sobota, 29 sierpnia 2009

WIEDZA, ŻYCIE I AROGANCJA



Przez lata byłem wiernym czytelnikiem Wiedzy i Życia. Była wszechstronna i nie ograniczała się do rozważań mocno teoretycznych, jak przykładowo miesięcznik Problemy, czy zdecydowanie praktycznych, jak choćby Młody Technik. WiŻ gwarantowała stały dopływ najnowszych informacji zarówno z nauki teoretycznej jak i z czysto praktycznych jej zastosowań. Mieszała kierunki; obok psychologii konstrukcje lotnicze, obok matematyki literatura. Czytając kolejne numery od deski do deski wgłębiałem się w dziedziny, o których w życiu bym nie pomyślał, iż mogą być interesujące. A jednak. Z równym zainteresowaniem czytałem o nowych faktach, nowych odkryciach, niezależnie od tego, czego dotyczyły. Szczęście jednak nigdy nie trwa wiecznie.

Zmieniały się czasy, zmieniała wiedza, życie i, oczywiście, zmieniała również „Wiedza i Życie”. Był nawet moment, gdy po przemianach ustrojowych Wiedzy groziła całkowita likwidacja. Na szczęcie ten drastyczny moment udało się przeżyć i wydawało się, iż wszystko jest wspaniale. Kryzys nadszedł w momencie, gdy miało być jeszcze lepiej. Po przejęciu WiŻ przez wydawnictwo Prószyński Media Spółka z o.o. w tekstach zaczęły pojawiać się coraz liczniejsze drukarskie, i nie tylko, chochliki. To jednak jest chyba bolączką większości dzisiejszych polskich wydawnictw. Książki, gazety i wszystko, co słowem drukowanem zapisane, okraszone jest błędami wszelkiej maści, ortograficznych nie wyłączając. Tutaj w wyraźniej opozycji są wydania starsze, choćby te z epoki socjalizmu, gdzie błąd ortograficzny w poważniejszej pozycji był naprawdę rzadkością. Można nad tym ubolewać, że kiedyś człowiek oczytany poprzez patrzenie poprawiał swój styl, gramatykę i ortografię, a teraz przeciwnie – widząc byki w prawie każdej książce i gazecie zaczyna mieć wątpliwości w najbardziej oczywistych sprawach. Można nad tym ubolewać ale zmienić się tego nie da – to temat na osobną rozprawkę o wpływie komputerów na cywilizację, o wprowadzaniu jej w epokę bylejakości i badziewia. Można nad tym przejść do porządku gdyby nie towarzyszyły temu większe błędy prowadzące do poważnych problemów z przyswojeniem tekstów przez wielu czytelników.

Dzisiejsza szata graficzna Wiedzy i Życia jest wspaniała. Jest niczym paradny mundur. Wspaniałą czyni postać ale o wygodzie i praktyczności mowy żadnej nie ma. Dziwna mania pisania kolorowym drukiem na kolorowym tle o zmiennym deseniu (nawet na zdjęciach) prowadzi do sporych trudności z czytaniem tekstu. Wystarczy minimalna wada wzroku, by te problemy stały się naprawdę poważne. W oświetleniu niewiele nawet odbiegającym od dla lektury idealnego, nawet sokole oko ma problemy z czytaniem niektórych partii tekstu. Najlepszym chyba rozwiązaniem jest druk czarny na białym tle. Jeśli jednak ktoś się upiera na inne kolory tła i czcionki, to tego tak karkołomne jak zdjęcia w tle, to mógłby skorzystać z jednego z wielu programów symulującego różne wady wzroku. Pozwalają one zobaczyć wymyślne koncepcje graficzne cudzym okiem i sprawdzić, czy inni też zdołają przeczytać to, co dla nas jest czytelne. Redakcja WiŻ na takie sugestie nawet nie odpowiada pokazując wyraźnie jak zależy jej na zadowoleniu czytelnika. Tak doszliśmy do problemu największego – pychy i arogancji.

Kilka razy skusiłem się na prenumeratę WiŻ i za każdym razem były problemy. A to nie otrzymałem zamówionych numerów, a to mój przelew zaginął, a to nie otrzymałem gratisów, które były integralną częścią umowy zakupu prenumeraty. Wkurzało mnie to ale wszelkie moje skargi były traktowane tak jak prośby o bardziej czytelny układ graficzny tekstów; zero reakcji. Owszem, zapłacone numery w końcu otrzymywałem, ale po straconym czasie, pieniądzach na telefon, o nerwach nie wspominając. Teraz mam teczkę u znajomego sprzedawcy i nie mam żadnych problemów. Mam na czas wszystkie numery, nie muszę się denerwować i, co najważniejsze, mam coś, czego nie ma żaden prenumerator: mam wszystkie numery specjalne.

To dla mnie chore, że ktoś, kto wykupił prenumeratę, by nie musieć latać po kioskach i polować na kolejne numery, nie otrzymuje numerów specjalnych. De facto i tak musi biegać po mieści za kolejnymi numerami. Ponieważ prenumerata lubi się opóźniać (kolejny kwiatek) więc ma nawet gorzej, bo nieraz o z kolejnego numeru dowiaduje się o numerze specjalnym, którego już nigdzie nie ma. Oczywiście może go sobie zamówić. Jeśli znów chce się wkurzać, czekać i płacić za wysyłkę.

Wiedza i Życie daje mi wiedzę (poprzez lekturę) i uczy życia (poprzez to, jak traktuje czytelników). Jest pięknym obrazem tego, jak wygląda polski kapitalizm, w którym normalne mechanizmy nie działają. Nikomu nie zależy na klientach, na wysokości sprzedaży, tylko na pokazaniu ważności własnej osoby.

Pomimo tych naprawdę doprowadzających do pasji mankamentów mam nadzieję, iż Wiedza i Życie nie zniknie nigdy z rynku wydawniczego i wszystkim ją polecam. Byle nie w prenumeracie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)