środa, 5 listopada 2008

REFLEKSJE ZE STACJI PALIW


Dzisiaj, jak co kilka dni, zajechałem do pobliskiej stacji paliw by zatankować moją bryczkę. Nic nadzwyczajnego. Nawet było miło. Diesel tylko po 4,17. Pamiętacie ceny sprzed czterech miesięcy? 19 lipca zapłaciłem 4,84 za litr!

W pierwszym odruchu, jak większość kierowców, poczułem zadowolenie. Jest dobrze. Potem jednak nadeszła refleksja. Czy aby na pewno?

Gdyby ceny paliw szły cały czas do góry, może nasz rząd, zamiast zajmować się tylko meczem PiS-PO, wziąłby się za szukanie rozwiązań problemów, które nadchodzą. Może zabrałby się do roboty, dopóki nie jest za późno. Niestety, mamy akurat chwilową obniżkę cen i już nikt nie zajmuje się problemem bezpieczeństwa energetycznego.

Zniżka cen ropy i benzyny jest tylko chwilowa. Jak będzie długa ta chwila nie wiem. Próba przewidzenia tego to jak wróżenie z fusów. Może kilka tygodni, może nawet kilka lat. Wszystko zależy bardziej od polityki światowych mocarstw, wielkich firm i ogólnej sytuacji gospodarczej, niż od klasycznego prawa popytu i podaży. Jednak ta chwila dobrego samopoczucia się skończy i wtedy będzie bardzo, bardzo niemiło.

Już kilka lat temu czytałem w prasie wojskowej, nie pamiętam dokładnie gdzie, że przykładowo taka armia brytyjska w niejakiej tajemnicy opracowuje strategie działania w sytuacji powszechnego niedostatku niektórych surowców. Dlaczego w tajemnicy? No bo czym się tu chwalić. Jakoś nie sądzę, by te strategie miały wiele wspólnego z europejskim braterstwem broni, bo chętnych do miski będzie wielu a kości mało.

Czy nasz rząd i nasze wojsko w ogóle się tym zajmuje? Nie sądzę, skoro nie możemy się nawet dorobić ogólnej doktryny obronnej. Jedyna wojna do jakiej jesteśmy zdolni, to wojna na górze. Drażnienie Rosji nie idzie jakoś w parze z budowaniem realnych podstaw naszego bezpieczeństwa. Ile warci są zachodni alianci w konfrontacji z naszym wschodnim sąsiadem już mieliśmy się okazję przekonać. No ale dość tych militarnych dygresji.

Gdyby ceny paliw ropopochodnych szły w górę w miarę nieprzerwanie, społeczeństwo żądałoby od władz wypracowania jakichś rozwiązań na przyszłość. Ponieważ akurat mamy dołek w cenach tych produktów, choć popyt na nie stale rośnie, więc masy w ogóle nie są tym zainteresowane, podobnie jak komercjalne media, dla których liczy się tylko oglądalność. W takiej sytuacji kolejne rządy, które i tak prawie niczego konstruktywnego nie robią, w tej sprawie nie robią niczego.

Niektórzy uspokajają, że Polska jest w lepszej sytuacji niż inne kraje, bo zawsze ma węgiel i można wrócić choćby do benzyn syntetycznych z niego wytwarzanych. Tak naprawdę jest to jednak rozwiązanie tylko chwilowe w perspektywie długoterminowej, a o takiej cały czas mówię. To jakby reanimowanie trupa. Przedłuży agonię, ale tylko na chwilę. Kiedy bowiem nawet ślepe masy, które nie potrafią myśleć dłużej niż na jeden dzień do przodu, również zauważą, że ropy zaczyna brakować, to szybko wzrośnie konsumpcja paliw opartych na węglu. Ten mechanizm świetnie widać było w ostatnich latach w Polsce, gdzie w wyniku wzrostu cen gazu i ropy nastąpił radykalny spadek zainteresowania ogrzewaniem gazowym i olejowym na rzecz różnych odmian węgla i innych paliw.

Wszystkie te biopaliwa i bioenergie, o których tak ostatnio głośno, nie są żadną alternatywą dla ropy. Wcale nie są tak ekologiczne jak twierdzą producenci, bo technologie potrzebne do ich uruchomienia są bardzo nieekologiczne. Ponadto, o czym przekonały się już niektóre kraje, zwiększenie produkcji roślin energetycznych powoduje zmniejszenie areału przeznaczonego pod produkcję spożywczą, a co za tym idzie wzrost cen i niezadowolenia społecznego. Wychodzi więc na to, że mogą być te rozwiązania użyteczne jako wspomaganie systemu energetycznego, ale nie są w stanie przejąć głównego obciążenia jeśli zabraknie ropy i jej pochodnych. Podobnie z elektrowniami wiatrowymi, słonecznymi i pływowymi. Technologie konieczne do wybudowania takich urządzeń trudno nazwać ekologicznymi ze względu na używane w nich materiały, są kosztowne i nie wszędzie można z nich korzystać, a w dodatku, i to chyba najważniejsze, moc z nich uzyskiwana jest stosunkowo niewielka a jej dostawy nierytmiczne, co stwarza problem ciągłości dostaw energii.

Jedyną rozsądną alternatywą jest energetyka jądrowa. Mamy co prawda jeden reaktor jądrowy w Świerku, ale nie jest to elektrownia. Inne kraje, zależnie od panującej mody (psychoza antyatomowa podsycana przez ekooszołomów) raz zwiększają nakłady na energetykę jądrową, to znów je zmniejszają, ale ją mają. Tymczasem my nie mamy ani jednej elektrowni atomowej. Nie mamy więc i kadry przygotowanej praktycznie ani teoretycznie do jej obsługi i do budowy takich urządzeń. Gdy nastanie ten moment, w którym wszyscy stwierdzą, że ropa rzeczywiście się kończy, my będziemy wśród tych, którzy dosłownie zgaszą światło. Bogaci szybko rozpoczną budowę nowych reaktorów, tym bardziej, że gdy ekologom raz i drugi wyłączą prąd, to nagle się okaże, że nie taki ten atom straszny jak się mówiło. Dodatkowo kraje rozwinięte będą już miały doświadczenie, istniejące obiekty sprawdzone w praktyce, a brakujące kadry ściągną sobie choćby z Polski, która wykształci dla nich gratisowo dowolną liczbę fachowców. Jak wygląda u nas budowa autostrad każdy wie, więc nadzieje, że w razie potrzeby wybudujemy coś na czas, to mrzonki.

Jakby tego mało krach na rynku energetycznym spowodowany brakiem ropy, a wkrótce potem i węgla, zbiegnie się z innym, o którym w Polsce mówi się jeszcze mniej. O ile dane o wydobyciu ropy i węgla oraz obrocie nimi są jawne, o tyle wielkość wydobycia rzadkich metali nie jest ujawniana przez wiele krajów. Tutaj jest wąskie gardło, które nie tylko utrudni gwałtowny rozwój nowych dziedzin energetyki, gdy przyjdzie odejść od ropy, ale może się zacisnąć jeszcze wcześniej. Bez platyny, kobaltu, strontu i innych metali nie zbudujemy żadnych ogniw paliwowych, bez galu, indu, arsenu, tantalu zapomnijmy o komputerach i informatyce, bez niobu, berylu, selenu, lantanu, kobaltu pożegnajmy się z lotnictwem i motoryzacją. Ile jest tych kluczowych pierwiastków trudno ocenić ale najbogatsi już czynią przygotowania do zabezpieczenia sobie tyłów w tym temacie. Inwestują w regionach, gdzie znajdują się złoża tych najważniejszych metali i gotowi są swoich wpływów bronić za wszelką cenę.

Europa, a Polska w szczególności, nie zauważa, że nie jest już pępkiem świata. Kiedyś się mówiło, że co w Europie jest rynkiem, to w Ameryce niszą, a co w Stanach niszą, dla Europy rynkiem. Teraz powstają dwa nienasycone potwory, które zaczynają dosłownie połykać światową produkcję surowców: Chiny i Indie. W miarę podwyższania się stopy życiowej w tych krajach ilość samochodów, komputerów i wszelkich innych dóbr, jaka zostanie wessana przez te dwa rynki przyspieszy zapaść energetyczną i się z nią skumuluje. Te dwa kraje dopiero się rozpędzają na drodze do społeczeństw konsumpcyjnych, właściwie dopiero się zaczynają rozpędzać, ale gdy ruszą... W dodatku Indie w najbliższych latach prześcigną Chiny w liczbie ludności, a wszyscy, którzy się u nich dorobią też będą chcieli mieć samochody, RTV i AGD, komputery i mp4. A my co? Co na to nasze władze?

Gdy nasi sojusznicy (czyż nie mamy już doświadczeń z tymi samymi sojusznikami?) zajmą się swoimi interesami w innych częściach świata to Rosja, która tylko czek na taki moment, chętnie zrobi z nami porządek. Może nawet zaprzyjaźnią się z Rosją bo to kraj nie tylko wielki ale i w surowce zasobny, a że Rosjanie potrafią za naszymi plecami skumać się z innymi to wie każdy. A my co? - Prezydent zacieśnia związki z Radiem Maryja i informuje, że PiS szczególną wagę zwróci na ochronę życia poczętego... No comment...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)