piątek, 28 grudnia 2012

W dwóch światach

  

Piękny umysł (2001)

(oryg. A Beautiful Mind)

reżyseria: Ron Howard

scenariusz: Akiva Goldsman

pełna „lista płac

Tytuł Piękny umysł obił mi się o uszy już wielokrotnie, zapewne podobnie jak wielu z Was, których jak i mnie, kinomanami trudno określić. Kiedy więc kilka dni temu można było obejrzeć ten film w telewizji, skorzystałem z okazji, choć absolutnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Byłem jak tabula rasa, na której miały się zapisać wrażenia z seansu nieskażone cudzymi opiniami i sądami autorytetów.

Piękny umysł jest biograficzną opowieścią, nie do końca co prawda zbieżną w szczegółach z autentyczną historią i książką pióra Sylvii Nasar pod tym samym tytułem z 1998 roku, na której podstawie powstał, ale to nie ma w tym akurat przypadku większego znaczenia. Główną postacią, której życie poznajemy, jest John Forbes Nash Jr (Russell Crowe). Śledzimy jego drogę do Nagrody Nobla, perypetie jego miłości do jednej ze studentek (Alicia Larde – w tej roli Jennifer Connelly) i walkę z postępującą schizofrenią paranoidalną, która sprawia, iż żyjąc w naszym świecie, genialny matematyk żyje jednocześnie w innym, dla nas niewidocznym, przenikającym się z tym realnym i zaludniającym nasz świat postaciami, które widzi tylko John.



Bardzo się cieszę, że przed obejrzeniem filmu nie czytałem żadnej o nim opinii. Dzięki temu mogłem w pełni cieszyć się seansem, nie wiedząc jak się skończą poszczególne wątki historii ani w którym momencie nastąpią punkty zwrotne. Krytycy filmowi, za co ich zdecydowanie potępiam, znacznie częściej niż ich literaccy koledzy, przedstawiają całość fabuły, posuwając się nawet do zdradzania kluczowych momentów i zakończenia. Odbierają widzom to, co ich samych często bawiło i co nierzadko jest jednym z atutów filmu. A Piękny umysł, mimo iż w dużej mierze biograficzny, gwarantuje nam i napięcie, i zainteresowanie tym, co wyniknie za chwilę ze sceny, która akurat się rozgrywa. I tak do samego końca.

Nie cytując dokładnie, przytoczę jednak myśl filmowego psychiatry zajmującego się Nashem. Dr Rosen (w tej roli Christopher Plummer) mówi nam, że człowiekowi trudno sobie wyobrazić, jak czuje się ktoś, którego cały świat legł w gruzach, któremu odebrano wszystko, który wszystko utracił. Jednak jeszcze trudniej wyobrazić sobie zdrowemu, jak czuje się schizofrenik, który się dowiaduje o swojej chorobie i o tym, że jego świat nie został nawet zniszczony, ale w ogóle nigdy nie istniał! „Piękny umysł” to jeden z najpiękniejszych i najbardziej poruszających filmów o walce z chorobą psychiczną w historii kina.

Jakby tego było mało, mamy jeszcze cudownie poprowadzony wątek związku Nasha z jedną ze studentek (wspomniana Alicja Larde), który sprawia, iż film jest piękną historią wielkiej miłości, takiej „na dobre i na złe”, która nie umiera nawet wtedy, gdy przychodzi złe nie z tego świata.

Role Nasha i Larde to prawdziwa wirtuozeria. Crowe i Connelly dają prawdziwy popis gry aktorskiej, która już nie jest rzemiosłem. Nie gorzej wypadają role drugoplanowe. O tym poziomie nasze „gwiazdy” mogą tylko marzyć. Nie da się obrazów z Pięknego umysłu wyrzucić z pamięci, podobnie jak wzruszeń i przemyśleń, do których nas zmusza. Gdyby przyznane mu nagrody ustawić na jednej półce, wyglądałaby imponująco i niesamowicie: cztery Oscary, cztery Złote Globy, dwie BEFTA oraz osiem innych nagród. I na pewno nie zostały one przyznane na wyrost. Dla mnie jednak ważne są jeszcze inne rzeczy.



W filmie jest moment come back’u Nasha do Pricneton, sięgnięcia po Nagrodę Nobla i powszechne uznanie (nie zdradzam chyba fabuły, gdyż każdy wykształcony wie, kto to Nash, nawet humanista, podobnie jak nawet matematyk wie, kto to Szekspir). Mam wrażenie, iż w Polsce przyjaciele z uczelni raczej by przeszkadzali w powrocie szalonemu koledze po fachu, zwłaszcza posiadając świadomość, iż jest on lepszy od nich i może ich wyprzedzić w karierze. Nasz model wyścigu szczurów odbiega od modelu amerykańskiego i wciąż bardziej przypomina polskie piekło, niż jakikolwiek wyścig. Oczywiście, że Piękny umysł to ukryta reklama MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) i Princeton, jednych z najlepszych uczelni na świecie, ale może między innymi dzięki takiemu właśnie podejściu do indywidualności są one tym, czym są? Mekką najpiękniejszych umysłów na świecie, która obiecuje wyrozumiałość wobec odmienności i docenienie geniuszu?

Mam wrażenie, że w naszym zbiurokratyzowanym systemie, w którym liczą się testy, punkty i średnie, nie ma miejsca dla takich jak Nash. To smutna refleksja i tym bardziej bolesna, iż ta nasza urawniłowka preferująca cieniaków i średniaków, a zwłaszcza kombinatorów i cwaniaków, była niedawno tematem mojego felietoniku o systemie stypendialnym odzierającym wybitnych z godności i środków finansowych, gdyż jest z tym chyba z roku na rok gorzej i nie widać końca tego trendu.

Powracając do samego filmu; trwa 2 godziny i 15 minut, lecz ani przez chwilę się nie dłuży. Wciąga niczym najlepsza sensacja, romans i dramat w jednym, a jeszcze w dodatku, mam taką nadzieję, skłoni choć kilka osób do zainteresowania się teorią gier i matematyką, która rządzi wszystkim, niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy nie. Ale to już temat na osobne rozważania. Gorąco zapraszam do obejrzenia Pięknego Umysłu 


Wasz Andrew

4 komentarze:

  1. Oglądałam ten film dwa a może i trzy razy.Za każdym razem mnie tak samo wzrusza. I zgadzam się ze wszystkim co napisałeś. Sam Crowe jest aktorem, który potrafi wzbudzać w widzu swą grą mocne emocje.
    Jeszcze chciałabym przeczytać książkę.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Film rzeczywiście niezły i lepiej nie przybliżać całej fabuły - bo to odbiera całą przyjemność oglądania. Tylko te szerokie ramiona Crowe'a nie pasują mi do stereotypu rąk naukowca :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ten film, a ten cytat szczególnie „ Zawsze wierzyłem w liczby. W równania i logikę, które pozwalają odkryć sens. Ale po życiu poświęconym takim poszukiwaniom... pytam, czym jest logika? Gdzie ukryty jest sens? Moje poszukiwania wiodły mnie przez świat fizyczny, metafizyczny, urojony i z powrotem. I dokonałem najważniejszego odkrycia w mojej karierze. W moim życiu. Tylko w tajemniczych równaniach miłości można odnaleźć prawdziwy sens.” ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff... Ten cytat to temat, który wystarczyłby nie tylko na osobny felieton, ale i na książkę całą :) A w Pięknym umyśle takich perełek faktycznie wiele :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)