piątek, 23 sierpnia 2013

O Eichmannie



„Pół tuzina psychiatrów uznało go za „normalnego” -  „w każdym razie normalniejszego niż ja sam po badaniach, jakim go poddałem”, jak miał ponoć wykrzyknąć jeden z psychiatrów; inny natomiast doszedł do wniosku, że cała konstrukcja psychiczna Eichmanna, jego stosunek do własnej rodziny, żony i dzieci, matki i ojca, braci, sióstr i przyjaciół, jest „nie tylko normalny, ale jak najbardziej pożądany”.

Kłopot z Eichmannem polegał na tym, że ludzi takich jak on było bardzo wielu, a nie byli oni sadystami, ani osobnikami perwersyjnymi, byli natomiast – i wciąż są – okropnie i przerażająco normalni. Z punktu widzenia naszych instytucji prawnych oraz kryteriów oceny moralnej normalność owa była dużo bardziej przerażająca niż wszystkie potworności wzięte razem, gdyż oznaczała ona… iż ów nowy rodzaj przestępcy, będący w istocie hostis generis humani [wrogiem rodzaju ludzkiego], popełnia swoje zbrodnie w okolicznościach, które właściwie uniemożliwiają mu uświadomienie sobie lub poczucie, że czyni coś złego.

H. Arendt Eichmann in Jerusalem: A Raport on the Banality of Evil

Efekt Lucyfera Philip Zimbardo

czwartek, 22 sierpnia 2013

O analizach


Tradycyjne analizy przeprowadzane przez większość ludzi, .in. w instytucjach prawnych, religijnych i medycznych, koncentrują się na osobie działającej jako jedynym czynniku przyczynowym. Wskutek tego minimalizują one lub lekceważą wpływ zmiennych sytuacyjnych i determinantów systemowych, które kształtują skutki zachowania i przekształcają działające osoby.

Efekt Lucyfera Philip Zimbardo

środa, 21 sierpnia 2013

Najbogatsi na świecie

Wszyscy powtarzają, że świat wciąż walczy z kryzysem. Ale nie Polska. Już nie jesteśmy tylko zieloną wyspą. Jesteśmy wyspą świetlistą. Czyż jakikolwiek inny kraj stać na to, by dzień w dzień, nawet najbardziej słoneczny i upalny, trzymać włączone latarnie uliczne? Nas stać. Czyż jakikolwiek inny kraj stać na to, by systematycznie kosić trawy zasłonięte ekranami dźwiękochłonnymi przed wzrokiem przejeżdżających, w dodatku nawet wtedy, gdy z drugiej strony też nie ma niczego ani nikogo, kto mógłby te wydatki docenić? Nie wspomnę o tym, że takie koszenie zabiera cenne dla zwierząt, również ptaków, obszary. W imię czego?







Miałem zamiar dzwonić gdzieś w tej sprawie, ale widząc, iż często gęsto na te widoki patrzą ludzie z samochodów z napisami informującymi, że są z nadzoru i pewnie właśnie podziwiają te dokonania, gdyż nic się po ich inspekcjach nie zmienia, dałem spokój. Pozdrowienia dla GDDKiA , a zwłaszcza dla odpowiedzialnych za drogę S8 i węzeł Babsk.

wtorek, 20 sierpnia 2013

O strachu powtórnie



Plakat Tadeusza Trepkowskiego z 1953

Strach jest bronią psychologiczną wybieraną przez państwo po to, by zmusić obywateli do poświęcenia swych podstawowych swobód i różnych form ochrony prawnej, w zamian za bezpieczeństwo obiecane przez ich wszechmocny rząd.

Efekt Lucyfera Philip Zimbardo

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

O strachu




Strach jest metodą: terror wywołuje strach, a strach nie pozwala ludziom myśleć racjonalnie. Sprawia on, że ludzie myślą abstrakcyjnie o wrogu, o terrorystach, o powstańcach, którzy nam zagrażają, a zatem muszą zostać zniszczeni. Gdy zaczynamy myśleć o ludziach jako klasie istot, jako abstrakcjach, wtedy łączą się one w „twarze wroga”, a pierwotne impulsy do zabijania ich i torturowania ujawniają się nawet wśród ludzi zwykle nastawionych pokojowo.

Efekt Lucyfera Philip Zimbardo

niedziela, 18 sierpnia 2013

Kanon fotografii




Bruce Barnbaum

Kanon fotografii. W poszukiwaniu indywidualnego stylu


(oryg. The Art of Photography: An Approach to Personal Expression)
tłumaczenie: Piotr Cieślak
wydawnictwo: HELION 2012

Podręczników fotografii, cokolwiek by to miało znaczyć, miałem już w rękach wiele. Niektóre z nich nawet przeczytałem; częściej fragmentarycznie, rzadziej w całości. Przyczyna jest oczywista – jako podręczniki zwykle powielają te same informacje, do znudzenia, a nawet do bólu. Kiedy w lokalnym konkursie fotograficznym wygrałem książkę Bruce’a Barnbauma Kanon fotografii. W poszukiwaniu indywidualnego stylu i przeczytałem na okładce, iż jest to „najbardziej literacki, przystępny i przekrojowy podręcznik poświęcony fotografii”, ale jednak podręcznik, od razu powędrował na dół stosu zaległych lektur czekających na moje zmiłowanie, gdzie odleżał ładnych kilka miesięcy. Jedyną podręcznikową książką o fotografii, którą dobrze wspominam, jest Książka o fotografowaniu Andrzeja A. Mroczka, właśnie dlatego, że nie jest to stricte podręcznik, a po prostu przypominająca rozmowę z mistrzem książka o fotografowaniu.

W końcu, jakiś czas temu, przyszła kolej i na dzieło Barnbauma. Autor jest z wykształcenia matematykiem, z przekonania obrońcą natury, a z hobby i profesji znanym, uznanym i docenianym fotografem amerykańskim, instruktorem fotografii oraz pisarzem. Kanon nie jest jego pierwszą książką, która odniosła sukces, a lista jego wiktorii na niwie foto jest zbyt długa, by się nią tutaj zajmować. Będąc przekonanym, iż poziom merytoryczny będzie wysoki, w końcu to jednak najwyższa liga światowa, ale nie przekonany, iż lektura będzie ciekawa, otworzyłem książkę.

Od razu zauważyłem jedno i wyraźnie to podkreślam; nie jest to książka dla absolutnie początkujących, o ile nie ma być tylko interesującą lekturą, ale i służyć ku nauce. Jeśli nie masz w małym paluszku absolutnych podstaw, jeśli nie do końca wiesz, do czego służy przysłona i migawka, co to czułość i głębia ostrości oraz co je ze sobą łączy, uzupełnij te braki zanim zaczniesz czytać. To jednak tylko taka dygresja – wróćmy do meritum.

Wydanie, choć prezentuje się elegancko, jest w bardzo nieporęcznym formacie, w dodatku czcionka jest mała, co nie ułatwia lektury, zwłaszcza poza fotelem. O czytaniu w pociągu, nie mówiąc o autobusie, zapomnijcie. Na leżąco też są z tym kłopoty. To minusy dotyczące nośnika. Teraz o tłumaczeniu. Największy (i na szczęście jedyny) mój żal do tłumacza, to… Tytuł. Kanon fotografii to w moim odczuciu nie to samo co Sztuka fotografii, a W poszukiwaniu indywidualnego stylu to nie to samo co Dochodzenie do osobistej ekspresji. Wiem, moje brzmi może nie tak ładnie, można to zrobić lepiej, ale czyż tytuł nie powinien być w zgodzie z treścią? A niestety wydźwięk książki jest taki, iż nie należy szukać własnego stylu, co grozi określonymi konsekwencjami, ale starać się przez swą sztukę pokazać to, co się czuje. Styl sam się pojawi. Drugie ogólne przesłanie jest takie, że na ma, tak jak chyba w każdej innej dziedzinie sztuki, żadnego kanonu. Są pewne reguły, ale tylko po to, by je świadomie łamać, jeśli mamy przekonanie, iż jest to celowe. Polski tytuł, w przeciwieństwie do oryginału, jest niejako tych tez zaprzeczeniem. Ta niezgodność tytułu oryginalnego i polskiego, jak się później okazało przekładająca się na wspomnianą rozbieżność z treścią i przesłaniem książki, też na pewno wpłynęła na niechęć, z jaką zabierałem się do lektury. Na szczęście ta niechęć bardzo szybko się ulotniła.

Nieczęsto się okazuje, by górnolotne sformułowania z okładek odpowiadały prawdzie. Bruce Barnbaum jednak jest i literacki, i przystępny, i przekrojowy. Być może jego ścisły umysł nadał jego sztuce fotograficznej i książce to coś, czym tchną dzieła Leonarda. Finezję i subtelność z nienaruszalnym szkieletem konkretnej wiedzy. Świadomość względności, absolutu i granicy między nimi. Gdy pisze o technice, jest prosty, klarowny i przypomina styl wykładu uzdolnionego pedagogicznie matematyka lub fizyka. Gdy opowiada o sztuce, jego proza staje się poezją. Widać, że nie tylko wie, o czym pisze, ale i potrafi pisać o tym, co czuje.
Jak już napisałem, Kanon fotografii nie omawia żadnych kanonów. Jeśli już o jakichś wspomina, to tylko po to, by zachęcić do ich łamania. Otwiera jednak oczy czytelnika na wiele aspektów, do których bystry obserwator uzbrojony w odpowiednią wiedzę i mający duszę artysty mógłby dojść sam po pewnym czasie i przy odrobinie szczęścia. Niewielu z nas jednak ma równą jak autor wiedzę, dziesiątki lat na zbieranie doświadczeń i równie wrażliwą artystyczną duszę. Jest to więc szansa by pójść na skróty w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie kopiować kolejne triki czy kompozycje, ale poznać najbardziej wartościowe elementy wiedzy fotograficznej – przemyślenia mistrza na głębsze tematy, które stanowią o różnicy między sztuką a kiczem.


Oczywiście w książce znajdziemy też i wiedzę bardziej konkretną. Choćby system strefowy objaśniony w sposób perfekcyjny – pełny i przystępny jednocześnie, czego dotąd spotkać mi się nie zdarzyło. Ciekawe wiadomości z optyki mogą zainteresować nie tylko fotografów, a bezkompromisowy sposób w jaki autor rozprawił się z mitem „obrazu bez obróbki” szczególnie mi przypadł do gustu, tym bardziej, iż ten bezsensowny zwrot ma wciąż zbyt wielu zwolenników i pojawia się coraz częściej już nawet w regulaminach konkursów. Takich „legend fotograficznych”, funkcjonujących na podobieństwo legend miejskich (urban legend), jest zresztą dużo więcej, jak choćby ta o celowości noszenia na stałe na obiektywie filtru (najczęściej UV) i podatni na plotki czytelnicy dzięki lekturze Kanonu mogą się od nich uwolnić, gdyż autor zawsze pisze dlaczego. Dlaczego uważa tak, dlaczego nie robi inaczej.

Klasę prawdziwego mistrza widać też w jego stosunku do innych Wielkich. Bruce często powołuje się na osiągnięcia innych tytanów fotografii oraz podkreśla ich dokonania, choć i potrafi wytknąć błędy nawet samemu Anselowi Adamsowi. Robi to jednak w taki sposób, iż jeszcze bardziej podkreśla szacunek jakim go darzy jako niedoścignionego w swej manierze artystycznej perfekcjonistę. Jednocześnie, podobnie jak wspomniany nasz rodzimy wirtuoz, czyli Andrzej Mroczek, ilustruje tekst tylko swoimi fotografiami. Jest to uzasadnione, gdyż tylko o nich wie wszystko; od technik, których użył, aż do najgłębszych odczuć, które doprowadziły do powstania tak pięknych i poruszających obrazów. A fotografie Barnbauma, których na szczęście w książce jest mnóstwo, są niesamowite. Choć przyznam, że kilka mi się nie podobało, a kilka innych nie do końca mnie przekonało, to obejrzenie pozostałych naprawdę było dla mnie dużym przeżyciem i na pewno niejednokrotnie będę się w nie jeszcze wpatrywał, że nie wspomnę o kilkunastu, a może kilkudziesięciu, w których zaiste widać tchnienie geniuszu.


Jeśli więc szukacie książki, która nauczy absolutnych podstaw lub poda na tacy zestaw algorytmów pozwalających obrobionymi w określony sposób fotkami zadziwić „znajomych” z sieci, to nie jest to raczej lektura dla Was. Jeśli natomiast chcecie czegoś, co da Wam wiedzę, przyniesie niezaprzeczalne przeżycia porównywalne z wizytą w najlepszej galerii sztuki w dodatku w towarzystwie mądrego przewodnika, który zadziwi Was wiedzą o fotografii, świecie i dziełach, które stworzył, jeśli pragniecie zajrzeć w siebie i spróbować rozwinąć zdolność zrozumienia, a potem ukazania własnego ja, to jest to rzecz, po którą warto sięgnąć.

Polecam absolutnie i z pełnym przekonaniem


Wasz Andrew



sobota, 17 sierpnia 2013

O co naprawdę walczył Wałęsa?


Aby sobie odpowiedzieć na to pytanie, najpierw należałoby uważnie przeczytać 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 17 sierpnia 1980. Przytaczam je poniżej (za Wiki):

1. Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, wynikająca z ratyfikowanej przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącej wolności związkowych.
2. Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym.
3. Przestrzegać zagwarantowaną w Konstytucji PRL wolność słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań.
4. a) przywrócić do poprzednich praw: – ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976, – studentów wydalonych z uczelni za przekonania,
b) zwolnić wszystkich więźniów politycznych (w tym Edmunda Zadrożyńskiego, Jana Kozłowskiego, Marka Kozłowskiego),
c) znieść represje za przekonania.
5. Podać w środkach masowego przekazu informację o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz publikować jego żądania.
6. Podjąć realne działania mające na celu wyprowadzenie kraju z sytuacji kryzysowej poprzez:
a) podawanie do publicznej wiadomości pełnej informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej,
b) umożliwienie wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenie w dyskusji nad programem reform.
7. Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku jak za urlop wypoczynkowy z funduszu CRZZ.
8. Podnieść wynagrodzenie zasadnicze każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen.
9. Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.
10. Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko i wyłącznie nadwyżki.
11. Wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku).
12. Znieść ceny komercyjne i sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.
13. Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej, oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych, zlikwidowanie specjalnej sprzedaży itp.
14. Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 50 lat, a dla mężczyzn do lat 55 lub [zaliczyć] przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.
15. Zrównać renty i emerytury starego portfela do poziomu aktualnie wypłacanych.
16. Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym.
17. Zapewnić odpowiednią liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.
18. Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka.
19. Skrócić czas oczekiwania na mieszkanie.
20. Podnieść diety z 40 zł do 100 zł i dodatek za rozłąkę.
21. Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie 4-brygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy


Przeczytaliście uważnie? Jak wrażenia z lektury? Nie narzuca się Wam pytanie jak to możliwe, że Wałęsa, wielki bojownik o wolną i demokratyczną Polskę, w ogóle z niczym nie walczy od czasu, gdy jego własna sytuacja, i sytuacja jego rodziny, nagle się polepszyła, choć dzisiejsze realia w kraju są karykaturalnym wręcz zaprzeczeniem jego własnych postulatów z czasów końca komuny? Czyż nie dotyczy to też wszystkich innych bojowników i patriotów z tamtego okresu? Czyż ich punkt widzenia nie zmienił się wraz ze zmianą punktu siedzenia?

A sprawy ogólnoludzkie? Te najbardziej podstawowe? Jak tacy miłośnicy praw i wolności mogą w ogóle podawać ręce amerykańskim politykom, którzy wręcz mówią, że Konwencja Genewska ich nie obowiązuje, że mają prawo torturować wrogów, jeśli tylko przylepią im etykietkę terrorystów, przez co niczym nie różnią się w tym zakresie swej mentalności od hitlerowców. Jak mogą nazywać się przyjaciółmi ludzi, którzy podobnie jak Adolf wywołują wojny na podstawie fałszywych oskarżeń?

Ile razy popatrzycie na zadowolone z siebie twarze naszych polityków mówiących, że jest fajnie, że kochać trzeba właśnie taką demokrację, jaką mamy, wróćcie myślą do tych 21 postulatów, a jeśli je zapomnicie, przeczytajcie je raz jeszcze.

piątek, 16 sierpnia 2013

O ikonie demokracji




W miesiącach, jakie nastąpiły po publicznym ujawnieniu zdjęć [z Abu Ghraib] stawało się coraz bardziej oczywiste, że tego typu okrucieństwa nie były wynikiem działań poszczególnych żołnierzy, którzy łamali przepisy. Były one spowodowane decyzjami podjętymi przez administrację Busha, żeby przepisy naginać, ignorować lub odrzucać. Polityka administracji stworzyła klimat dla Abu Ghraib i dla znęcania się na różne sposoby nad zatrzymanymi na całym świecie.”

Stany Zjednoczone: Unikanie odpowiedzialności za tortury? (United States: Getting Away with Torture?) raport Human Rights Watch


 przytoczył Philip Zimbardo w książce Efekt Lucyfera

czwartek, 15 sierpnia 2013

O grzechu bezczynności



To dobrzy biskupi i kardynałowie (oraz papieże, a być może nawet i święci - przyp. A.V.) kryli grzechy swych krzywdzących dzieci proboszczów, motywowani przeważającą nad wszystkimi innymi względami troską o wizerunek Kościoła katolickiego. Wiedzieli oni, co było nie w porządku, i nie robili nic, żeby naprawdę przeciwstawić się temu złu, w ten sposób pozwalając zboczeńcom, aby nadal grzeszyli przez całe lata (przy czym ostatecznym kosztem dla Kościoła były miliardowe odszkodowania i wielu rozczarowanych wyznawców).

Philip Zimbardo Efekt Lucyfera

środa, 14 sierpnia 2013

O życzeniach




Gdyby życzenia były jak ryby, wszyscy stawialiby sieci.



Frank Herbert Diuna (Diune)


wtorek, 13 sierpnia 2013

O nieprzystosowanych


Lepiej jest dla całego świata, jeśli zamiast czekać na egzekucję zdegenerowanego potomstwa za popełnione zbrodnie lub pozwolić im przymierać głodem z powodu imbecylizmu, społeczeństwo może nie pozwolić tym, którzy są wyraźnie nieprzystosowani, na przedłużenie ich gatunku. Trzy pokolenia imbecylów to wystarczy.

to nie słowa Hitlera, jak by się mogło wydawać, a jednego z najwybitniejszych prawników w historii USA, liberała (!) Olivera Wendella Holmesa

przytoczone w książce Philipa Zimbardo Efekt Lucyfera



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Z Podróży Guliwera


Historia ludzkości jest nagromadzeniem spisków, buntów, morderstw, rzezi, rewolucji, banicji, samych najgorszych skutków, jakie mogą przynieść ze sobą chciwość, stronniczość, hipokryzja, wiarołomstwo, okrucieństwo, wściekłość, szaleństwo, nienawiść, zazdrość, żądza, zła wola i ambicja... Nie mogę wysnuć żadnego innego wniosku niż ten, że większość twoich rodaków jest najzłośliwszą rasą drobnego, wstrętnego robactwa, jakiemu natura kiedykolwiek pozwoliła pełzać po powierzchni ziemi.

Jonathan Swift, Gullivers Travels, 1727 (Podróże Guliwera przyp. A.V.)

przytoczone w książce Efekt Lucyfera Philipa Zimbardo

niedziela, 11 sierpnia 2013

Zimbardo i wkręty Nosela



Większość z Was słyszała pewnie któryś z wyczynów Kamila Nosela, który najpierw w Radiu Złote Przeboje, a teraz w Radiu Zet wkręca ludzi. Dla tych, którzy nigdy w akcji go nie słyszeli, krótko przedstawię na czym polega jego typowy wkręt. Nosel, udając zwykle kobietę, najczęściej z centrali lub innej instytucji dającej mu przewagę autorytetu, dzwoni do ofiary, często urzędnika lub znanej osoby, i nakazuje jej podjęcie jakiegoś absurdalnego działania. Część radiosłuchaczy lubi jego manipulacje, a cześć nie. Niektórzy uważają, że są one ustawione, ale niesłusznie. Po prostu spalone podejścia, czyli te, gdy cel spławił natręta i wysłał go, by skakał na przysłowiowy bambus, nie idą na antenę. A co to ma wspólnego z Zimbardo?

Od czasu, gdy pierwszy raz usłyszałem Nosela wykonującego swoją robotę, zastanawiałem się, czy wszyscy ci ludzie naprawdę są aż takimi kretynami? Pan Kamil przecież wielokrotnie daje aż nadto czytelne sygnały, że to podpucha i że dzwoniący chce zakpić z rozmówcy, poczynając od brzmienia głosu, jakiego używa Nosel, aż po teksty typu „podporucznik z V Brygady Lotnictwa Podziemnego i Nadziemnego” i inne podobne absurdy, a mimo to, co dzień ma nowy temat, nowy udany wkręt. A Wy jakie macie odczucia?

Jedni z wkrętów Nosela się zaśmiewają, wierząc, iż oni nie daliby się nabrać. Inni uważają, że to nie są prawdziwe wkręty, tylko ustawki, co jak już wspomniałem jest nieprawdą. Po lekturze Efektu Lycyfera Zimbardo mam niestety świadomość, iż ani jedni, ani drudzy nie mają racji. Teraz tyle razy, ilekroć przypadkiem usłyszę tę audycję, czuję się przytłoczony świadomością, że to, co wydaje się większości śmieszne lub zmyślone, jest w rzeczywistości tragiczne i prawdziwe, jest czubkiem góry lodowej poważnego problemu.

W Stanach Zjednoczonych FBI walczyło z serią przestępstw zwanych „numerem z rewizją osobistą”. Manipulacja polegała na tym, iż ktoś dzwonił do kierowniczki fast foodu przedstawiając się jako powiedzmy funkcjonariusz policji Scott i informował, że pilnie potrzebna jest jej pomoc w związku z kradzieżą dokonaną przez pracownicę jej restauracji. Jako sprawczynię kradzieży, czyli swoją główną ofiarę, wybierał młodą i atrakcyjną dziewczynę z personelu. Nakazywał kierowniczce lub kierownikowi zamknąć tę osobę w pomieszczeniu na zapleczu do czasu przyjazdu policji, który oczywiście nigdy nie następował. Pomieszczenie wybierał z tych, które są objęte monitoringiem i do którego zapewnił sobie wcześniej dostęp. Polecał przybrać do czynności mężczyznę i następnie nakłaniał do obnażenia zatrzymanej i jej przeszukania wraz ze sprawdzeniem zawartości pochwy i odbytu. Każda „czynność” była przez personel telefonicznie na bieżąco relacjonowana „policjantowi”, a kamery robiły swoje. Potem, gdy sytuacja się rozkręcała, dochodziło i do innych czynności o jednoznacznie seksualnym charakterze, a nawet gwałtów. Spraw takich było w USA kilkadziesiąt w kilkudziesięciu stanach (tylko do roku najdalej 2007). Sprawcami okazywali się wytrawni oszuści podglądacze, przygotowani do planowanych manipulacji; uzbrojeni w wiedzę psychologiczną, znajomość kultury korporacyjnej i wewnętrznych przepisów atakowanych przedsiębiorstw oraz poufnych informacji o nich. Firmy wrobione przez oszustów musiały płacić ofiarom ogromne odszkodowania, pracownicy wrobieni w „pomocników” byli wyrzucani z pracy, ponosząc poza tym karne konsekwencje swych zachowań, a ofiary bezpośrednie miały traumę do końca życia. Ilość udanych wkrętów tego typu, podobnie jak sukcesy Nosela, każą się zastanowić, czy zmanipulowani są głupi, czy też jednak każdy z nas może paść ofiarą takiego ataku, zwłaszcza jeśli zostanie on fachowo przygotowany i przeprowadzony?

Tą ostatnią możliwość potwierdza Donna Summers, kierowniczka McDonald’sa w Mount Washington w stanie Kentucky, zwolniona z pracy za to, że dała się podstępem nakłonić do wykonywania poleceń autorytetu przez telefon. Jej słowa:

Myślisz o tym i mówisz; ja nie zrobiłbym tego. Ale jeśli nie znajdziesz się w tej sytuacji, w tym czasie, to skąd wiesz, co byś zrobił. Nie wiesz tego.*

brzmią prawie identycznie z wypowiedzią naszej noblistki, którą niedawno przytaczałem w recenzji Efektu Lucyfera:

Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono

Dan Jablonski, agent specjalny FBI, który się zajmował niektórymi z tych przestępstw, mówi tak:

Ty i ja możemy tu siedzieć i osądzać tych ludzi i mówić, że byli oni cholernymi durniami (jak ja kocham te amerykańskie gadki – przyp. A.V.) Ale oni nie są szkoleni w posługiwaniu się zdrowym rozsądkiem. Są szkoleni, by mówić i myśleć: Czym mogę panu służyć?

Badania i eksperymenty amerykański psychologów społecznych poszły jeszcze dalej – pokazały, że takie numery można dość łatwo wycinać we wszelkich zhierarchizowanych środowiskach, jak choćby w służbie zdrowia. Uzdolniony lub uzbrojony w odpowiednią wiedzę manipulator może bez problemu dokonać morderstwa pacjenta wydając przez telefon personelowi polecenie podania zabójczej dawki leku. Przykłady można mnożyć.

Wróćmy jednak do Nosela. Jego numery dotykają przedstawicieli całego polskiego społeczeństwa. Od szaraków po celebrytów, od prostaków po ludzi obytych i wykształconych, od urzędników po biznesmenów. W dodatku, w przeciwieństwie do amerykańskich zboczonych oszustów, Nosel nie staje do walki uzbrojony w dogłębną znajomość procedur i realiów środowiska, w którym obracają się jego cele. Nie ma też za sobą wiedzy teoretycznej i praktycznej, którą mają jego przestępcze odpowiedniki zza Wielkiej Wody. Atakuje niejako z doskoku, improwizuje. Oni jednak ograniczali się do ataków na fast foody, jako instytucje najbardziej odmóżdżające swoich pracowników, a on nie musi. Czyżby więc cała Polska w tym aspekcie była jednym wielkim fast foodem?

Chciałbym zobaczyć wyniki podobnych badań lub eksperymentów, gdyby ktoś je przeprowadził w Polsce. Mogłyby nas chyba zszokować. Na razie wystarczy posłuchać audycji Nosela i w myślach przyrównać je do realiów amerykańskich. Można się załamać. Wychodzi na to, że całe nasze społeczeństwo co do możliwości krytycznej oceny sytuacji i zdolności do obrony przed manipulacją przypomina najbardziej zrobotyzowany personel amerykańskich firm postrzeganych jako najbardziej odmóżdżające. Uważajcie, by i Was ktoś nie wkręcił


Wasz Andrew




* Wszystkie wytłuszczone cytaty kursywą - Philip Zimbardo Efekt Lucyfera

sobota, 10 sierpnia 2013

O postrzeganiu czasu


Liczba czynników, które wywierają na nas subtelny, choć wszechobecny wpływ, od dzieciństwa, przez okres dojrzewania, aż po dorosłość, jest tak duża, że często nie zdajemy sobie sprawy, w jaki sposób zaczynamy przedkładać w naszym myśleniu jedną kategorię czasową nad inne.

Philip Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu

piątek, 9 sierpnia 2013

Paradoks czasu






Philip Zimbardo, John Boyd


Paradoks czasu


(oryg. The Time Paradox: The New Psychology of Time That Can Change Your Life)

tłumaczenie: Anna Cybulska, Marcin Zieliński

seria/cykl wydawniczy: Biblioteka Psychologii Współczesnej

Wydawnictwo Naukowe PWN 2012

Po przeczytaniu książki Philipa Zimbardo Efekt Lucyfera, która mnie zachwyciła, zafascynowała i dostarczyła mi nowych narzędzi do oceny rzeczywistości, przymierzałem się do Paradoksu czasu, wspólnego dzieła Zimbardo i Johna Boyda, znanych psychologów społecznych. Swoją drogą, znamienną przesłanką do oceny naszego świata, pozytywnych treści niesionych przez internet i również psychologii społecznej jest doświadczenie, jakiego doznamy, gdy wpiszemy w Google „John Boyd”. Sądząc z wyników wyszukiwarki najważniejszym z Johnów Boydów, a jest ich bez liku, okazuje się amerykański pilot wojskowy. Na samym początku listy człowiek, który uczył zabijać, a na samym końcu, o ile w ogóle uda się go Wam wyszukać, człowiek, który uczy jak być dobrym dla siebie i innych, jak być wartościowym i szczęśliwym. To jednak tylko taka moja osobista dygresja; wracajmy do tematu.

Jak wspomniałem, Efekt Lucyfera oceniam jako lekturę ze wszech miar godną polecenia. Po przeczytaniu kilku internetowych recenzji Paradoksu czasu i notki na okładce oraz po skojarzeniu ich z tytułem, miałem wrażenie, iż tym razem będę miał do czynienia z kolejnym z setek poradników o gospodarowaniu swoim czasem, byciu szczęśliwym i spełnionym. Pomyślałem sobie – Mistrz postanowił pójść w komercję i spłodził kolejny przepis na szczęście. Dzięki Bogu – omyliłem się. Nawiasem mówiąc, w odpowiednim miejscu, niejako mimochodem, większość tych poradników została przez autorów rozjechana bezlitosną krytyką; wręcz zmiażdżona.

Książka wbrew tytułowi i szufladkom, do których zwykle się ją wrzuca, ściśle wiąże się z Efektem Lucyfera, dlatego cieszę się, że je przeczytałem w tej kolejności i choć takiego wyboru dokonałem przypadkiem, taką właśnie kolejność lektur polecam. Mimo tego, że Paradoks koncentruje się na innych aspektach rzeczywistości społecznej, dalej jest to ten sam temat – na ile System i Sytuacja mogą tłamsić wolną wolę, o ile w ogóle ona tak naprawdę istnieje. Wiodącym motywem książki, jak sam tytuł mówi, jest czas. Większość z nas zauważa, że nie zawsze biegnie on tak samo – raz pędzi i dni, tygodnie, a nawet miesiące, są niczym mgnienie oka, to znów wlecze się i każda chwila zdaje się trwać wieczność. Większość jednak nie zauważa, iż każdy z nas odczuwa i postrzega czas inaczej, iż żyje w innym czasie. Jedni żyją w czasie przeszłym czerpiąc z dobrych wspomnień siłę i pozytywne nastawienie, a inni rozpamiętują w nieskończoność traumy z przeszłości, nie umiejąc wyrwać się z piekła istniejącego w ich mózgu. Druga grupa żyje teraźniejszością i w jej ramach jedni biorą z życia co się da, dosłownie żyjąc chwilą, a inni fatalistycznie dają się nieść rzece czasu niczym łódka bez steru i napędu, gdyż los tak chce. Trzecia frakcja to żyjący przyszłością, którzy wszystko planują niczym szachista w trakcie gry oraz inni, dla których przyszłość sięga aż poza śmierć samą i tak naprawdę dopiero tam się zaczyna. Oczywiście przeważają ci, którzy mają po trochu z każdego rodzaju postrzegania czasu, ale niewielu zdaje sobie sprawę z tego, iż te proporcje cały czas się zmieniają, co z kolei wpływa na wszystko w ich życiu, nawet na konkretne decyzje i wybory, od najbłahszych, do kluczowych. Chyba najciekawsze, iż na zmianę swego postrzegania czasu można świadomie wpływać, co jest pozytywną wiadomością, i w ten sposób poprawiać swoje życie, ale niestety Systemy i Sytuacje potrafią to robić równie skutecznie, z czego na ogół nie zdajemy sobie sprawy. Nawet ludzie, którzy sami manipulują czasem i postrzeganiem czasu przez innych, choćby specjaliści urządzający kasyna gry, jak w prześwietnym przykładzie opisują autorzy, sami nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, iż oni też są trybikami w mechanizmie, w którego szczególną pułapkę zaganiają innych.

Prawidła działania mechanizmów uzależniających nasze życie, a nawet nasze konkretne decyzje, od sposobu postrzegania przez nas czasu, z którego na ogół nie zdajemy sobie sprawy, są wiedzą wręcz bezcenną. Nie dziwię się jednak, że osiągnięcia psychologii społecznej nie przebijają się w mediach i programach szkolnych, nie mówiąc o propagandzie rządowej. W końcu ciemną masą zawsze było łatwiej rządzić, a w świetle najnowszej wiedzy nabiera to stwierdzenie mocy i aktualności jeszcze większej, w dodatku na płaszczyznach tak różnorodnych, iż niejeden poczuje się zaskoczony. Korzystajmy więc z tego, iż mamy możność tę wiedzę poznać, w dodatku bez większego wysiłku, gdyż autorzy posiadają naprawdę lekkie pióra i potrafią o sprawach trudnych i poważnych pisać tak, iż czyta się to niczym powieść.

Podobnie jak w Efekcie Lucyfera sam Zimbardo, tak tutaj duet Boyd Zimbardo nie chełpi się własnymi osiągnięciami, ale stawia się raczej w roli przewodników po fascynującym świecie wiedzy wynikającej z osiągnięć psychologii społecznej. Czerpią pełnymi garściami z dorobku innych uczonych, opisując ich niesamowite eksperymenty i badania, swoje nawet miejscami pomniejszając, jak choćby Zimbardo, który o swoim przesławnym SEW samokrytycznie pisze jako o niechlubnym. A niektóre odkrycia psychologów społecznych w tym kierunku badań, o którym książka traktuje, są tak zaskakujące, że nawet mam wrażenie, iż nie bardzo wiadomo co zrobić z wiedzą z nich wynikającą. Są jak bomba atomowa, tylko taka, której nie da się zamknąć w bunkrze, by nie dostała się w niepowołane ręce.

Ciekawa jest nie tylko warstwa naukowa wiążąca się bezpośrednio z tematem. Autorzy zaprezentowali, niestety niezwykle rzadką, umiejętność wplatania w narrację własnych przeżyć i obserwacji oraz wyjątkowo interesujących ciekawostek historycznych, niejednokrotnie z pozoru niewiele się wiążących z głównym tematem, ale po przemyśleniu okazujących się prawdziwymi diamencikami, co dodatkowo zwiększa wartość i przyjemności z odbioru tej i tak wspaniałej książki.

Niestety, książka ta raczej nie będzie nigdy promowana przez władze państwowe czy religijne, gdyż wnioski i zalecenia z niej wynikające nie bardzo korespondują z lansikiem kapitalistycznej demokracji i większości związków wyznaniowych. Choć podkreślają pozytywną rolę, również, a może zwłaszcza, jaką w dzisiejszym świecie może odegrać orientacja na czas przyszły transcendentalny (nie tylko w wydaniu chrześcijańskim), i choć wielu wierzących znajdzie w tej książce wręcz umocnienie w wierze, to mam wrażenie, iż hierarchowie staną w opozycji, jak zresztą tradycyjnie wobec wszelkich osiągnięć nauki, że wspomnę tylko Kopernika. Władzom świeckim zaś pewnie nie spodobają się inne wydźwięki psychologii społecznej, jak choćby miażdżąca wręcz krytyczna analiza skuteczności (a raczej jej braku) kampanii społecznych kosztujących miliony, społecznych reklam i innych podobnych działań władz, nie wspominając o temacie kampanii przedwyborczych, wymiaru sprawiedliwości czy kształtu edukacji i wychowania młodzieży.

Jak łatwo się zorientować, polecam absolutnie i bezapelacyjnie. Jeśli nie studiowaliście psychologii społecznej, niektóre treści mogą naprawdę przewrócić Wasz świat do góry nogami; choćby niesamowite eksperymenty Zajonca i Bargha ukazujące jak subtelnie działania Systemów i Sytuacji mogą mieć wpływ na dokonywane wybory, a decydent i tak będzie myślał, że dokonał wyboru niezależnego i zracjonalizuje podjęte decyzje nie przypuszczając nawet, iż miały one inny początek. Lepiej jednak wiedzieć, iż gwiazdy to nie świetliki gdzieś, het tam w górze, a gazowe kule ognia o niewyobrażalnych temperaturach. Nocne niebo gwiaździste nie stanie się przecież przez to mniej romantyczne. Podobnie lepiej wiedzieć, co może wpływać na nasze decyzje i wybory, na nasze postrzeganie świata i nas samych. Potem sami możemy zdecydować, co z tą wiedzą zrobić.

Klasy książki nie obniża ani trochę kilka poważnych błędów, jakie zakradły się do tego wydania, jak sądzę w trakcie tłumaczenia lub edycji. Kto czyta uważnie sam je wyłapie i dojdzie do tego, co powinno być napisane. Kto będzie czytał po łebkach i tak połowy rzeczy nie przyswoi.

Jeszcze raz zachęcam do lektury

Wasz Andrew

czwartek, 8 sierpnia 2013

o SS-manach


„zło, które wynika ze zwykłego myślenia i które popełniają zwykli ludzie jest normą, a nie wyjątkiem... Wielkie zło wynika ze zwykłych procesów psychicznych, które ewoluują, posuwając się coraz dalej na kontinuum destrukcji” (...) zwykli ludzie zostają uwikłani w sytuacje, w których uczą się dokonywać złych czynów, jakich wymagają wyższe poziomy systemu władzy. „Bycie częścią systemu kształtuje poglądy, nagradza wierność dominującym poglądom i sprawia, że odejście od nich jest psychologicznie obciążające i trudne”.


Słowa Johna Steinera, socjologa, który przeżył Auschwitz i któremu personel SS kilka razy uratował mu życie, co popchnęło go do poświęcenia paru  dziesiątek lat życia na pobyt w Niemczech i spotkania z setkami SS-manów różnych stopni w celu zbadania przyczyn takich zachowań

wplecione w wywód Philipa Zimbardo w książce Efekt Lucyfera

środa, 7 sierpnia 2013

O tempora, o mores!



Czy Polska jest jeszcze normalnym krajem? Ostatnio to pytanie ciśnie mi się coraz częściej na usta. Płatni prześmiewcy, wyszydzający czasy PRL-u, którzy w ten sposób próbują wmówić nam, iż teraz na pewno jest lepiej, zdają się nie zauważać absurdów dnia dzisiejszego na głowę bijących czasy Gierka.

Jedną z kluczowych sił napędzających i regulujących sprawnie działającą demokrację jest czwarta władza. Kiedy widzę jej działanie w naszych realiach, zaczynam tęsknić za instytucjonalną cenzurą. Przynajmniej się mózg nie lasował od takich kwiatków.

Dla tych co nie wiedzą, w końcu nie każdy musi, jeśli się tematem nie zajmuje - Lewa fotka przedstawia jeden z najbardziej rozpoznawalnych widoczków polskiego wybrzeża - falochron zachodni w Świnoujściu z charakterystycznym Wiatrakiem.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Pomyłka



Dzwoni telefon:
- Halo, przepraszam, czy to numer: trzy, pięć, dwa, osiem, dwa, trzy, dziewięć?
- Tak, tak, nie, tak, nie, tak, tak...

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

O zacofaniu karnistów



System wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych nie powinien w swym działaniu kierować się nadal złudzeniami co do międzysytuacyjnej spójności zachowania, błędnymi koncepcjami dotyczącymi względnej siły wpływu dyspozycji i sytuacji na zachowania, ani nieudanymi przemyśleniami logiki interakcji ‘osoba x sytuacja’, ani nawet podnoszącymi na duchu, lecz w dużej mierze fantastycznymi koncepcjami wolnej woli, tak samo, jak nie powinien się kierować powszechnymi niegdyś poglądami na temat czarów lub opętania przez demony.



L.Ross i D. Shestowsky, Contemporary Psychology’s Challenges to Legal Theory and Praktice


przytoczone w książce Philipa Zimbardo Efekt Lucyfera