wtorek, 27 lutego 2007

LOGIKA ROSPUDY




Wczoraj oglądałem „Warto rozmawiać” (w TVP1) na tematRospudy. Uderzyło mnie, że obie strony wciąż mielą te same argumenty, moimzdaniem wcale nie tak jednoznaczne i nie tak ostateczne, jakby się z pozoruwydawało. Kolejna dyskusja, która niczego nowego do tematu nie wnosi. Cociekawe, obie strony unikają jak ognia pewnych wątków, choć wydają się one niemniej ważne niż wszystkie te aspekty, które omówiono już po wielokroć.

W pewnym momencie padło stwierdzenie, nie pamiętam już przezkogo wypowiedziane, że kwestia zamknięcia tranzytu i rezygnacji z Via Balticanie wchodzi w grę. Nikt temu nie zaprzeczył. Nikt nie podjął tematu. A ja siępytam: Dlaczego?

Pierwszy element odpowiedzi - obie strony sporu o Rospudęzgadzają się, że życie ludzkie (oznaczmy jako „b”) jest bezcenne. Obie zgadzająsię, że Via Baltica i obwodnica musi być. Sporne jest tylko miejsce. Otóżbzdura. Jak to jest, że droga istnieje od lat, od lat TIR-y zabijają ludzi,skoro przecież życie ludzkie jest bezcenne? Dlaczego nie została już dawnozamknięta? Proste. To kasa. Kasa (oznaczmy „a”), która jest ważniejsza niżżycie ludzkie.

Teraz mamy drugi element - życie ludzkie („b”) jestważniejsze niż kwiatki i zwierzątka (oznaczmy jako „c”). Ja bym z tymdyskutował, bo co warte będzie życie ludzkie, gdy Ziemia zostanie wyjałowiona,a przyroda zniszczona, ale pomińmy to w tych rozważaniach. Chwilowo zgódźmy się, że życie ludzkie jest ważniejsze niż przyroda.

Odpowiedź - Jak połączyć te elementy? Pamiętamy podstawylogiki? Jeśli „a jest ważniejsze od b” i „b jest ważniejsze od c”, to „a jestważniejsze od c”. Praw logiki nie da się zmienić. Widzimy więc wyraźnie, że tunie chodzi o żadne ludzkie życie, tylko o Kasę. To Kasa jest ważniejsza niżRospuda i o to idzie spór, czy nadal tak ma być. Wyznawcy Mamony zasłaniają sięzagrożeniem życia ludzkiego, ale jak wykazaliśmy, to tylko ogniwo pośrednie wsporze o Rospudę, taka zasłona dymna.

Wracając do wspomnianego programu. Patrząc na pełnearogancji i poczucia wyższości miny odzianych w garnitury przedstawicielistrony rządowej (tak ją w skrócie będę nazywał, każdy i tak wie o co chodzi)miałem wrażenie, że to po prostu banda nadętych cymbałów. Z taką pewnościąsiebie powoływali się na swe plany i projekty, że aż mnie krew zalewała. A ekolodzysiedzieli jak te mumie! Ludzie!!! Ile projektów w tym kraju udało sięzrealizować bez fuszerki??? Ile planów udało się urzeczywistnić??? Żadnego!!!Co z tego, że mamy plan budowy Via Baltica? Mamy plany budowy autostrad i co ztego? Widział ktoś w Polsce autostradę? Te drogi, które rząd nazywaautostradami, w dniu kiedy się je otwiera są nadal w budowie. Dzień później,jeszcze przed zakończeniem budowy, zaczyna się remonty i przebudowy, a jauważam, że należałoby to nazwać odbudową! Co z tego, że mamy plany budowy drogiprzez Rospudę? W polskich realiach nie ma co nawet marzyć o tym, by drogazostała wybudowana zgodnie z planem. Będzie do końca świata w budowie, tak jakwszystkie nasze autostrady. Jak to wpłynie na środowisko nie trzeba chyba tłumaczyć.Kto miał okazję pomieszkać w pobliżu jakiejkolwiek budowy, ten wie co to zaprzyjemność. Zanim stanie wiadukt nad Rospudą wszystkie zwierzęta zwieją nakoniec świata albo od razu zdechną. W jaki sposób zmieni się poziom wódgruntowych po takiej ingerencji jak stawianie filarów pod wiadukt, tego też taknaprawdę nikt nie wie. To się dopiero okaże. Trzeba pamiętać, że gatunki, któresą na wyginięciu, a zamieszkują sporny teren, właśnie dlatego są zagrożone, żeprzywiązały się do specyficznego środowiska. Zmiany w nim na pewno je zabiją.By to wiedzieć nie trzeba być geniuszem.

Każdy, kto widział budowę w drogi w Niemczech wie, czym sięróżni od naszych realiów. Każde drzewo i drzewko, na poboczu czy na trawniku,owinięte i opancerzone drewnianymi listwami. Nie wiem, czy to sprawa kary,która grozi za skaleczenie kory, czy po prostu innej kultury i świadomości. Namsię wydaje to wariactwem, ale u nich naprawdę tak jest. Każde drzewko sięchroni, czy stare czy młode. A u nas? Aż zmroził mnie argument jednego z tychgentlemanów od drogi, który retorycznie w swoim mniemaniu zapytał, czy nowoposadzone drzewo w innym miejscu jest gorsze od tego, które rośnie w dolinieRospudy. Oczekiwałem gwałtownej reakcji ekologów a tu co? Nic!!! Nieśmiałyprotest, że przecież w Dolinie żyją gatunki roślin, których przenieść się nieda. Szok! Czyżby ekolodzy występujący w programie nie wiedzieli, że tympytaniem faceci w garniturkach pokazali, że o przyrodzie i jej ochronie niewiedzą kompletnie nic? Czemu nie powiedzieli, że drzewo przez pierwsze 10 lat(w przybliżeniu, zależnie od gatunku) ma ujemny bilans tlenowy, co oznacza, żeprzez ten czas zużywa więcej tlenu niż produkuje? Czemu nie powiedzieli, żesadzonka drzewa zasadzona w innym rejonie niż roślina macierzysta jest słabsza,podatniejsza na szkodniki i inne negatywne czynniki, niż sadzonka uzyskana znasion rośliny miejscowej? Czemu nie powiedzieli, że nasadzanie nowych lasów tosprawa bardziej skomplikowana, niż dotąd sądzono, gdyż złe dobranie gatunków,nie mówiąc już o monokulturze, może spowodować poważne kłopoty, które nierazujawniają się dopiero po wielu latach (przykładem są lasy w Beskidach, którymgrozi wycięcie, gdyż pokolenia temu Niemcy zmienili ich strukturę gatunkową iteraz są podatniejsze na szkodniki, niż pierwotne lasy z tych terenów)? Czemunie powiedzieli w końcu, że przyrodniczo wartościowy las to nie tylko drzewa,ale żyjące z nimi w symbiozie grzyby, owady, ptaki i cała reszta, którejzasadzić w nowym miejscu się nie da? Czemu nie powiedzieli, że las nasadzonysztucznie w nowym miejscu, przynajmniej przez pierwsze ludzkie pokolenia, masię tak do starego lasu, jak ferma kur do bogactwa świata zwierzęcego lasówAmazonii?

Załóżmy jednak, co byłoby prawdziwym cudem, że piękne plany,których całe ciężarówki mają pewni siebie faceci w garniturkach, zostanązrealizowane co do joty. Co dalej? Wystarczy jedna cysterna z paliwem alboinnym świństwem, która spadnie z tego pięknego wiaduktu i roztrzaska się wdolinie, by całe środowisko szlag trafił. A co z naszą kulturą techniczną?Jesteśmy jedynym krajem na świecie, który utracił swą najwyższą budowlę (masztw Gąbinie) na skutek braku kultury technicznej (błąd w pracachkonserwatorskich). Przykłady naszego zacofania w tej sprawie można mnożyć. Zostatnich najgłośniejsza była chyba katastrofa Hali w Katowicach (Chorzowie). Oile regułą jest, że na świecie najgłośniejsze katastrofy budowlane są związanez wprowadzaniem nowych rozwiązań, czyli są ceną postępu, to w naszym pięknymkraju największym problemem jest niedocenianie warunków eksploatacji iprawidłowej konserwacji. Dotyczy to wszystkiego, każdej dziedziny. Czy w takichrealiach możemy liczyć na to, że nawet po cudownym wybudowaniu trasy wszystkobędzie w porządku? Osobiście wątpię.

Jeszcze jedna sprawa, która spędza mi sen z powiek, tomilczenie ekologów. Dlaczego dopiero teraz trąbią o sprawie? Dlaczego dopieroza pięć dwunasta? Dlaczego nikt nie podniósł sprawy innych możliwych rozwiązańproblemu? Dlaczego nikt nie zauważył, że przykładowo w Niemczech, ucieka się od powierzchniowych obwodnic podziemię? Nie mówię, że tunel jest rozwiązaniem dla Augustowa. Pewnie nie. Alejak ktoś mi mówi, że jedyną alternatywą dla obwodnicy jest śmierć, to włącza misię lampka alarmowa. Zawsze jest jakieś inne wyjście. Rozumiem, że ludzie,którzy chcą zgarnąć pieniążki z tej inwestycji, nie będą szukać innegorozwiązania niż to, które przygotowali. Czemu jednak nie wezmą się za to inni?Choćby rząd?

Rząd tyle trąbi o patriotyzmie. Chce nawet na siłę uczyć gow szkołach jak kiedyś rosyjskiego. Czy patriota może popierać niszczenieskarbów swej ojczyzny? Podkreślmy, że skarbów nieodnawialnych, których gdy razutracone, odzyskać się nie da. Sprawa Rospudy będzie testem, który sprawdzi,czy ludzie pozujący na patriotów są nimi naprawdę, czy też tylko wykorzystujątę sprawę do swoich własnych celów, do tego, by utrzymać się przy korycie.Będzie też sprawdzianem Polaków, czy dorośli do demokracji.

Wasz Andrew

poniedziałek, 26 lutego 2007

Z GĘBY SZMATA




Nie jestem komunistą. Nie jestem i właśnie dlatego to, cosię w Polsce dzieje, odbieram nie tylko z niesmakiem, ale wręcz ze wstrętem.Staram się nie oglądać dziennika ani innych programów informacyjnych, ale niemożna się od tego całkiem odciąć. A to ktoś z domowników zdradziecko włączytelewizor i zza pleców dobiega głos spikera donoszący o kolejnym agencie wśródkleru, a to w radio nadchodzi czas wiadomości i już atakuje news o kolejnejgłupocie rządzących, a to otwieram internet i chcąc nie chcąc, wraz zwiadomościami, które chcę przeczytać, oglądam nagłówki w stylu wojny o Rospudę.Wbrew swojej woli znów muszę myśleć o tym, co się w kraju dzieje i znów mniekrew zalewa.

Na całym świecie ciągle toczy się walka między mądrościąmądrych a głupotą głupich, między prawem i bezprawiem. Wszędzie niszczy sięprzyrodę i wszędzie są ludzie, którzy usiłują ją chronić. Jednak jest jednarzecz, która nas od wszystkich odróżnia, której nie ma nigdzie. To te„odwieczne wartości”, na które powołują się nasi wodzowie. To ten „nieodpartywpływ moralny, jaki wywarł na nas Jan Paweł II”. Co z tego mamy?

Wszędzie, w każdym kraju politycy kłamią jak z nut. Wszędziesą pedofile, mafiosi i kłamcy. Wszędzie są oni we władzach, w strukturach klerui wśród szarych ludzi. Nie to mnie doprowadza do rozpaczy, że kardynał czybiskup był agentem. Nie to, że się nie przyznał, choć cały czas jest podwpływem wspomnianego „nieodpartego wpływu moralnego”. Osłabia mnie to, że niktjuż w Polsce, przynajmniej z tych, których słychać w środkach masowegoprzekazu, a więc wśród polityków, dziennikarzy i komentatorów, wśród księży iateistów, prawicowców i lewaków, nie widzi problemu tam, gdzie ja go widzę.

Był sobie Wielgus agentem? Niech mu będzie. Nie mnie gooceniać. Musiałbym wiedzieć z jakich pobudek nim został, co nim kierowało,jakie miał cele. To, czy sam fakt bycia agentem przynosi komuś ujmę, to tematna osobne rozważania. Nie był Wielgus kapusiem? Niech mu będzie. Nie mammożliwości sprawdzić jak było w rzeczywistości.

Co jednak możemy powiedzieć o człowieku, który raz twierdzi,że czegoś nie zrobił, a potem mówi, że zrobił. Mało tego, nawet za toprzeprasza. Teraz znów się zarzeka, że nie zrobił. Gdyby chodziło o zwykłegoczłowieka, aż cisnęłoby się na usta określenie: robi z gęby szmatę lub bardziejtradycyjnie robi z gęby cholewę. Czy można jednak tak mówić o dostojnikukościelnym? O duszpasterzu, a więc podkreślmy, o pasterzu dusz? O kimś, ktopowinien, czując w sobie „nieodparty wpływ... itd.”  być autorytetem i wzorcem do naśladowania,swoim życiem pokazywać drogę i być żywym ucieleśnieniem „naszych odwiecznychwartości”?

Dla mnie najbardziej bulwersujące jest to, że ludzie,których wypowiedzi słyszę, dzielą się na tych, którzy wierzą  w jego niewinność i na tych, którzy są pewnijego winy. Nie widać tego, co chyba w zdrowym społeczeństwie powinno byćpierwszym odruchem, a więc potępienia dla kłamcy. Szarzy, zwykli ludzieopowiadają się za tym, że był agentem lub za tym, że nim nie był, choć nie majążadnych podstaw do tego, by się za jednym z tych stanowisk opowiadać, żadnychmożliwości do tego, by to sprawdzić. Tego, co jest ewidentne, tego co jestnaganne bezsprzecznie i w sposób oczywisty, tego napiętnować nie chcą.

Nasze społeczeństwo jest chyba już tak zdemoralizowane, taksię upodobniło do kryminalnej subkultury, że nie widzi w kłamstwie niczegonagannego. „Jak cię złapią, to mów, że to nie ty. Jak cię złapią za rękę, tomów, że ręka nie jest twoja”. Taka strategia dobrze wygląda w wydaniugangstera. Tragiczne jest to, że w naszym kraju nie budzi sprzeciwu w wykonaniunie tylko polityka, ale nawet i arcybiskupa. Nie mam złudzeń, że może istniećspołeczeństwo, gdzie na górze nie roi się od złodziei, kłamców i oszustów.Jednak aż gotuje się we mnie, gdy w kraju, w którym prawie wszyscy to katolicy,w którym wszystko opiera się na „odwiecznych wartościach”, w którym buduje sięIV Rzeczpospolitą pod „nieodpartym wpływem moralnym”, przywódcy duchowi kłamiąw żywe oczy, bo wiedzą, że i tak mało kto będzie miał im to za złe. To gorzejświadczy o nas, a o katolikach w szczególności, niż to, że ktoś był agentem, żektoś był pedofilem, a kto inny malwersantem. Tacy zdarzają się wszędzie, alepowszechne przyzwolenie na kłamstwo chyba tylko u nas jest tak widoczne.Niestety.

To powszechne zakłamanie prowadzi do najdziwniejszegoparadoksu polskiej historii, którego ja też jestem ewidentnym przykładem. Wiemaż za dokładnie, jak jednoznacznie negatywny był miniony ustrój, jakimzagrożeniem dla świata był komunizm i jak w pewnym momencie niewiele brakowało,by zwyciężył. Dlaczego teraz, gdy wreszcie dochrapaliśmy się demokracji, gdymożemy robić co chcemy, na myśl o podaniu ręki wielu ludziom z naszych,wybranych demokratycznie władz, czuję obrzydzenie? Dlaczego nie identyfikuję sięz tym państwem a zwłaszcza z kierunkiem, w którym zmierza? To pytanie brzmipewnie w niejednej głowie, bo jak można się przyłączyć do kogoś, kto dziś mówi,że czarne jest białe a jutro, że odwrotnie? Nawet jeśli droga, którą wskazujejest słuszna, to tym gorzej, bo kłamca jest tylko kłamcą, arogant arogantem agłupek głupkiem. Jeśli tacy ludzie są utrzymywani u władzy, to uczciwi raczejdo niej sympatii nie poczują, choćby i cele miała słuszne.

Miniony ustrój wypracował dobrą taktykę. Wszystko co mógł zamiatałpod dywan, ale jeśli ktoś był tak głupi, że nie dało się już ukryć jegowystępków, to szybko usuwano go w cień, by władza chodziła w glorii chwały iprawdy. Teraz zaś widzimy prawdziwy festiwal arogancji, pychy i zakłamania.Nikt się nie boi, że złapią go na kłamstwie, że przeczy swoim słowom z dniapoprzedniego. Oby pewnego dnia się nie okazało, że doszliśmy do Europy, ale niedo niemieckiej, francuskiej czy angielskiej, ale do włoskiej. Mamy już dobrezadatki. Ludność w większości katolicka, mafia i korupcja na każdym kroku,afera za aferą, a i świętych coraz więcej. Jeszcze jest czas, by się opamiętać,ale trzeba zacząć od prawdy.

Wasz Andrew

czwartek, 22 lutego 2007

ROSPUDA - FILOZOFIA KALEGO




Kiedy oglądamy w telewizji dewastację lasów w Ameryce Południowej, jesteśmy poruszeni i chętnie byśmy tego zakazali. Wiemy, że dla wielu ludzi ten sposób gospodarowania jest jedynym źródłem utrzymania, ale stwierdzamy zgodnie, że niemożna dla dobra wąskiej grupy ludzi niszczyć przyrody, która jest dobrem całej ludzkości. Argumentujemy, że wycinanie lasów powoduje potężne skutki nie tylko dla tego regionu, ale i dla całego świata. Argumentujemy, że nic nie usprawiedliwia dewastacji środowiska, nawet jeśli dla pewnej grupy osób i ich rodzin jest to jedyna możliwość przeżycia.


Kiedy mowa o rzeziach wielorybów i delfinów, tępieniu słoni i nosorożców, zgodnie twierdzimy, że trzeba temu zapobiegać za wszelką cenę. Popieramy zakazy i surowe kary za ich łamanie. Nie interesuje nas, że polowania na te zwierzęta sąjedynym źródłem utrzymania wielu ludzi. Nie interesuje nas, że niejedno dzieckoz biednej rodziny umrze w nędzy z tego powodu. Jest dla nas jasne, żeważniejszy jest interes ludzkości jako całości. Ludzkości jako nie tylkoobecnych, ale i wszystkich przyszłych pokoleń. Dobrze rozumiemy, że gdy zabraknie jednego gatunku, wyginą i inne. Zginą te, które się nim żywią. Mogą rozmnożyć się nad miarę te, którymi on się żywił i następna katastrofa gotowa.Przypominamy różne ekologiczne wpadki i tłumaczymy, że różnorodność gatunkowa jest wartością samą w sobie, niemożliwą do przecenienia i być może warunkującą istnienie człowieka na Ziemi.

Przykładów ryzyka, jakie niesie zmniejszenie liczby gatunków nie trzeba daleko szukać.Lasy mało zróżnicowane gatunkowo padają łatwym łupem szkodników. Fermy, teswoiste monokultury, są podatne na epidemie i inne niekorzystne zjawiska.Wszystko to dobrze rozumiemy. Rozumiemy do czasu...

Telewizja ostatnio z upodobaniem pokazuje człowieka z Augustowa (lub okolicy, nie wiem dokładnie bo mam obrzydzenie do dziennika i widuję takie rzeczy tylko przezramię, gdy inni masochiści katują się papką z newsów i płytkich komentarzy). Dżentelmen ten w pięknym przykładzie demagogii, szkoła naszych polityków z ostatnich lat, woła: „Co jest ważniejsze?Moje życie, czy życie malutkiego kwiatka?”. Więc odpowiadam. Życie kwiatka.

Nie jestem zielonym oszołomem. Wiele akcji ekologów oceniam bardzo negatywnie.Tutaj jednak muszę im przyznać całkowitą słuszność. Rospuda jest ważniejsza niżobwodnica a kwiatek ważniejszy niż mieszkaniec Augustowa.

W Dolinie Rospudy żyją unikalne gatunki. Gatunki, których nie da się przenieść winne miejsce. Gatunki, którym grozi wyginięcie. Jak ich zagłada wpłynie na przyszłość świata nikt tak naprawdę nie wie, bo przyroda to system naczyń połączonych o zbyt wielu zmiennych, by można było do końca przewidzieć konsekwencje takich działań. Augustów natomiast nie jest zamieszkały przez ludzi wyjątkowych. To na mapie świata wiocha zabita dechami. Gdyby nawet szlag trafił wszystkich jej mieszkańców, ludzkość nawet by tego nie odczuła. Wmieście tym nie rodzą się nobliści ani papieże. To miasto nie ma ludzkości niczego do zaoferowania poza bliskością przyrodniczych perełek, a do ich zniszczenia właśnie dąży. Poza tym mieszkańcy Augustowa mogą się przeprowadzić choćby do Włoszczowej, jeśli im źle u siebie. Rośliny i zwierzęta tego nie mogą. Ludzie z okolicy nie muszą się nawet przeprowadzać. Mogą po prostu zbudować obwodnicę inną trasą. Budują i tak za cudze pieniądze. W czym więc problem? Nie wiem. Wiem za to jedno. Przyszłe pokolenia nie podziękują mieszkańcom Augustowa. Betonu na świecie mamy dość. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze opamiętanie, choć rozum mi mówi, że to nie ten kraj, by moje nadzieje mogły się spełnić.


Wasz Andrew

środa, 21 lutego 2007

ŚWIĘTE KROWY



Otylia Jędrzejczak. Sportowiec roku. Najpiękniejsza Polka.Wzór do naśladowania dla młodzieży. Tytuły, zaszczyty i epitety można mnożyć.

Biedactwo zabiło brata. Płacze po nim ilekroć są w pobliżukamery, ale płacze tak, jakby to kto inny go zabił, jakby zabił się sam, albojakby umarł na raka. Ona jednak nie czuje się winna. Nie przyznaje się dospowodowania wypadku.

Owszem, zdarzają się wypadki, w których jest się niewinnym,choć się kogoś zabije. Jadę z przepisową prędkością a tu nagle bęc! Atak serca,odpada koło, ptak uderza w przednią szybę. Wjeżdżam w przystanek i zabijam.Jestem niewinny. W świetle prawa. Moralnie zawsze będę winny. Ale Otylia uważa,że jest niewinna. Nie przyznaje się. Płacze po śmierci brata ale gdyby to byłoczyjeś dziecko to pewnie by nie płakała, bo przecież ona nie spowodowaławypadku. Ona się nie przyznaje.

Gdy szary człowiek jedzie z nadmierną szybkością, nawet wspołecznych reklamach w TV nazywa się go wariatem, czyli inaczej głupkiem,kretynem, człowiekiem bez wyobraźni. Gdy szary człowiek wyprzedza z rażącymlekceważeniem nie tylko przepisów, ale i zdrowego rozsądku, też wszyscy gopotępiają. Gdy szary człowiek w dodatku kogoś zabija na drodze, to nie jest jużnawet wariatem, często nagłówki tytułują go nawet zabójcą.

Uwaga. Gdy chodzi o Otylię sprawa jest inna. Wciąż słychaćgłosy, że należy jej współczuć, że ta sprawa nie powinna jej przeszkodzić wkarierze, bo przecież ona reprezentuje kraj i wszystkich Polaków. Jak można jejwspółczuć, skoro ona się do niczego nie poczuwa i nie przyznaje?

Czy w tym kraju wszystko musi być postawione na głowie?Mniej więcej w tym czasie, gdy Otylia miała swój sławny wypadek, czytałem onaszym rodaku, który w wypadku drogowym (po trzeźwemu, żeby nie byłowątpliwości) zabił syna. Odsiaduje długoletni wyrok, bo wykazał skruchę,przyznał się i prosił o wysoki wyrok uważając, że musi odpokutować za swągłupotę. Jemu mogę współczuć, bo do niego dotarło to, co zrobił, bo uznał swojągłupotę, bezmyślność i pogardę dla życia innych. Otylii współczuć nie mogę, boona przecież w swoim mniemaniu nic głupiego nie zrobiła, ona jest zbyt sławna,by zrobić coś głupiego. Ja się wręcz cieszę. Cieszę się, że zabiła swego brata,bo przecież mogła zabić choćby moją córkę. Mogła zabić każdego i nieprzyznawałaby się w sądzie a jej poplecznicy wołaliby, że należy jej współczuć,bo ta tragedia przeszkodzi jej w fetowaniu kolejnych zwycięstw. Tych ostatnichmogę pocieszyć. Na pewno jej w tym nic nie przeszkodzi. To nie ten kraj.

W USA bodajże właśnie w tym roku, w którym Otylię spotkałata wielka tragedia, wsadzono do więzienia noblistę. Zamknięto go za to, żejechał za szybko i trzasnął w jadący przed nim samochód, w wyniku czego zginąłczłowiek. Podkreślam, skazano go na karę pozbawienia wolności, bez zawieszenia,i od razu zamknięto za kraty. Wyjaśniono, że od człowieka na tym poziomie możnawymagać więcej niż od lumpa z doków. Tymczasem nasz idol, nasz wzór donaśladowania uważa, że kara pozbawienia wolności w zawieszeniu, którą nazasadzie umowy proponuje prokuratura, to dla niej za dużo, że jestniesprawiedliwa. A jakąż to dolegliwość jej ta „kara” wyrządzi poza zapisem wpapierach? Przecież do tego się tylko ona sprowadza. Ale nie, to dla niej i takza dużo. Jej trzeba współczuć. Ona woli proces niż szybką ugodę bez żadnychstresów. Woli proces niż ugodę, choć zaraz kolejne zawody. Ale to też nieproblem. Proces utajniono i zapewne kolejny ktoś współczujący zadba o to, bynie był za długi ani zbyt stresujący. Mnie tylko zastanawia, czemu Otylia boisię kary „w zawiasach”. Wszak to tylko zapis w dokumentach, który i tak szybkosię zamazuje. Takiego wyroku może się obawiać tylko ten, kto zamierza ponowniezrobić to samo i boi się odwieszenia kary. O co więc tak naprawdę chodzi?

Pamiętacie widok Mercedesa Diany, gdy przy 150 km/h uderzył wbetonową konstrukcję? Pamiętacie migawki z setek wypadków pokazywanych w TV?Samochodów, które nieraz jechały bardzo, bardzo szybko i jakoś tak niewyglądały. I nie były to nowe, amerykańskie samochody, tylko nasze poczciwe,kilku, albo nawet kilkunastoletnie taniochy. A pamiętacie widok samochoduOtylii, który nie uderzył w beton, tylko w drzewo i podobno, jak się terazokazuje jechał bardzo wolno? Strasznie słabe te drogie samochody, a już Otyliito na pewno trzeba współczuć, że się jej taki wyjątkowo trefny egzemplarztrafił. Rozpadł się jakby jechał z gazem do dechy.

Krew mnie zalewa, bo Polska właśnie, a nie Indie, jestprawdziwym krajem świętych krów. Kiedyś mnie uczono, że ludzie na świecznikupowinni świecić przykładem, że powinno się wymagać od nich więcej niż odszarych, ciemnych przedstawicieli plebsu. Uczono mnie, że gdy się takiemu nogapowinie, to trzeba go karać ostrzej niż szaraczka. Trzeba pokazać, że sława tonie nietykalność, że sława to nie stanie poza prawem, że sława to równieżobowiązek. To chyba już jednak inny kraj. To nie tylko sprawa Otylii. Przykładymożna mnożyć. Stwierdzenie, które w moich ustach jest kłamstwem, w wydaniu„swojaka” z „góry” jest tylko skrótem myślowym. To, co w moim przypadku byłobyewidentnym przykładem brawurowej jazdy, głupoty i braku wyobraźni, w przypadkuznanej osoby jest powodem, by to jej właśnie współczuć. Nie jestem ślepy. Wkażdym kraju pewne sprawy się tuszuje i pewne osoby chroni. Ale w normalnymkraju, jak ktoś zrobi coś tak głupiego, tak ewidentnego, że się tego zatuszowaćnie da, to się nie woła, że należy mu współczuć, to się nie krzyczy, że jestniewinny. Czy to taki nieodparty wpływ moralny wywarł na nas pontyfikat JanaPawła II? Czy on też twierdziłby, że jest niewinny? Czy jego zwolennicywołaliby, że trzeba mu współczuć i go uniewinnić, bo jest on przeznaczony dowyższych celów? A może raczej przyznałby się i skoncentrował na pokucie jaknasz szary, nieznany ogółowi rodak o którym już wspomniałem?

Dlaczego w kraju na wskroś katolickim coraz bardziej rośniew siłę kult świętych krów?


Wasz Andrew

niedziela, 18 lutego 2007

Przeklęte łańcuszki



Dziś znów dotarł do mnie kolejny e-mailowy łańcuszek. Tym razem za temat posłużyła tragedia Oli Kuczmy poparzonej w trakcie pożaru i obecnie leczonej przez doc. Jacka Puchałę z krakowskiego Szpitala Dziecięcego. Oczywiście internetowy liścik kończył się tą samą co zawsze formułką: „Nie zmieniaj treści tego maila tylko po prostu prześlij go dalej. Ciebie kosztuje to tylko kliknięcie a rodzice dostają 3 grosze za każdego maila przesłanego w tej formie”.

Jak ludzie mogą rozsyłać takie bzdury? W internecie jest mnóstwo miejsc, gdzie jest adres konta, na które można wysłać pieniążki dla Oli. Czy ludzi, którzy zarzucają skrzynki pocztowe znajomych takim śmieciem nigdy nie zastanowiło, dlaczego w treści łańcuszka nie ma numeru konta, na które należy wpłacać pieniążki? Wszak można przyjąć, że ktoś naprawdę zechciałby pomóc Oli i dać jej więcej niż te 3 nie należące do niego grosze. Dlaczego więc w łańcuszku nie ma tej informacji? Gdyby jego autorowi chodziło o dobro Oli, to ta informacja musiałaby tam być. To logiczne. Jedna osoba wpłacając 3 zł na konto dziewczynki daje jej tyle, co 100 przesłanych maili. Gdzie tu logika? Czy to nie daje do myślenia? Czy nie daje też do myślenia, że w mailu brak nazwy tej wielkiej firmy, która gwarantuje pieniądze dla Oli?

Można powiedzieć, że autorzy takich maili dobrze znają psychologię. Chodzi o to, że każdy chętnie pomoże bliźniemu, byle nie przy pomocy swoich pieniędzy. Oni dobrze o tym wiedzą. Wiedzą też, że większość ludzi jest jak stado bezmyślnych owiec: nie stawia pytań i lubi podążać bezwolnie za innymi. Skoro ktoś nam maila przysyła, to czemu nie odesłać go dalej?

To, że rozsyłanie takich maili to spam, czyli przestępstwo, to tych dobrych ludzi nie obchodzi. Czasami nawet dodają na końcu „jeśli zatrzymasz tego maila dla siebie, to nie masz serca”. Nie zastanawiają się, że takie łańcuszki są bardzo często nawet nie elementem badań marketingowych, ale wręcz środkiem do dokonania przestępstw. Znane są łańcuszki, które służyły do blokowania skrzynek pocztowych wybranych osób poprzez bombardowanie ich setkami maili, a nawet do znacznie poważniejszych rzeczy. Zanim prześlecie komuś następny łańcuszek zastanówcie się porządnie, bo nie świadczy to zbyt dobrze o Waszej inteligencji.

Już Zagłoba nabijał się z ludzi dających to, co do nich nie należy.

Nie mam serca i nie przesyłam dalej maili dających 3 grosze na leczenie Oli. Jeśli ktoś naprawdę chce jej pomóc, oto numer konta, na które należy przelewać dla niej pieniążki:

Fundacja "Kromka Chleba".

ING BSK SA O/Tarnów, 53105015621000002273236113

z dopiskiem "Dla Oli Kuczmy"


Wasz Andrew

wtorek, 13 lutego 2007

Czerwony księżyc



W sobotę, 3 marca 2007 roku, będziemy mieli okazję obserwować czerwoną poświatę na Księżycu. Zjawisko będzie można obserwować od momentu jego pojawienia się nad horyzontem. Wschodzący Księżyc jest często zaczerwieniony przez chmury lub zanieczyszczenia unoszące się w atmosferze, ale tego dnia nasz naturalny satelita będzie niezwykle intensywnie czerwony. Takie kolory możemy zobaczyć tylko podczas jego zaćmienia.


Zaznaczmy więc 3 marca w kalendarzu, wybierzmy zawczasu punkt obserwacyjny z czystym horyzontem w kierunku wschodnim i z dala od miejskich świateł. Przygotujmy aparaty i miejmy nadzieję, że pogoda dopisze.


Wasz Andrew

sobota, 10 lutego 2007

SENYSZYN I ŚWIĄTYNIA OBŁUDY


prof. Joanna Senyszyn, fot. Jarosław Kruk

Przeczytałem wieści w onecie, a potem oryginalny post prof. Senyszyn ŚWIĄTYNIA OBŁUDY, CZYLI ZABYTEK OD POCZĘCIA na jej blogu. Mocny tekst i zasadniczo słuszny, ale niestety zepsuty przez ziejącą z niego nienawiść do kleru. Miałoby to jeszcze sens, gdyby autorka uściśliła, o jaką grupę spośród sług Kościoła jej chodzi, ale tego nie zrobiła. Szkoda...

Wywnętrzniłem się KOMENTARZEM na jej blogu i już myślałem, że to koniec tego tematu, ale nie...

Przeglądając, czego zwykle nie czynię, komentarze internautów pod artykułem w wiadomościach onetu na temat postu prof. Senyszyn zauważyłem, że często powtarzają się argumenty typu "jakim prawem komuchy wypowiadają się na temat religii i kościoła" i "co ateista i komuch może wiedzieć o religii". To chyba bardzo ciekawy symbol rozumienia tolerancji, równości i demokracji w rozumieniu katoprawicy. Taka filozofia Kalego. "My mamy prawo wypowiadać się o komunizmie i krytykować lewicę, jednak komuchom nie wolno wypowiadać się na nasz temat, ani na temat naszej wiary". Nic dodać, nic ująć...


Wasz Andrew