce między dwoma samcami. Może zacznijmy od leczenia żyraf, bo w ogrodach zoologicznych mogą dawać zły przykład dzieciom i szerzyć propagandę homoseksulaną?

O co więc chodzi?Załóżmy, że zostanie wprowadzony całkowity zakaz posiadania wszelkiej pornografii. Co się stanie? Będzie można każdego oskarżyć, bo pewnie u każdego się coś znajdzie. A to kalendarz z gołą babą, a to zdjęcie synka z obnażonym siusiakiem, pamiątka z pierwszej wyprawy nad morze, a to obraz klasyka ukazujący matronę z widocznym biustem albo nie daj Boże kroczem. Może też być jakiś zapomniany Playboy z dawnych, dobrych czasów albo tapetka na pulpicie z Pamelą lub Monicą Bellucci. Może potem, po kilku/kilkunastu miesiącach, biedak zdoła się oczyścić, ale wiadomo – biegli są jak IPN. Dla swoich sprawę załatwią w godzinę, dla innych potrzebują miesięcy. Zanim to jednak nastąpi raz na zawsze przypnie mu się łatkę zboczeńca, przestępcy i degenerata. Czy o to chodzi? A upadek i tak już wątpliwego autorytetu sądów? Czy to nikogo nie obchodzi?

Inna sprawa to pornografia rysunkowa (fantasy, anime) i komputerowa (3D) bardzo dynamicznie się rozwijająca. Kto tu jest niewolnikiem? Rysownik? Procesor komputera? Może ktoś w końcu palnie w łeb tą lagą marszałkowską autorów teorii godnych bardziej przedszkolaka niż marszałka sejmu?

Pewnie, że w świecie pornografii jest dużo patologii. Takich zwierząt, jakie można znaleźć w habitach nie znajdzie się jednak nawet wśród bohaterów horrorów. Hannibal Lecter przy Brzicy to prawdziwa owieczka. Może zakażmy więc również propagowania katolicyzmu i posiadania jego symboli, bo w jego imieniu dokonano zbrodni, przy których ciemne strony pornografii to pestka?

Nie wiem jak jest.Czy takie pomysły, jak ten Jurka z pornografią i niewolnictwem, to bezpośredni efekt głupoty, czy też objaw politycznej perfidii, która w imię zniszczenia rywali jest gotowa na wszystko, co chyba jest głupotą jeszcze większą, bo związaną z nikczemnością. Tego się nie dowiemy. Jakkolwiek by nie było, u podstaw takich propozycji leży głupota, a tej musimy się sprzeciwiać z całych sił, bo nie ma większej potęgi, niż potęga ludzkiej głupoty. Jeśli pozwolimy naszemu krajowi dalej iść w tym kierunku, to wszyscy staniemy się niewolnikami.Ale nie takimi z wyboru, jak większość aktorów porno filmów, tylko takimi jak obywatele Kraju Rad za Stalina, czy obywatele USA za McCarthy’ego. Niewolnikami władz, własnego strachu i rządowej propagandy. Szkoda, że tragiczne epizody z historii innych krajów niczego nas nie uczą i próbujemy właśnie czerpać pełnymi garściami z najgorszych wzorców.


Wasz Andrew

GRAFICIARZE, SŁUŻBY I SPOŁECZEŃSTWO



Graficiarzy, którzy namalowali swe bohomazy na burciesamolociku na poznańskim lotnisku Ławica, uważam za głupków. Dlaczego? Bo głupito ten, co głupio czyni, jak mawiał bohater Rainmana, a oni popisali sięniewytłumaczalną wręcz głupotą. Popełnili przestępstwo i dali się złapać. Teraz straszą ich, że dostaną „do latpięciu”. To jeszcze pikuś. Jak pokrzywdzeni wytoczą ich rodzicom postępowanie oodszkodowanie za straty materialne, to chłopaki nawet w domu będą mieli przegrane.I bardzo dobrze.

Ludzkiejgłupoty straszna potęga Ziemię burzy, piekła sięga, trzeba więc tępić każdy jejprzejaw, a zwłaszcza tak widowiskowy, jak wspomniane graffiti. A mogło być takpiękne. Gdyby młodzi gentlemani zrobili użytek z organu, który podobno odróżniaich od zwierząt, byliby sławni i bezkarni. Może zrobiliby kasę na wywiadach irozpoczęli kariery medialne.  Ale niezrobili. Narobili sobie tylko kłopotów. Dlaczego? Nie wiem. Dla mnie toniezrozumiałe.

Skorochcieli się popisać, co bezpośrednio prowadzi do ujawnienia, to powinni bylisobie zapewnić bezkarność. Jak? Choćby przez użycie do swego wyczynu farbzmywalnych, które nie uszkodziłyby samolotu. Dodatkowo mogli zapewnić sobiewsparcie moralne zawczasu przygotowując bajeczkę, że nie chodzi im oautoreklamę, a o sprawdzenie, w ramach obywatelskiego obowiązku, jakościzabezpieczeń antyterrorystycznych na lotnisku. Nie zaszkodziłoby też na gorącoprzesłać materiał z akcji do jednej z bardziej znanych telewizji. Zadbaliby odrazu sobie o sławę, pieniążki i bezkarność. Pewnie, że wielcy specjaliści odochrony próbowaliby ich szarpać za spowodowanie jakiegoś tam zagrożenia,  za wejście na płytę lotniska w miejscuniedozwolonym, czy za cokolwiek innego, ale pewnie spełzłoby to na niczym, a służbynaraziło na śmieszność i zasłużoną krytykę. Tutaj dotykamy drugiej sprawy, dużopoważniejszej i dużo smutniejszej.

Wyczynmłodych grafficiarzy obnażył bezradność i niekompetencję służb odpowiedzialnychza przeciwdziałanie terroryzmowi. Grafficiarze mądrzy nie byli, ale czyspołeczeństwo nie jest jeszcze głupsze od nich? W demokratycznym społeczeństwiesłużby policyjne, wywiadowcze i inne wszelkiej maści rządowe agencje, mają podpłaszczykiem walki z zagrożeniem terrorystycznym uprawnienia, o jakich jeszczekilkanaście lat temu mogli tylko pomarzyć. Totalna inwigilacja każdego, ktopodpadnie ich zleceniodawcom, prześwietlanie, rewizje, podsłuchy, czytaniekorespondencji. Państwo policyjne w mundurku demokracji. A koszty? Kto za towszystko płaci? Kto utrzymuje tabuny nierobów, którzy nie potrafią niczemuzapobiec? My, wszyscy, społeczeństwo. Na co te wszystkie cuda techniki, ciwszyscy szkoleni za grube miliony specjaliści, skoro byle gówniarz może podejśćdo samolotu i zrobić z nim, co mu się rzewnie podoba? Potem sprawca chwali sięna swym blogu swoimi osiągnięciami, a policja uważa za sukces, że w drodze„działań operacyjnych” ustaliła sprawców. Nie dziwi, że nie mogą złapaćsprawców włamania do komórki, bo ci się w internecie nie ogłaszają. Żeby łapaćpospolitych przestępców trzeba wyjść zza biurka, a jak z tym jest, to wszyscywiemy i żadna propaganda nas nie przekona, że jest dobrze. Jak ktoś zobaczy naulicy dzielnicowego, to woła dzieci, bo to widok rzadszy niż zakonnica w mini.Podobny przykład skuteczności widzieliśmy ze snajperem w Szczecinie. Pierwszesłyszę by snajper używał broni krótkiej. Pewnie to pomysł rzecznika policji, byukryć niekompetencję swej firmy przez wyolbrzymienie zdolności przeciwnika.Oddziały szturmowe policji miały problem z ujęciem jednego faceta uzbrojonegotylko w broń krótką, działającego jak debil, bez wsparcia, bez rozpoznania, poprostu głupka z bronią. Skuteczność policji i innych służb, jaką obserwujemy corusz w środkach masowego przekazu, jest żenująca. Owszem, chłopcy wkamizelkach, uzbrojeni po zęby, potrafią wywlec ze szpitala lekarza czy innegopodobnego przestępcę. Tylko czy uzasadnia to ciągły wzrost uprawnień tychsłużb, czy uzasadnia ciągłe ograniczanie swobód w imię walki z terroryzmem, czyuzasadnia w końcu ciągle rosnące koszty, jakie wszyscy ponosimy? Mam wrażenie,że poleganie na technice i nadmiernych uprawnieniach prowadzi do corazmniejszej skuteczności, bo mniejszą wagę przykłada się do rzeczy podstawowych,a przestępca jest jak woda – idzie tam, gdzie najłatwiej. Nie będzie się pchałprzez bramkę kontrolną w sali odlotów, skoro może przejść przez płot ipomajstrować przy samolocie. Władze zachowują się jak ktoś kupujący drzwi zadziesięć tysięcy, choć każdy może wybić mu szybę w oknie i tamtędy wejść domieszkania. Tego rząd zdaje się nie zauważać, bo to podważa sens sięgania pocoraz to nowe uprawnienia i topienia coraz to większych sum w rozbudowietechnicznej i osobowej wszelkiej maści „służb”. Społeczeństwo też tego zdajesię nie widzieć i wciąż się zastanawiam, kiedy i czy w ogóle się to zatrzyma.Czy przypadkiem największym zwycięstwem terroryzmu nie będzie moment, gdypaństwa demokratyczne któregoś dnia stwierdzą, że w sumie są państwamipolicyjnymi, „demokratycznymi dyktaturami”. Że dla ochrony przed terroryzmemzrezygnowały ze wszystkiego, co przed nim chciały chronić. Koalicjaantyterrorystyczna nie brzydzi się już tortur, nielegalnych więzień, tajnychlotnisk, działań łamiących prawo i Bóg wie czego jeszcze. Czy to się kiedyś skończy? Kiedy porządny, szary człowiek znów będzie mógł zaufać władzy?

wtorek, 20 marca 2007

POLSKA RAJEM DLA SZPIEGÓW



"Życie Warszawy": Firma Bumar zwróciła się wzeszłym roku do ABW o nadzór nad testami technicznymi czołgu, przeznaczonego naeksport do Malezji. Powodem było stwierdzenie sabotażu.
Według dziennika tylko nadzwyczajne środki bezpieczeństwauratowały reputację największej polskiej grupy zbrojeniowej i kontrakt wartokoło 380 milionów dolarów...
Onet Wiadomości za IAR, Mfi 19.03.2007

Nie będę się tutaj rozwodził nad upadkiem naszego przemysłyzbrojeniowego. Ten nasz super czołg można upchnąć tylko w krajach, gdzietotalnie brak pieniędzy na coś lepszego albo (a raczej i) stan kulturytechnicznej jest tak niski, że nic nowocześniejszego się nie nada. Nie będę sięrozwodził nad tym, że dzisiaj, w ramach NATO, Polska nadal produkujepostsowiecki klon ich słabszego czołgu (twardy to wersja rozwojowa T-72 anie choćby T-80), jakwszystkie konstrukcje wielkiego sąsiada konstrukcję typowo ofensywną, przydatnądla armii agresorskiej, ale w założeniach nieprzydatną dla armii defensywnej.Skoncentruję się na czym innym.  

IV Rzeczpospolita w dziedzinie służb specjalnych szczyci siękompletnym rozwaleniem starych struktur, wywaleniem na bruk kogo się da zdawnych służb, a nawet odbieraniem emerytur tym, którzy zdążyli odejść docywlia. Co taki były pracownik PRL-owskiego wywiadu czy kontrwywiadu czuje, gdywszyscy na nim wieszają psy, gdy obarcza się jego i jego kolegów za wszelkiezło, łącznie z kokluszem i gradobiciem? Co sobie myśli, gdy mało tego, żeodebrano mu godność, dumę z wykonywanej pracy, poczucie własnej wartości, prawodo uważania się za patriotę, to jeszcze grozi mu się odebraniem emerytury? Cozrobi, jak wykorzysta swe umiejętności?

Jeśli był miernotą pewnie zejdzie na psy albo pójdzie doinnej roboty. Jeśli jednak był dobry, to czy przypadkiem nie znajdzie sobieinnego pracodawcy? Czy inny protektor sam sobie jego nie znajdzie? Nawet wświetnie zmotywowanych, doskonale opłacanych tajnych służbach, zawsze znajdąsię ludzie, których da się podkupić. Zdrada w tym fachu to rzecz nieunikniona.Jednak to, co wyprawia nasz rząd, to prezent dla wszystkich zainteresowanych.Nie muszą już szukać haków, po prostu mogą wybierać wśród rzeszniezadowolonych, zaszczutych i odartych z godności dawnych „agentów”.

Druga sprawa to kwestia naboru. Nabór do tajnych służbzawsze jest sprawą delikatną, gdyż jest to moment, gdy stosunkowo łatwo obcewywiady mogą podrzucać kukułcze jaja, czyli przygotowanych uprzednio kandydatówz odpowiednimi referencjami. Przekonali się o tym alianci po wojnie, prowadzącwzmożony nabór do działań przeciw blokowi wschodniemu, co zaowocowałopołknięciem znacznej liczby sterowanych z Kremla agentów i odbijało im siępotężną czkawką przez całe dekady.

Trzecia sprawa to przewartościowanie w służbach najbardziejuprzemysłowionych państwa świata (czytaj najbogatszych). Kiedyś podstawowymzadaniem służb wywiadowczych było zbieranie informacji militarnych o innychpaństwach, nie tylko wrogich, oraz chronienie takich informacji, nie tylkodotyczących własnego kraju, przed innymi wywiadami. Wiedza o potencjalemilitarnym innych była kluczową informacją dla sprawowania politykizagranicznej również w czasie pokoju. Polityka była tak nierozerwalnie związanaz sektorem militarnym (szeroko pojętym), że po profilu armii, przemysłuzbrojeniowego, planów strategicznych i programów badawczych można było z dużądozą dokładności określić, na co dany kraj stać w polityce zagranicznej i czegomożna się po nim spodziewać. Błędy w ocenie danych wywiadu wojskowego aż doostatnich wojen powodowały podejmowanie błędnych decyzji strategicznych.Ostatnio jednak coraz większą część środków pożeranych przez wywiad ikontrwywiad najbogatszych państw stanowi szpiegostwoprzemysłowo-technologiczne. Ocenia się, że w niektórych krajach na ten sektorprzeznacza się, wprost i pośrednio, aż 1/3 środków. Jest to zrozumiałe, gdy sięweźmie pod uwagę choćby fakt, że są na świecie firmy o obrotachprzekraczających PKB Polski. Dzisiaj o byciu mocarstwem decyduje potęgatechnologiczna i potencjał gospodarczy, a silna armia jest tylko pochodną tegostanu rzeczy. Jak na tym tle będzie wyglądać Polska? Nie oszukujmy się.Negatywnie zlustrowanych ludzi ze służb, ludzi wylanych z laboratoriów iprzemysłu, nikt nie powstrzyma od wystawienia na sprzedaż swych umiejętności iwiedzy. Nie będzie ich też kim zastąpić, bo najlepsi, najbardziej wartościowi zmłodych już dawno są na Zachodzie. Pensja jaką może zaoferować Polska jestśmieszna w porównaniu do możliwości za granicą, co widać nawet po hydraulikach,lekarzach i kierowcach. Nie wspomnę już o sprawach ambicjonalnych, któreodgrywają tym większą rolę, im bardziej umysł twórczy i otwarty, a więc omożliwościach nieskrępowanego rozwoju, dostępu do najnowszego sprzętu,najdroższych technologii i prawie nieograniczonych środków finansowych.

Czwarta sprawa. Kto przy zdrowych zmysłach pójdzie do pracyw służbach IV Rzeczpospolitej? Przecież wiadomo, że po niej przyjdzie VRzeczpospolita. Tak jak PRL tępiło agentów „przedwojennej sanacji” i„sprzedawczyków Londynu”, tak jak państwo PiS tępi „komuchów i ubeków”, tak ici, którzy nadejdą, wytępią dzisiejszych polskich Bondów. Odbiorą im emerytury,pozbawią dobrego imienia, naplują na ich poświęcone służbie zdrowie a nierzadkoi życie.

Takich wiadomości jak ta z Bumaru pewnie nie będzie zbytwiele. W Polsce już niewiele jest rzeczy, które trzeba sabotować, większośćsami psujemy, niewiele jest technologii, które warto by ukraść. Nie musimy sięwięc obawiać wielkiego natężenia obcych działań wywiadowczych na naszymterenie. Cieszyć się? Pod warunkiem, że dalej będziemy skansenem Europy. Gdybykiedyś zagroziło, że możemy stać się silnym, samodzielnym państwem, wtedyobudzą się uśpieni, których być może właśnie przyjmuje się do służby, i jednaczy dwie prowokacje sprawią, że wszystko będzie po staremu....

IV RP - (nie)SPRAWIEDLIWE PAŃSTWO



IV Rzeczpospolitamiała być budowana pod przewodnim hasłem „Prawo i Sprawiedliwość”, które jestteż nazwą i hasłem przewodnim partii, która chce ją zbudować. Dlaczego mam więcwrażenie, że nie jest lepiej niż było, że chyba jest coraz gorzej.
    Weźmy się tylko zajedną sprawę. Za nieszczęsne emerytury ubeków.
    Pamiętam jakkilkanaście lat temu, nie pomnę już czyj to był pomysł i za czyich rządów,postanowiono pobawić się w Janosika, czyli zabrać bogatym a nie dać biednym.Postanowiono ściąć zbyt wysokie emerytury i zabrać dodatki za komunistycznemedale. Nikt z mojej rodziny ani z bliższych znajomych na tym specjalnie nieucierpiał, więc w sumie nie powinno mnie to obchodzić. Jak dziś pamiętam jednakczłowieka, którego wówczas poznałem. Był to emerytowany brukarz. Całe życiepracował jako szeregowy pracownik, nie był nawet brygadzistą. Miał nieco wyższąemeryturę niż jego koledzy z pracy, którzy codziennie zbijali bąki i chlali wkrzakach piwsko, bo całe życie tyrał jak głupi, miał jakieś medale, „300%normy” i inne takie. Tym mądrym pociągnięciem nasze władze zrównały go z jegokolegami, dając czytelną przestrogę wszystkim jego krewnym, znajomym i znajomymjego znajomych: „W tym kraju uczciwa praca w g... się obraca”. Takiej nauczkispołeczeństwo nie zapomina.
    Myślałem, że wdemokratycznym państwie nie ma miejsca na takie rzeczy. Myślałem, że mądrzyludzie takich rzeczy nie robią. Ale albo to państwo nie jest aż takiedemokratyczne, albo ludzie, którzy nim rządzą, nie są aż tacy mądrzy, za jakichsię uważają. Oto bowiem mamy plany zrównania wszystkich „ubeckich” emerytur dopoziomu nieco wyższego niż zasiłek dla bezrobotnych. Wszystkich. Moim skromnymzdaniem maszynistka w biurze, która pracowała w tym aparacie przemocy,kierowca, tłumacz, kasjerka czy gaciowy w magazynie, raczej nie pracowali natych stanowiskach ze względu na miłość do Moskwy. Pracowali tam, bo gdzieśmusieli, a że płace były dobre, to czemu nie. Jeśli kogoś kłują w oczyemerytury ubeków, to można zmienić ustawę w ten sposób, by można było odebraćemeryturę temu, kto popełnił określone przestępstwo, podobnie jak jest to w USAw przypadku policjantów. Wtedy w sądzie można by odebrać emeryturę tym, którzyfaktycznie byli sługusami Wielkiego Brata, którzy działali na szkodę Polski. Tooczywiście droga dłuższa, trudniejsza i być może niemożliwa do przejścia.Zamiast tego mamy kolejny czytelny sygnał dla społeczeństwa. Sygnał mówiący, bynie wiązać zbytnich nadziei z wdzięcznością państwa. Bo u nas, jak z tegowidać, nie ma ciągłości Państwa. Nie ma żadnej tysiącletniej Polski. Każdy ktobudował Polskę Sanacyjną otrzymał taką lekcję za PRL-u. Każdy, kto budował PRLwie już, że nie budował Polski, nawet jeśli odbudowywał Warszawę i za to dostałmedale. On budował potęgę Moskwy i jego odznaczenia za pracę nie są powodem dochwały, tylko dowodem zdrady i hańby. Teraz mamy IV Rzeczpospolitą, która plujena wszystko, czego dokonała III RP. Ale bądźmy spokojni. Przyjdzie czas i na tąekipę. Nie dziwne więc, że szarzy, porządni ludzie, którzy chcą po prostu robićswoje, wieją stąd tam, gdzie mogą to robić za konkretne pieniądze i być za toszanowanym, bez ryzyka, że za kilka/naście lat ktoś powie, że budowali imperiumzła.
     Tak nawiasemmówiąc, to zauważmy, że w Polsce kolejne pokolenia władzy nie potrafią zrobićnic, by polepszyć los emerytów. Zamiast tego stosują zasadę „polskiegopiekiełka”, czyli dołują tych, którzy mają nieco lepiej niż reszta. Tylko gdzietu prawo i gdzie sprawiedliwość...

środa, 14 marca 2007

Kompozyt z Novel Ames Lab


Kompozyt z Novel Ames Lab może zastąpić zubożony uran.

czyli nanostrukturalne materiały oferują bezpieczne dla środowiska możliwości przeciwpancerne.

AMES,Iowa – Przeciwpancerne pociski wykonane ze zubożonego uranu powodowały niepokój* pomiędzy żołnierzami, którzy ich używali i którzy je magazynowali.Teraz naukowcy w U.S. Department of Energy's Ames Laboratory są blisko opracowania nowego kompozytu z wewnętrzną strukturą przypominającą lody przekładane pofalowaną polewą**, który jest złożony z materiałów bezpiecznych dla środowiska, by jeszcze lepiej spełniał swe zadanie.

DanSordelet, główny naukowiec Ames Laboratory prowadzi zespół badawczy, który syntetyzuje nanowarstwy wolframu i szkła metalicznego aby zbudować pocisk przeciwpancerny. „Kiedy pocisk wchodzi głębiej w pancerz, jego kawałki są ścinane, co pomaga mu uzyskać zaostrzone dłutowato ostrze na końcu penetratora***”, powiedział Sordelet. „Szkło metaliczne oraz wolfram są obojętne dla środowiska i eliminują obawy zdrowotne związane z zagrożeniem toksycznością i promieniowaniem zubożonego uranu”.

Stopy oparte na zubożonym uranie są tradycyjnie używane w produkcji masywnych,metalowych pocisków znanych jako penetratory energii kinetycznej (KEPs) .Połączenie dużej gęstości ((~18.6 gramów na centymetr sześcienny) i twardości**** czynią zubożony uran (ZU) idealnym***** materiałem do zastosowań balistycznych. Ponadto ZU jest szczególnie dobrze predysponowany do wykorzystania jako KEP, gdyż jego złożona struktura krystaliczna powoduje efekt zwany przez naukowców lokalizacją ścinania****** lub mikropasmami ścinania*******, kiedy jest plastycznie deformowany. Innymi słowy, kiedy penetratory wykonane z ZU uderzają w cel z wielką prędkością, ulegają deformacji i reagują „samoostrzeniem”.

„Tojest bardzo pożądane, żeby mieć takie właściwości równocześnie z wysoką gęstością i dlatego właśnie ZU jest stosowany, ale od początku Wojny w Zatoce w1991 jest duże zapotrzebowanie na jego zastąpienie.” powiedział Sordelet.

Popularnym zamiennikiem dla ZU jest wolfram ponieważ przy jego gęstości 19,3 gramów na centymetr sześcienny jest on nawet nieco cięższy niż ZU. Jednak wolfram ma bardzo prostą krystaliczną strukturę znaną jako centralnie skupioną strukturę sześcienną********. „Jeśli zrobię taki sam pocisk z wolframu i plastycznie go zdeformuję, otrzymam kształt grzyba skierowany kapeluszem ku miejscu, gdzie pocisk uderzył, ponieważ wolfram jest bardzo oporny na formowanie mikropasmścinania”, wyjaśnił Sordelet. „To można porównać do wzięcia cukierka toffi********* i podjęcia próby wbicia go w ścianę – otrzymacie efekt grzyba.”

Sordelet powiedział, że badacze od 15 lat szukają sposobów, by stosować wolfram.Stworzyli ciężkie stopy wolframu, przykładowo W-Fe-Ni (wolfram-żelazo-nikiel),w nadziei uzyskania mikropasm ścinania w czasie potężnych deformacji, ale nie osiągnięto dotąd zadowalających rezultatów. „Jest kilka typów penetratorów opartych na wolframie, ale nie są one równie skuteczne jak ZU” – stwierdził.

Przez ostatnie lata, mówi Sordelet, badania koncentrowały się na połączeniu wolframu ze znaczącą ilością szkieł metalicznych, ponieważ materiały te, jako konsekwencję braku uporządkowanej siatki atomów, są naturalnie podatne na wystąpienie mikropasm ścinania. „Problem w tym, że nikt nie uzyskał ekonomicznie dostępnego szkła metalicznego, które by miało wystarczającą gęstość, aby formować z niego pociski mogące konkurować z ZU”, powiedział.„Uzyskuje się wszelkie różnorodne, interesujące struktury, ale wszystkie zawierają granulki wolframu o średnicy mikrona albo większe, a to prowadzi z powrotem do efektu grzybowatego odkształcenia.”

Sordelet mówi, że idealną drogą byłoby wykonanie całego penetratora z kompozytu uformowanego z metalicznego szkła wzmocnionego nanokryształami wolframu, gdyż badacze z Johns Hopkins University i Army Research Laboratory zademonstrowali ostatnio, że kiedy wielkość ziaren wolframu zredukuje się do skali nanometrów,jego zdolność do zlokalizowanego ścinania znacząco wzrasta. Tak więc Sordelet i jego współpracownicy: Ryan Ott, Min Ha Lee oraz Doug Guyer zdecydowali się użyć sposobu mechanicznego mielenia, aby zredukować rozmiar ziaren wolframu i ściśle połączyć je w submikronowej skali ze szkłem metalicznym.

„Najpierwte dwa składniki fizycznie połączyliśmy w wirówce a potem mechanicznie zmieliliśmy mieszaninę, by stworzyć cząsteczki kompozytu,” wyjaśnił Sordelet. Zgodnie z jego słowami cząsteczki kompozytu składają się w nanoskali z odrębnych warstw wolframu i szkła metalicznego, niesamowicie podobnych do lodów przekładanych warstwami pofalowanej polewy. „Co było zadziwiające dla nas to fakt, że w czasie formowania struktury kompozytowego proszku, podczas nakładania jego nanowarstw, nic nie zmieniało się w innych warstwach” powiedział. „Metale niełączyły się ze sobą – nie zachodziło żadne stapianie się, a struktura metalicznego szkła pozostawała nie zmieniona. Odstępy między warstwami i ziarniste struktury są nadzwyczajnie małe.”

W testach małych naprężeń (niewielkich odkształceń), nanostrukturalny kompozyt Sordeleta metaliczne szkło+wolfram wykazuje skłonność do zlokalizowanego ścinania. „Fakt, że zjawisko występuje w niskich naprężeniach jest bardzo znaczący,” mówi Sordelet. „To jest niesamowicie sugestywne, żeby było można je zobaczyć w warunkach dynamicznej deformacji, jak również jest właśnie tym, co jest potrzebne dla KEP.”

Sordeletjest optymistą w sprawie potencjału nanostrukturalych kompozytów metaliczne szkło+ wolfram, nie tylko jako przyszłych KEP, ale również w rozwoju podobnych kompozytów dla super precyzyjnych mechanizmów z zaawansowanych materiałów.Ponieważ jednak gęstość typowych szkieł metalicznych jest dosyć mała, wie on,że trzeba osiągnąć poziom około 70 % wolframu w kompozycie, co uczyni nowe materiały atrakcyjnymi poprzez osiągnięcie gęstości akceptowanej przez jego kolegów z Army Research Laboratory.

Rozważając ten problem, Sordelet mówi: „Co jeśli zastąpimy szkło czymś, co ma wyższą gęstość i też ma skłonność to zlokalizowanego ścinania? Metaliczne szkło jest właśnie takim materiałem ze względu na jego silną skłonność do wystąpienia wspomnianego efektu,” zauważa. „Prace prowadzone w Army Research Lab i w Johns Hopkins University pokazały jednak, że wiele metali z centralnie skupioną strukturą przestrzenną ma zdolność do zlokalizowanego ścinania, jeśli osiągnie się wystarczająco małe rozmiary ziaren.” Tu jest właśnie sedno, Sordelet teraz szuka połączeń wolframu z innymi metalami o dużej gęstości ale to już całkiem inna historia.

DOE Office of Science Basic Energy Sciences Office finansowała wyżej opisane prace nad syntezą i konsolidacją nanostrukturalnego proszku kompozytu szkła metalicznego. Dalsze badania są wspierane przez subkontrakt z Kennametal Inc. wkooperacji z U.S. Army Research Laboratory.

Ames Laboratory jest prowadzone dla DOE przez ISU. Laboratorium prowadzi badania w różnorodnych obszarach interesów narodowych USA, włączając źródła energii,projektowanie superszybkich komputerów, oczyszczanie i rekonstrukcję środowiska oraz syntetyzowanie i studia nad nowymi materiałami. Więcej informacji o Ames Laboratory można znaleźć na www.ameslab.gov.

Opracował:Andrew Vysotsky
[Źródło:Novel Ames Lab composite may replace depleted uranium,  EurekAlert!, 31.01.2007]
*Całkiem bezpodstawnie. Amunicji takiej używała już Panzerwaffe w czasie II Wojny Światowej.Amunicja zawierająca penetratory ze zubożonego uranu nie rodzi zagrożenia promieniotwórczością. W miejscu użycia takiej amunicji, czyli w miejscu trafienia, teoretycznie może nastąpić zatrucie (chemiczne) osób, w następstwie czego pierwszym poważnym skutkiem jest uszkodzenie nerek, jednak jest to zagrożenie dla celu i jego otoczenia a nie dla oddziałów używających tego typu amunicji. Miejsca, gdzie użyto tej amunicji są bardzo szkodliwe ale to powód do obaw dla ekologów i mieszkańców rejonów przylegających do pól bitewnych a nie dla żołnierzy, którzy jej używają. (przyp. tłum).
**(oryg.) fudge-ripple ice cream
***W chwili obecnej istnieje kilka zasadniczych rodzajów pocisków przeciwpancernych.Pociski wykorzystujące do rażenia energię kinetyczną składają się zwykle conajmniej z części zewnętrznej, zapewniającej kształt optymalny przy pokonywaniu oporu powietrza, odrzucanej w trakcie lotu lub traconej w momencie uderzenia w cel, i penetratora, czyli elementu przeznaczonego do przebicia pancerza celu.Penetrator ma zwykle wygląd mocno wydłużonego grota. Ze wzoru na energię kinetyczną wynika, że o jego skuteczności decyduje masa i prędkość, a z wzorów na opory ruchu wynika również kształt, który dodatkowo powinien zapewniać maksymalnie mały przekrój penetratora w miejscu zaatakowania pancerza (przyp.tłum.)
****Uran-238w skali twardości Vickersa jest na drugim miejscu po wolframie (poza rzadko występującym metalem jakim jest osm). Jest 1,75 razy twardszy niż tytan i 3razy twardszy niż żelazo. Twardość ZU w pociskach przeciwpancernych zwiększa się jeszcze przez dodanie do stopu np. 0,75% tytanu (przyp.tłum.)
*****Inne zalety uranu jako materiału do produkcji penetratorów amunicji p.panc.: Uranjest piroforyczny, co oznacza, że w postaci rozdrobnionej samoczynnie zapala się w obecności powietrza. W praktyce po trafieniu powoduje więc dodatkowe efekty w postaci zapalenia paliwa i amunicji w niszczonym pojeździe.Stwierdzono jego do skuteczność w takich zastosowaniach jak niszczenie podziemnych magazynów paliwa i amunicji, hangarów oraz składów np. broni biologicznej i chemicznej. Uran-238 jest łatwiejszy w obróbce niż twardszy od niego wolfram, który charakteryzuje się znacznie wyższą temperaturą topnienia (3422 °C) niż uran (1132 °C). Ponadto ZU jest tańszy i bardziej dostępny niż wolfram.
******(oryg.)shear localization
*******(oryg.)shear bands
********Jeden atom położony centralnie i otoczony innymi ułożonymi na planie siatki w kształcie sześcianu (przyp. tłum.)
*********W oryg. Tootsie Roll - mało znana u nas marka amerykańskich cukierków, pierwotnie produkowana głównie w wersji o smaku czekoladowym, w kształcie cylinderków zawiniętych w papier, twarda, odporna na zmiany temperatury i wilgotności,obecnie w różnych smakach, przypomina twardsze odmiany naszych tofii (przyp.tłum)

wtorek, 13 marca 2007

Polska - Japonia, Japonia - Polska


CZYLI DEMORALIZUJĄCE PRAWO I TV, KTÓRA MOŻE ZGUBIĆ





W czasie prac budowlanych w japońskim mieście Owariasahi jeden z robotników znalazł plastikowy pojemnik. Okazało się, że w środku znajdowały się pieniądze- niebagatelna suma 50 milionów jenów, co stanowi odpowiednik około 420 tys.dolarów. Pieniądze zostały zakopane w ziemi na pustej działce pod miastem. Robotnik, pracując sam przy pomocy małej koparki, wydobył pojemnik kopiąc wąski rów. Po obejrzeniu zawartości, odniósł znalezisko na policję, która szuka obecnie właściciela fortuny.

Zdaniem ekspertów policyjnych, pieniądze leżały w ziemi przez pewien czas. Jeśli wciągu sześciu miesięcy nie znajdzie się właściciel, cała suma - minus30-procentowy podatek - przypadnie szczęśliwemu znalazcy.

Nie jest to największy podobny skarb znaleziony w Japonii. W 1980 roku na jednej zulic w centrum Tokio kierowca ciężarówki znalazł zgubiony bądź wyrzucony z innego pojazdu worek, w którym znajdowało się sto milionów jenów (ok. 850 tys.dol.). Właściciela nie znaleziono i kierowca zainkasował należne mu 70 mln jenów.

Źródło:Wiadomości Onetu za PAP, PU /01:01

Sytuacja jasna i czysta. Znalazł, płaci podatek, reszta jego. Choć w komentarzach internautów podniósł się krzyk, że w Japonii fiskus zdziera, to uważam, że nie mają racji.

Porównajmy tą sytuację z naszym pięknym krajem. Gdyby coś takiego zdarzyło się w Polsce,znalazcy przysługiwałaby 1/10 wartości wykopanego skarbu (tzw. znaleźne art.186 K.C.). Pozostała część może trafić tylko do pierwotnego właściciela lub jego spadkobierców, a w razie ich braku przechodzi na skarb państwa. Od kwoty znaleźnego oczywiście trzeba by jeszcze zapłacić podatek. Jakie jest pierwsze wrażenie po porównaniu sytuacji szczęśliwca z Polski i z Japonii? Nie napiszę,że nasze państwo, to największy złodziej, bo jeszcze by mi wytoczono sprawę oszkalowanie dobrego wizerunku naszej Ojczyzny. Każdy się jednak zgodzi z tym,że w Polsce państwo, poprzez takie właśnie regulacje prawne, uczy ludzi jak oszukiwać fiskusa, którego pazerność przerasta wszelkie możliwe granice. Już starożytni wiedzieli, że najtrudniejszy jest pierwszy raz. Gdy tylko raz się ludzie dowiedzą, jak nienasycona jest nasza władza, gdy tylko raz państwo ich zmusi, by je okradli lub oszukali, zaraz wiedzą jak należy postępować. Nic dziwnego,że co chwila, przy okazji znalezienia jakiegoś skarbu nad Wisłą, mamy przy od razu aferę związaną z jego rozkradaniem. Mało tego. Ostatnio coraz więcej jest sygnałów, że wiele skarbów w ogóle nie ujrzało oficjalnego światła dziennego iod razu trafiło „do ludzi”. Gdyby chodziło tylko o pieniądze, to niech tam, ale gdy przedmiotem takich praktyk są skarby historii, to jest to już bardzo poważna sprawa. Mamy nawet informacje, że w procederze „prywatnych wykopalisk”biorą udział również pracownicy naukowi, byli i nie tylko. Wiadomo - pecunia non olet.

Jest źle? Nie. Jest jeszcze gorzej. Jakby mało było art. 186 K.C. mamy jeszcze art.189 K.C., który gwarantuje znalazcy skarbu zamiast znaleźnego „odpowiednie wynagrodzenie”. W praktyce daje to państwu furtkę, by jeszcze bardziej oszwabić szczęśliwego obywatela. Gdy wspomniane 10% znaleźnego wydaje się być zbyt wysoką kwotą (a tak jest z reguły przy znaleziskach o wielkiej wartościhistorycznej, jak choćby kolekcje starych monet) można zawsze ustalić „odpowiednie”wynagrodzenie. Odpowiednie dla państwa oczywiście.

W świetle powyższego nie jest dziwne, że nasi rodacy nagminnie przywłaszczają sobie znalezione mienie, choć kara grozi teoretycznie nawet za podniesienie i zabranie banknotu znalezionego na ulicy (art. 284§3KK, czyli przywłaszczenie mienia znalezionego).

Czy w takim razie tylko państwo jest winne lepkim rękom naszych obywateli? Śmiem wątpić. Niemcy w naszych realiach zachowują się wyraźnie inaczej. Pamiętam taką sprawę, gdy niemieckie małżeństwo bawiące na wywczasach w jednym z naszych kurortów, znalazło portfel z dokumentami Polaka i sporą kwotą pieniędzy.Wieczorną porą zanieśli portfel, dokumenty i pieniążki do najbliższej jednostki policji. Tam przekazali wszystko zmęczonemu życiem i służbą, choć młodemu wiekiem funkcjonariuszowi, i poszli do domku, a właściwie do hotelu. Policjant popukał się w czoło, ponaśmiewał z głupoty Niemców, po czym znalezione przez nich pieniążki schował troskliwie do swej szafki. Portfel z dokumentami wrzucił do szuflady na dyżurce, gdzie leżał stosik innych znalezionych przez obywateli dokumentów, czekających cierpliwie na odesłanie do właścicieli, po czym o sprawie zapomniał. Na dodatek szuja nie podzielił się z kolegami, co ostatecznie go zgubiło, gdyż nie wiedząc co jest grane, nie mogli „prawidłowo”zareagować i go potem ostrzec.

Niestety,wspomniany policjant za dużo oglądał telewizji i to go zgubiło. Uwierzył, że jesteśmy już w Europie i że nie jesteśmy gorsi od Niemców czy Anglików, czyli że i u nich jak ktoś uczciwy to głupi. Po zakończeniu służby poszedł spokojnie do domku i jeszcze odsypiał nockę, gdy komendanta jego jednostki nawiedzili praworządni goście znad Łaby. Poprosili oni o wypłatę znaleźnego, bo sądzili,że już odszukano właściciela feralnego portfela. Kiedy policjanci poinformowali, że za dokumenty nie przewiduje się znaleźnego,  Niemcy wyciągnęli karteczkę i odczytali, jaka suma znajdowała się w przekazanym policji portfelu. Wobec ich zdecydowanej postawy i nadciągającej międzynarodowej scysji wezwano prokuratora a potem otworzono szafkę gamoniowatego policjanta, w której oczywiście leżały na widoku„zagubione” banknoty.

Tak więc złe prawo złym prawem, ale póki nasze postawy nie będą bliższe mentalności tych Niemców, póki nasze zachowania będą podobne do tych z drugiej strony barykady, nie wołajmy, że Europa jest zgniła i niemoralna, że mamy prawo innych nauczać moralności, bo jesteśmy pod nieodpartym wpływem Jana Pawła II, bo opiekunką Polski jest Maryja i właśnie budujemy IV Rzeczpospolitą pod światłym przewodem Ojca Rydzyka. Kiedy w naszym kraju będzie mniejsze złodziejstwo niż gdzie indziej, wtedy może te hasła nie będą wierutnym kłamstwem. Kiedy? Chyba nieprędko...



Wasz Andrew