sobota, 8 czerwca 2013

Arytmia



Arytmia

(oryg. Flimmer)

Anne Holt, Even Holt

tłumaczenie: Iwona Zimnicka
wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2012

   


Nie wiecie co to takiego kardiowerter-defibrylator? No to zaraz się dowiecie.


ICD czyli kardiowerter-defibrylator to skomplikowane urządzenie przywracające właściwy rytm serca. Każdego roku wszczepia się je milionom pacjentów na całym świecie…

Wiosną 2010 dwóch chorych z arytmią serca umiera z powodu zastosowania w ich leczeniu ICD. Coś, co miało ich ocalić, zabiło. Dr Sara Zuckerman kierująca oddziałem kardiologii w szpitalu w Bærum i jej kolega dr Ola Farmen odkrywają, że najprawdopodobniej winny jest wirus komputerowy. Wszystko wskazuje na to, że ktoś gdzieś zaprogramował mechanizm ICD w taki sposób, by odbierał życie. A wirus wciąż się rozprzestrzenia.


Tyle przeczytamy na tylnej okładce książki firmowanej przez norweską autorską spółkę rodzinną (rodzeństwo) w składzie Anne i Even Holt. Dotąd nie miałem do czynienia z twórczością Anne (brat jest w tym tandemie siłą fachową, ona pisarką), więc podszedłem do tej powieści bez specjalnych oczekiwań. Przed lekturą zapoznałem się z notką od wydawcy i wyjątkowo pozwoliłem ją sobie w całości zacytować, gdyż jest dość udana, za wyłączeniem ostatniego zdania, z którego zresztą wydawca się wycofał usuwając je z materiałów dostępnych w internecie, lecz pozostało ono niestety na wszystkich okładkach tego wydania. Niestety, gdyż nie do końca odnosi się do omawianej powieści.

Zabrałem się do czytania zachęcony, a zarazem nieco zaniepokojony, gdyż zapowiadane połączenie aspektów nowoczesnej medycyny z techniką informatyczną i warstwą kryminalną z jednej strony zapowiadało się ciekawie, a z drugiej groziło wpadkami merytorycznymi zarówno autorów, jak tłumacza. Niepokój zwiększały moje poprzednie doświadczenia z produktami tego wydawnictwa, które niejednokrotnie były najoględniej mówiąc nienajlepsze, że nie wspomnę o wspomnieniach z prób kontaktu z wydawcą, które były żenujące, gdyż nigdy nie doczekałem się odpowiedzi w żadnej z poruszanych spraw. Niemniej, jak wspomniałem, zacząłem czytać, i…

Bingo! Nie wiem skąd się u Skandynawów bierze tyle talentów, tyle naprawdę godnych uznania nazwisk na niwie literatury, a zwłaszcza literatury kryminalnej. Przecież wszystkie państwa skandynawskie, biorąc pod uwagę łączną liczbę ludności, odpowiadają ledwo państwu średniej wielkości, a ich dorobek… Światowa czołówka. Arytmia jest tego kolejnym potwierdzeniem. Fabuły nie będę oczywiście zdradzał, niech wystarczą informacje ze wspomnianej notki wydawcy. Powiem tylko tyle, iż jest ona z jednej strony dość przewidywalna, ale z drugiej zaskakuje, gdy trzeba, również w zakończeniu. Nie jest to totalne osłupienie, pewne przeczucia mamy, ale rzecz trzyma w napięciu, które budowane jest nie tylko za pomocą klasycznych niewiadomych (ustalanie sprawców) , ale również przez to, że autorzy potrafili zaciekawić czytelnika odkrywaniem mechanizmów społecznych rządzących środowiskiem wielkiego biznesu, jego styku z medycyną i finansami publicznymi. Interesujące jest także to, iż choć czytelnik wielu rzeczy dowiaduje się przed bohaterami, to wciąga go dociekanie, jak się oni odnajdą w sytuacji braku informacji, które już są znane czytającemu.

Styl powieści idealnie dopasowany do treści – wciągający do tego stopnia, że trudno się od książki oderwać. Połyka się ją z łatwością, o ile ktoś nie jest uczulony na obco brzmiące nazwiska i nazwy. Najczęściej Arytmia klasyfikowana jest jako thriller medyczny, dla mnie jednak to klasyczny skandynawski kryminał społeczny. Ta charakterystyczna warstwa, która chyba zaczęła być wyróżnikiem podobnej literatury całego regionu od czasu sukcesów szwedzkiej szkoły kryminału, nie jest aż tak wyraźna, jak w Millennium Stiega Larssona, jest bardziej zamaskowana, niemniej równie znacząca. Powieść porusza niezwykle aktualny temat moralności świata wielkiego biznesu, a raczej jej braku. Świata, w którym nie ma czegoś takiego, jak zło czy dobro, jest tylko zysk i strata. Wplatają się w to też pytania o problemy dysponowania środkami publicznymi, dostępności zaawansowanych technologii medycznych, dysproporcji zarobków i inne, jak choćby zagrożeń spowodowanych nowoczesnymi technikami informatycznymi, nad którymi coraz trudniej sprawować kontrolę powołanym do tego organom. Są one jednak podane dyskretnie, bardzo w tle, co uwydatnia typowo rozrywkowy główny nurt. Jak zwykle po lekturze tego typu zaczynam się zastanawiać, czym jest Polska. Jak długo wytrzymałby uczciwy Norweg albo Szwed w naszym kraju, gdyby musiał w nim prowadzić normalne życie, zanim trafiłby do wariatkowa. To tylko jednak taka mała dygresja.

Akcja powieści poprowadzona z wyczuciem, dużym realizmem, do tego wyraziste, przekonujące postacie, zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowe, składają się na niezwykle udaną całość. Również owocom pracy wydawniczej i poziomowi tłumaczenia niczego nie można zarzucić, co sprawiło, iż jest to jedna z przyjemniejszych niespodzianek czytelniczych, jakie mi się ostatnio zdarzyły. Oczywiście, jak w przypadku prawie wszystkich powieści, nie namawiam na natychmiastowy najazd na księgarnię, ale do biblioteki naprawdę warto się po Arytmię udać, co stwierdzam z pełnym przekonaniem


Wasz Andrew

7 komentarzy:

  1. Jednym słowem Skandynawowie to utalentowany literacko naród. Kiedyś kryminałów nie pisali, ale ich powieści równie znakomicie się czytało i nawet się do nich z przyjemnością wraca.
    Może kiedyś uda mi się przeczytać.
    Na razie Larsson czeka na czytanie.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narody :) Szwedzi na przykład śmieją się z Norwegów i Finów podobnie jak Czesi ze Słowaków. Inna sprawa, że zarazem są to obcokrajowcy, którym w pierwszym rzędzie są gotowi zaufać :)

      Taaa. Stare powieści skandynawskie mają swój urok i swoje Noble :) Mało mam książek na półce, ale jest dla nich sporo miejsca :)

      Ciekaw jestem Twoich wrażeń z Larssona. Daj znać, jak już skończysz lekturę, żebym nie przegapił.

      Usuń
    2. Na razie Millenium czeka na dobry czas.)

      Usuń
  2. A to ciekawostka, do tej pory słyszałem jedynie o rozruszniku a tu coś nowego :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postęp w medycynie zadziwia, ale mam wrażenie, że dąży wzdłuż ślepej uliczki. To jednak temat na dłuższy felieton, do którego może się kiedyś w końcu zabiorę :)

      Usuń
  3. Ufff... A już się bałam, że będzie nieciekawie. Bo rzeczywiście zapowiedź udana - ale niekiedy tylko na tym się kończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem trzymają kurs :) I chyba nie ominę tej autorki, gdy znów jej nazwisko na okładce gdzieś na półce zobaczę :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)