niedziela, 19 września 2010

Po kazaniu



Dawno już nie tykałem się tematyki klerykalnej ale tym razem już nie wytrzymałem. Na niedzielnym kazaniu myślałem, iż się zagotuję. Gdyby jego autorem był jakiś wioskowy proboszczyna, może bym to jakoś przełknął, bo nie ma instytucji, w której szeregach głupków by się nie znalazło. Ale to były wynurzenia biskupa. Nazwiska nie wymienię, bo chwały mu jego działalność w żadnym razie nie przynosi. A biskup, bądź co bądź, jest kościelnym dostojnikiem i jeśli on tak się publicznie wyraża, to czego można się spodziewać o innych.

Główną osią kazania teoretycznie nawiązującego do odczytanej wcześniej przypowieści o nieuczciwym rządcy (Łk, 16, 1-13) było narzekanie na coraz gorsze czasy. Dla kogo? Chyba tylko dla kościelnych hierarchów. Bo dla szarego człowieka w Polsce. Po raz pierwszy w całej historii Polski mamy szansę doczekać momentu, gdy w całym społeczeństwie nie będzie już nikogo, kto pamięta jakąś wojnę, która by dotknęła nasz kraj. Nikogo, kto z tego powodu stracił bliskie lub ukochane osoby. Tylko że to oczywiście nie obchodzi kościelnych bonzów, którzy opływają jak zawsze w złoto i drogie tkaniny*. Oni marzą o tym, by ludzie dla wiary ponosili ofiary, możliwie największe.

Wracając do tych „coraz gorszych czasów”; ciekawe jakie czasy kler uważa za te lepsze niż dzisiejsze? O tym jakoś nigdy się nie mówi. Bo chyba nie czasy komuny, okupacji czy rozbiorów? A może wspominają w głębi serc czasy wojen krzyżowych?

Za to panoszące się zło kler wini bezbożników i niewierzących. I to akurat w czasie, gdy jego przywódca, czyli papież z rodowodem z Hitler Jugend przeprasza w Wielkiej Brytanii za pedalstwo i pedofilstwo w szeregach facetów w czarnych sukienkach. Łącząc jedno z drugim nasuwa się pytanie: jak niewierni i bezbożnicy mogą za to odpowiadać?

Zamiast zająć się zgnilizną w szeregach kleru i wyznawców za wszelkie zło wini się tych, którzy nie chodzą do kościoła. Widzi się problem, któremu biskup dał odpór całą mocą swego autorytetu, w tym, iż ktoś klęka na jedno kolano a nie na dwa i zmusza się ludzi uczonych przez pokolenia do modlitwy z dłońmi złożonymi by nagle zaczęli się modlić niczym kapłan, z rękami uniesionymi i rozłożonym niczym skrzydła orła naszego Białego. Każdy kto ma choć trochę oleju we łbie wie, że modlić się można nawet z rękami pod kołdrą**. Kiedyś kapłan odprawiał twarzą do ołtarza i ile razy przed nim przechodził oddawał hołd Bogu. Teraz stoi do niego tyłkiem i wszyscy uważają to za normalne. Każdy rozsądnie myślący wie, iż sposób trzymania rąk czy zadka, styl klękania, itd. nie wpływa na zbawienie i są to zwykłe ludzkie wymysły. Jeśli coś jest ważne to nie bieganie do kościółka a wewnętrzna wiara, przestrzeganie przykazań i życie w duchu swej wiary. Tragiczne jest to, iż polski kler zamiast do tego namawiać swą trzódkę bawi się w politykę a za wszelkie zło wini innych. Tych innych; ateistów, wyznawców innych imion Boga, wszelkiej maści racjonalistów, jest w naszym kraju może kilka procent. Nie mogą oni więc mieć znaczącego wpływu na moralność narodu, gdyż po prostu giną w masie katolików. Jeśli złapiemy złodzieja, cudzołożnika, pedofila czy innego degenerata, to najczęściej będzie to mniej lub bardziej praktykujący katolik. Ze względów statystycznych oczywiście. Jest ich po prostu najwięcej. To katolicy sprawiają, iż nasz kraj jest jaki jest. Jeśli chcą coś naprawić, to powinni zacząć od siebie. Kler wbrew zapewnieniom papieża albo tego nie rozumie w swym zacietrzewieniu albo udaje, iż nie rozumie. Inna sprawa, że to woda na młyn niekatolików. Parafrazując powiedzenie śp. prof. Józefa Tischnera powiedziałbym, iż kler podcina gałąź na której siedzi, gdyż żaden bezbożnik nie zdoła odwieść prawdziwie wierzącego od Boga ale ksiądz a tym bardziej biskup ma w tym zakresie o wiele większe możliwości. Efekty tego widzimy zwłaszcza w miastach, gdzie kościoły powoli ale systematycznie pustoszeją niewielkimi ale pewnymi kroczkami zmierzając w kierunku totalnego pustostanu znanego z większości krajów rozwiniętej Europy.

W trakcie tego samego nabożeństwa naszło mnie jeszcze jedno pytanie. Dlaczego kościół większą wagę przywiązuje do ślubu z człowiekiem płci przeciwnej niż do ślubu z Bogiem? Wszak najpierw uznaje się człowieka za dojrzałego do zawarcia przymierza z Bogiem (bierzmowanie) a dopiero gdy jest dużo starszy i dużo mądrzejszy, wzbogacony o nową wiedzę i doświadczenie życiowe, uznaje się go za dojrzałego do zawarcia kontraktu z drugim człowiekiem. Jakaś dziwna sprzeczność między priorytetami w teorii i praktyce. Ale to już tylko taka dygresja ważąca tyle co pyłek przy ciężarze pierwszego tematu.



* Zamiłowanie różnych organizacji do dziwacznych ubiorów i rytuałów pięknie zracjonalizował i wyjaśnił nasz rodak, śp. prof. Marian Mazur w swym wiekopomnym dziele Cybernetyka i charakter.
** W tradycyjnym wychowaniu katolickim dziecko musiało spać z rękami na kołdrze by uniknąć podejrzeń o zabawy własnymi genitaliami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)