Kubuś Fatalista i jego pan
Denis Diderot
tłumaczenie: Tadeusz Żeleński (Boy)
tytuł oryginału: Jacques le fataliste et son maître
Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1985
Denis Diderot (urodzony 5 października 1713 w Langres we Francji,
a zmarły 31 lipca 1784 w Paryżu) – francuski pisarz, krytyk literatury i sztuki
oraz filozof, za dzieło swego życia uważał pracę przy tworzeniu Encyklopedii, która
zebrała dorobek myśli społecznej, filozoficznej i moralnej europejskiego
oświecenia. Dziś jednak najbardziej znanym jego dziełem jest powiastka
filozoficzna Kubuś Fatalista j jego pan, która pierwotnie nie była przeznaczona
do publikacji, a po raz pierwszy ukazała się drukiem dopiero w roku 1796.
Wydanie, które trafiło do moich rąk, przedmową opatrzył
tłumacz – Tadeusz Żeleński (Boy) i choć od jej napisania minęło już sporo czasu
(jak sądzę opatrzono nim pierwsze polskie wydanie, a wtedy byłby to rok 1915), można tylko marzyć, by dziś choć dziesiąta przedmowa była napisana z takim
mistrzostwem. Wzór niedościgły i absolutnie godny naśladowania. Wprowadza
czytelnika, który zamierza spotkać się z Kubusiem i jego panem w sedno maniery
tego utworu, zachęca, ale nie reklamuje, krótko wspomina to, co niezbędne i
pomija wszystko, co nie jest konieczne. A potem już możemy podążyć za naszymi
bohaterami.
Z bohaterami, którzy konno przemierzają Francję, nie
spiesząc się, gdy nie zmuszają ich do tego okoliczności, i prowadząc długie
rozmowy. Długie, wręcz niekończące się. Początkowo wydaje się, iż ich tematem
będą miłosne historie z życia Kubusia, ale ten jest okropnym gadułą, na dodatek
domorosłym filozofem, co sprawia, iż nie ma końca dygresjom, wątkom pobocznym i
innym przedłużaczom. Jakby tego było mało, ciągle wydarza się coś, co sprawia,
iż ktoś musi opowiedzieć inną historię, a Kubuś wciąż nie może nawet dobrze
zacząć swojej. Czy w końcu ją opowie, i jaki będzie jej przebieg, tego
oczywiście nie zdradzę, przeczytajcie sami.
Dygresje i wtręty pochodzą nie tylko od postaci
zaludniających świat tej powiastki. Autor zwraca się też bezpośrednio do
czytelnika, który być może nigdy nie miał zaistnieć. Taka zabawa piórem?
Diderot pisał bowiem do szuflady i nie mam pewności, czy w czasie, gdy tworzył
Kubusia, miał w planach publikację, choćby po śmierci, czy ją chociaż
ewentualnie dopuszczał w bliżej nieokreślonej przyszłości. Jakby nie było,
kieruje się wielokrotnie wprost do przyszłego odbiorcy tekstu, toczy z nim
swego rodzaju grę. A jaka jest tematyka tych przenikających się warstw i
zabiegów literackich?
Bardzo różnorodna. Mamy lekko podane tematy filozoficzne; ogólnoludzkie.
Mam tematy społeczne z mocno podkreśloną krytyką realiów ówczesnej Francji,
posuwające się aż do przepowiedni okropieństw Rewolucji. Trzeba jednak
pamiętać, że od powstania Kubusia minęły już dwa wieki z okładem. W moim
odczuciu pewne aspekty przemyśleń i obserwacji Diderota mocno się
zdezaktualizowały, podczas gdy inne, gdyż są nadal aktualne, pokazują swą
zdwojoną moc, jako że ani upływ czasu, ani kolejne rewolucje, niczego nie
zmieniły, choć powinny. Nie zmieniły przede wszystkim natury człowieka,
zwłaszcza jej mniej chwalebnych aspektów, podobnie jak wypaczeń Kościoła
Katolickiego, który został przez Diderota poddany miażdżącej krytyce.
Książeczkę czyta się dobrze, choć nie wciąga. Łatwo od niej
odejść, by potem niespiesznie równie łatwo do niej wrócić. Może nie bardzo się
ona nadaje na dzisiejsze, zabiegane czasy, gdyż nie ma w sobie tego magnetyzmu
sprawiającego, iż się oderwać nie można. Z drugiej strony ma w sobie urok,
dzięki któremu można ją czytać nawet przez tydzień, z ciągłymi przerwami, i w
każdym momencie się nią delektując, niby butelką dobrego koniaku, po który
sięgamy tylko wtedy, gdy mamy chwilę spokoju, by ją poświęcić tylko jemu.
Kubuś jest potencjalną kopalnią sentencji i cytatów, choć z
drugiej strony wiele z zawartych w nim mądrości pokryło się patyną.
Ambiwalencja jednak wpleciona przez Diderota w dialogi jego bohaterów, w ich
postawy i zachowania, daje możliwość odczytywania ich na różne sposoby i
poszukiwania prawdy we własnym zakresie. Kubuś z jednej strony jest fatalistą,
co wyraźnie deklaruje, jednak z drugiej, w chwilach wymagających działania,
potrafi być nad wyraz aktywny i działać nie oglądając się na przeznaczenie.
Podobnie jest w Kubusiu z wieloma rzeczami, co pewnie ma zmusić czytelnika do
myślenia, do znalezienia własnych odpowiedzi, a nawet własnych pytań. I w tym
względzie, choć eksperymentalna forma, w czasach jego powstania uznana pewnie za
ekscentryczną, dziś już nikogo nie dziwi, jest Kubuś Fatalista i jego pan
prawdziwie ponadczasowy. Rzecz absolutnie warta poznania, choć dla czytelnika
interesującego się historią i filozofią raczej jako ciekawostka, gdyż do jego
wyobrażenia świata niczego nowego nie wniesie. No i jak z tym koniakiem lub
winkiem – lepiej wybrać na lekturę czas spokojny, może jakiś urlopik, by ją
smakować i się nią delektować
Wasz Andrew
Nie zetknęłam się na czytelniczej drodze z Kubusiem fatalistą i nie wiem czy się spotkam, ale notkę z przyjemnością przeczytałam.)
OdpowiedzUsuńNiby to prawdziwa klasyka, ale z drugiej strony jest jej tyle, że wszystkiego nie idzie przeczytać i nie ma co na siłę się zmuszać :)
UsuńCzytałam lata świetlne temu...dobrze powiedziane: jak kieliszek koniaczku - delektować się, a nie przedobrzyć:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie czytałem, ale pewnie to uczynię. Pytanie tylko, czy prędzej, czy też później :)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że najbardziej atrakcyjna wydaje mi się przedmowa Boya Żeleńskiego. Uwielbiam tego znakomitego tłumacza oraz równie dobrego eseistę, dlatego będę poszukiwać starszych wydań.
No - Żeleński mocny był. Brązowników się nie zapomina, choć wielu by chciał, aby wszyscy o nich zapomnieli :)
Usuń