poniedziałek, 18 czerwca 2012

Kontrakt Paganiniego




Kontrakt Paganiniego
(oryg. Paganinikontraktet)

Lars Kepler*
tłumaczenie: Marta Rey-Radlińska
wydawnictwo: Czarne 2012

Niejednokrotnie już wspominałem, iż od jakiegoś czasu jestem wielbicielem szwedzkiej szkoły kryminału społecznego. Muszę się jednak przyznać, że w stosiku zaległych lektur Kontrakt Paganiniego trafił prawie na sam spód. Po pierwsze z tego powodu, iż spółka pisarska kryjąca się pod pseudonimem Lars Kepler* była mi dotąd nieznana, ale przede wszystkim z powodu szaty graficznej okładki, która jest po prostu tragiczna i jeśli ma mówić coś o treści, to zapowiada jedynie kicz i tandetę.


W końcu przyszedł ten dzień i zacząłem czytać. Już po kilku stronach historia mnie wciągnęła i nie puściła aż do samego końca. Wszystko zaczyna się od tego, iż pewnej letniej szwedzkiej nocy stary rybak podpływa do dryfującego jachtu aby sprawdzić, czy ktoś na jego pokładzie nie potrzebuje pomocy. Na łóżku w kabinie znajduje siedzącą martwą dziewczynę. Choć jej ubranie, skóra i włosy są suche, sekcja wykazuje, iż utopiła się w morskiej wodzie. Szybko okazuje się, iż denatka jest siostrą znanej aktywistki ruchu pacyfistycznego Penolope Fernandez, a sprawą zajmie się nasz główny bohater, czyli Joona Linna, szwedzki policyjny super hero.

Jak zwykle rozwoju sytuacji nie będę zdradzał. Uchylę tylko rąbka zagadki i powiem, iż fabuła jest atrakcyjnie realna i dość prawdopodobna, akcja szybka, a postacie przekonujące. Całość na tyle zgrabna, iż czytałem z prawdziwą przyjemnością i zainteresowaniem, choć nie jestem zwolennikiem prezentowanej przez "Keplera" maniery stylistycznej, czyli przeniesień w czasie i pomiędzy różnymi punktami widzenia. Mimo tego, iż preferuję jeden punkt widzenia, na przykład ogląd głównego bohatera, i jeden bieg czasu urozmaicany co najwyżej retrospekcjami wynikającymi z jego wspomnień, to kunszt "Larsa Keplera" okazał się tej klasy, iż jego powieść po prostu połknąłem, mimo wspomnianej specyfiki stylu.

Już nadmieniłem, iż w Kontrakcie Paganiniego znajdziemy wszystko, co w dobrym kryminale powinno się znaleźć. Nie byłby jednak "Kepler" przedstawicielem szwedzkiej szkoły tego gatunku, gdyby nie problem społeczny, który jest zarazem motorem, osią i tłem całej fabuły. Jaki konkretnie nie będę zdradzał, stwierdzę tylko, iż jest to kolejna wariacja na temat prawdziwej twarzy obecnej formy kapitalizmu, w którym to nie biznes staje się celem infiltracji mafii, a po prostu sam, jak w prześwietnym świadectwie Gomorra, jest nowoczesną mafią. Biznes, który za nic ma prawo, o zwykłym poczuciu przyzwoitości nie wspominając. Biznes, dla którego jedynym celem jest zysk, który zarazem jest jedynym kryterium oceny. Wystarczająco wysoki zysk uzasadnia wszystko i z wszystkiego rozgrzesza, a najgorszym przestępstwem jest brak zysku. W dodatku taka forma przestępczości jest trudniejsza do zwalczania niż klasyczna, hierarchiczna, typowo kryminalna mafia, gdyż nie posiada ustalonych struktur, tworzy się niejednokrotnie tylko na potrzeby konkretnego interesu, tylko część jej działań jest nielegalna lub też działania są przestępstwem tylko na pewnym etapie. Z racji środków, którymi obraca, a które niejednokrotnie przekraczają PKB mniejszych państw, mafia biznesowa posiada układy wśród polityków, najwyższych władz i wszystkich struktur nie tylko państwa, ale niejednokrotnie jednocześnie wielu państw. Szkoda, że niewielu z naszych autorów próbuje ataków na podobną tematykę co Szwedzi, a przynajmniej ja na taką powieść nie trafiłem. Szkoda, gdyż sądząc z zakończenia wielu naszych afer i tego, co się działo przy budowach związanych z Euro, mamy w Polsce początki Gomorry jeszcze lepszej, niż ta włoska.

Niestety, nie jest nasza powieść całkowicie wolna od wpadek w sprawie realiów uzbrojenia i sprzętu służb. Szczególnie scena w ambasadzie zmusiła mnie do trzykrotnego przeczytania tego fragmentu zanim zrozumiałem, co autor mógł mieć na myśli, by się ona kupy trzymała. Czy jednak miał to właśnie nie na myśli nie wiem. Nie wiem też, czy wpadka jest winą autora czy tłumacza. Poza tym nie jest ona przysłowiową łyżką dziegciu i nie jest w stanie zepsuć bardzo pozytywnych wrażeń z całości książki, więc wspominam o tym tylko dla uczynienia zadość memu poczuciu rzetelności.

Reasumując; mogę z całym przekonaniem polecić Kontrakt Paganiniego każdemu, nie tylko miłośnikom kryminałów, sensacji i akcji. Powieść wartościowa, dająca do myślenia i dobrze napisana, choć nie aż tak rewelacyjnie jak na przykład Millenium Stiega Larssona. W starej skali ocen piąteczka z malutkim minusem. Zapraszam wszystkich do lektury, bo warto, o czym solennie Was zapewniam


Wasz Andrew



*Lars Kepler to pseudonim literacki spółki autorskiej; Alexander Ahndoril i Alexandra Coelho Ahndoril.

6 komentarzy:

  1. Przyznam, że nie mogłam przebrnąć przez tę książkę, a podejmowałam już dwie próby - i to nie ze względu na okładkę (niemiecka jest o niebo lepsza), a na pewną manierę, na którą reaguję wyjątkowo alergicznie - narrację w czasie teraźniejszym. Coś mi mówi, że trzeba będzie zacisnąć zęby i przez to jakoś przejść, bo naprawdę już tyle osób chwaliło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co zmuszać. Jest przecież w czym wybierać.

      Usuń
  2. Cieszę się, że nie mam takiej wiedzy na temat broni jak ty, bo dzięki temu nic mi nie zgrzytało. :DD Ale nic nie wspomniałeś o muzyce w tej książce, ona gra w niej ogromną rolę. Miałam nawet wrażenie, że całość jest skomponowana jak dobry utwór symfoniczny. I ta cisza na końcu akcji, aż dźwięczała. Ale z drugiej strony, jakby człowiek chciał wszystko ująć, to zabrakłoby strony w Internecie. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie poruszałem wątku muzycznego, gdyż wygląda blado na tle innych aspektów powieści, żeby porównać choćby wątek malarski w Ręce Mistrza czy naszą rodzimą Apsarę

      Usuń
  3. No jakże tak, na samym początku pojechać książce po okładce? :D A ja zobaczyłam i aż się zachłysnęłam, bo wygląda cudownie! Mogłabym mieć taki obraz na ścianie, pod warunkiem jednak, że wieszałabym go na miesiąc, po miesiącu zastępowała innym i tak w kółko. Okładka jest dobra. Odrobinę kiczowata, fakt. Ale dobra.
    Odnośnie samej książki, nie podejrzewam, bym kiedykolwiek ją przeczytała, ale przyjemnie czytało się Twoją recenzję.

    (Gomorra!!!!! Ajjjj!)

    OdpowiedzUsuń
  4. właśnie się zastanawiałam, czy dobra, nie czytałam żadnej recenzji, jesteś pierwszy. To, ze historia trzyma w napięciu, to żadna łaska, musi mieć jeszcze to coś. Z tym, że dla każdego 'coś' to jest co innego, więc i tak kończy się na tym, że po prostu trzeba wziąć książkę na warsztat

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)