środa, 29 stycznia 2014

Refleksje włocławskie



Miałem już szczery zamiar nie pisać przez jakiś czas na aktualne, a w szczególności aktualne polskie tematy, by się nie denerwować. To jednak, co się ostatnio dzieje w naszej rzeczywistości sprawia, że literatura przy tym wysiada. Nikt by nie uwierzył, że to możliwe, gdyby to była fikcja.

Włocławek. Śmierć bliźniaków na pierwszych stronach gazet, w czołówkach informacyjnych programów TV i na głównych miejscach największych portali internetowych. Jakiekolwiek by to nie było zaniedbanie, które doprowadziło do owej śmierci, to można by powiedzieć, że to się mogło zdarzyć wszędzie. W każdym kraju na świecie. Ale cała reszta nie! Urzędnik NFZ przychodzi na kontrolę feralnego szpitala po kilku dniach od rozpoczęcia afery i ujawnia, iż ktoś skasował kluczowe dla sprawy dane z aparatury medycznej. Nie policja, nie prokurator, tylko zwykły urzędnik NFZ! I ani raz nie pada pytanie, co to za kraj, w którym nikt z prokuratury ani policji dupy nie ruszył, by po zabezpieczyć dowody, choć newsy z tej sprawy rozpoczynają wszystkie wiadomości we wszelkich mediach! Jeśli szpital we Włocławku jest hańbą polskiej służby zdrowia, choć moim zdaniem nie jest nią, tylko reprezentatywnym przykładem kondycji polskiej rzeczywistości, to czym jest Włocławek dla policji i prokuratury? Wszystkich prokuratorów i policjantów, którzy mieli związek z tą sprawą, przede wszystkich w trybie nadzoru, powinno się na zbity pysk wywalić, a ja jestem przekonany, że nie tylko nic takiego się nie stanie, ale wręcz, że w ciągu najbliższych lat większość z nich awansuje.

Problem nie tylko w tej jednej manifestacji opieszałości oraz lekceważenia ze strony organów ścigania i sprawiedliwości. Szpital we Włocławku, jak podają media, ma w tej chwili na biegu, czyli nie licząc zakończonych, prawie czterdzieści postępowań o błąd w sztuce. Czemu ich aż tyle, pomijając oczywiście poziom usług medycznych tej placówki? Ano może właśnie powodów należy szukać w stylu działań prokuratury i policji? Może wynika to wszystko z poczucia bezkarności lekarzy wypływającego z dziesiątków wpadek, za którymi nie poszła kara? Z powodu spraw umorzonych, zamiecionych pod dywan i nawet tych zakończonych wyrokami, ale tak mało dolegliwymi, że praktycznie wzmacniającymi jeszcze poczucie stania poza prawem? Bo sądy też mają w tej patologii swój znaczący udział.

Media podniecają się tym, iż nie wiadomo co robił ordynator feralnego włocławskiego oddziału ginekologicznego w czasie, gdy rozgrywał się dramat bliźniaków i ich rodziców. Ale już nie pamiętają, że jakiś czas temu ujawniono, iż lekarz rekordzista pracował jednocześnie na 25 (sic!) pełnych etatach. W normalnym kraju już dawno by siedział, choćby za wyłudzenie, gdyż brał pieniądze za coś, czego nie robił. Wszak nawet gdyby był jeden w trzech osobach, gdyby nie spał, nie odpoczywał i nic innego nie robił przez dni siedem, tylko pracował, i tak by nie wydolił. Ale nie u nas. Żadnej dolegliwej kary się nie doczekał. I dziwić się, że tragedii spowodowanych radosną działalnością zreformowanej i wciąż reformowanej służby zdrowia jest coraz więcej?

Czytałem jakiś czas temu, że w samym Londynie, tylko za naganne zachowania, czyli za brak należytego szacunku, głównie werbalnego, w stosunku do pacjenta, pozbawia się prawa do wykonywania zawodu większą liczbę lekarzy, niż u nas w następstwie wszelkich możliwych przyczyn, łącznie z zawinionym spowodowanie śmierci. Nie to mnie jednak najbardziej przeraża. Jak daleko nam do normalności - pokazał i przeraził mnie tekst, który do niedawna słyszałem tylko w gabinetach „państwowych” – „Nie mam czasu dociekać, wnikać i dokładnie badać, gdyż mam mnóstwo pacjentów”, a teraz zdarza się go usłyszeć już nawet w czasie wizyty w prywatnym gabinecie. To tak, jakby mechanik albo szewc powiedział, że nie ma czasu porządnie wykonywać swych obowiązków, za które bierze od nas pieniądze, bo ma za dużo pracy. Takie rzeczy, to tylko w Polsce!

Osobnym tematem jest nasza akcyjność. Przez 25 lat nie było komu się zająć jednym zabójcą, a teraz trzeba na gwałt łamać podstawowe zasady prawa, by społeczeństwu wmówić, że władza cokolwiek robi. Nie inaczej z bezpieczeństwem na drogach i tysiącem innych spraw.

Można ciągnąć takie przykłady i różne wątki w nieskończoność. Problem w tym, że ryba psuje się od głowy.

Art. 286. § 1. KK - Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

ZUS przysyła do domów wszystkich, którzy opłacają składki emerytalne, wyliczenia wysokości kapitału, jaki zgromadzili na swoją emeryturę. I kiedy słyszymy polityków, od prezydenta i premiera poczynając, a na liderach opozycji kończąc, mówiących, że zbieramy na nasze emerytury, i że tak ważne jest, by nasze składki na siebie pracowały, to jeszcze się w tym utwierdzamy, że na coś zbieramy, że mamy na coś wpływ w tym kraju. A w chwilę później, niejednokrotnie dosłownie chwilę, z tych samych ust słyszymy, że nie będzie godziwych emerytur, gdyż idzie niż demograficzny i nie będzie w przyszłości komu na nas pracować. I nikogo nie dziwi nic. Zwłaszcza IV władzy, która w normalnych krajach jest jednym z fundamentów demokracji i kontroli pozostałych trzech filarów państwa! Skoro emerytura ma być ze składek, to co nas obchodzi liczność przyszłych pokoleń? A jeśli emerytury będą wypłacane ze składek przyszłych pokoleń, a nie z zebranego przez nas kapitału, to czym są te wyliczenia przesyłane przez ZUS i wypowiedzi polityków?
Gdybym zaczął zbierać od ludzi pieniądze obiecując im, że za każdego pożyczonego mi dolara oddam dwa, a w chwilę później, po zainkasowaniu kasy, zaczął twierdzić, że dam im tyle, ile zdołam w przyszłości pożyczyć od następnych jeleni, bo to, co od nich dostałem, już przejadłem, to szybko dostałbym wyroczek na podstawie wyżej przytoczonego artykułu. Prezydenta, premiera, rządu i opozycji, całego państwa w rzeczy samej, nikt nie posadzi. Ale dlaczego nikt nie śmie nawet zapytać o tą oczywistą sprzeczność i nazwać rzeczy po imieniu?

Oczywiście, sprawa kary to jedno, ale sprawa skutków, to drugie. Widząc taką ewidentną bzdurę leżącą u podstaw całego systemu służby zdrowia, a przez to i u podstaw państwa, bo państwo bez żywego społeczeństwa i bez kasy istnieć nie może, każdy może sobie zadać pytanie, czy może by tak spróbować jak państwo? Mówić, że się ma dyżur na oddziale, i iść spać. Mówić, że się człowiek stara, a w chwilę później wprost przyznać, że się nie ma czasu dokładnie zajmować pacjentem, bo czekają następne. Nie, nie osoby w kolejce, a etaty, fuchy i biznesy.

Obym się mylił, ale mam wrażenie, że ten kraj i ten naród sam się już z tego nie wyplącze. To taka masa krytyczna, która została przekroczona. A czemu o tym piszę? Sam nie wiem. Chyba mnie poniosło i znów nie wytrzymałem. A może dlatego, że oglądając wiadomości z Włocławka przypomniałem sobie, iż weterynarz, który usypiał mojego chorego, starego psa, miał łzy w oczach, choć wiedział, że to nie tylko najlepsze, ale i jedyne wyjście. I skojarzyłem, że nigdy nie widziałem łez w oczach lekarza.


Wasz Andrew

18 komentarzy:

  1. Dzikie państwo. Państwo bezprawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że problem jest dużo szerszy niż tylko z prawem i obejmuje całość polskiej rzeczywistości, w wielu wymiarach, łącznie z mentalnością, duchowością, psychologią społeczną i Bóg wie czym jeszcze.

      Usuń
    2. To prawda, że jest głębszy i chyba leży w naszej pokręconej mentalności i dwoistej moralności.
      Ale państwo, jako instytucja macza palce w tej postępujacej deprawacji swych urzędników, lekarzy, nauczycieli, profesorów uczelnianych, którzy podobnie jak lekarze pracują na kilku etatach. Gdyby to było zabraniane nie dochodziło by do przepracowania lekarzy i traktowania przez nich pacjentów jak penitentów. Sam system jednak tak to nazywa : służba zdrowia to usługodawca a my to usługobiorcy. To tak jakbyśmy poszli do szewca, fryzjera czy hydraulika a nie do lekarza. Takie traktowanie sprawy sprawia, że służba zdrowia traktuje nas przedmiotowo.
      I tak przestajemy być ludźmi a stajemy się penitentami, konsumentami, usługobiorcami itp.

      Usuń
  2. Po prostu masakra a jak jeszcze słyszałem o tym żeby dziecko płaciło długi za dziadka to aż mi się coś dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ostatnie nie jest chyba żadną nowością, choć błędne założenia tej konstrukcji (zawitego terminu do odrzucenia spadku, czyli praktycznie domniemanie jego objęcia) są ewidentne. Nowością jest natomiast skala, łatwość i powszechność zadłużania się, jak również indolencja naszego sądownictwa.

      Usuń
  3. Ha, Andrew, jak zawsze świetnie uchwyciłeś sedno problemu, znakomicie go naświetliłeś. Nasz kraj, zarówno państwo jak i społeczeństwo to obraz nędzy i rozpaczy. Patologia goni patologię, ale ilekroć czytam hasło, że "ryba psuje się od głowy", które również Ty przytoczyłeś, zastanawiam się, ile jest w nim prawdy. Oczywiście nie można zaprzeczyć, że "elity" naszego społeczeństwa, do których zalicza się naszych posłów to przeważnie hipokryci i obłudnicy myślący wyłącznie o własnym interesie, ale przecież Ci ludzie skądś się wywodzą, skądś się wzięli. Pracuję w całkiem sporej fabryce i mam styczność z wieloma specjalistami, ekspertami, menadżerami - wielu z nich przeraża mnie swoją niekompetencją (której nie spodziewałbym się nawet po laiku), głupotą, brakiem wyobraźni, nieumiejętnością przewidzenia skutków podejmowanych przez siebie decyzji, poczuciem bezkarności, czy nieodpowiedzialnością. Jestem przy tym absolutnie pewny, że gdybym zmienił zakład pracy, wcale nie byłoby lepiej. I do tego chyba sprowadza się cały problem - nasze elity, nasi politycy to w znacznym stopniu odzwierciedlenie nas samych, naszych inicjatyw, naszego zaangażowania w życie państwa, naszej tradycji, w której jesteśmy wychowywani (a która dopuszcza kłamstwa, matactwa, oszustwa jako środki wiodące do osiągnięcia upragnionego celu). Żeby zmienić sposób funkcjonowania naszego państwa musielibyśmy zacząć od zmiany naszej mentalności, o której zresztą nie raz już (bardzo krytycznie zresztą) wspominałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze, że granice są otwarte i duża część tych, którym to nie pasuje, zamiast coś zmieniać, po prostu się wyprowadza. Za to przyjeżdżają ci, którym to pasuje.

      Usuń
    2. Tak sobie myślę z czego wynika taki tumiwisizm, 'hulaj dusza, piekła nie ma' i tego typu postawy. Myślę, że poza wieloma zgubnymi tradycjami, jest jeszcze jeden czynnik, którego dotąd nie brałam pod uwagę. Od dłuższego czasu w Polsce mamy ciągłość władzy, brak wojny i totalnych kryzysów państwowych, było nie było to novum u nas. I może nigdy Polacy nie nauczyli się myśleć bardziej perspektywicznie, zawsze w ciągu życia jednego pokolenia nadchodził jakiś kataklizm i diabli brali starania ludzi, czy na poziomie społecznych inicjatyw czy zupełnie prywatnych. Do tego mam wrażenie, że brak nam prawdziwej, a nie tylko zdeklarowanej, perspektywy transcendentalnej - wtedy to, co robimy nabiera innego wymiaru i przestaje być tak ważne jak to, żeby się jak najszybciej nachapać na swoim poletku.
      Moim zdaniem jedyne, co możemy zrobić to podglądać kraje i w ogóle miejsca gdzie jest lepiej i przeflancowywać pożądane zachowania na nasz grunt. Kiedyś ludzie nagminnie wynosili z pracy różne dobra, teraz tego jest mniej, bo zaczęto krytykować takie zachowania. Kiedyś na budowach 'fachowcy' chodzili napruci od rana, teraz jest to coraz rzadsze zjawisko (chociaż nie wyginęło) - nie widzę innej możliwości zmiany w Polsce.
      Przydałby się nam jakiś dobry minister propagandy...

      Usuń
    3. Wszystko prawda. Mam jednak wrażenie, że chwasty z importu świetnie się u nas przyjmują, a z przeflancowywaniem rzeczy pożądanych jest dużo gorzej.
      We Włoszech widać tak duży rozdźwięk między mentalnością południa i północy, że niektórzy z lepszej połówki woleliby podzielić państwo na dwa, gdyż uważają, że nie da się zmienić tych z Południa. U nas nie ma na to szans, bo Warszawa jest właśnie centrum tych negatywnych prądów i zarazem centrum władzy, więc nie dopuści do oderwania się regionów, które by się miały lepiej osobno.
      Z tą kradzieżą w zakładach pracy to masz rację o tyle, że prywatny właściciel lepiej pilnuje, ale z drugiej strony tworzy się teraz firmy tylko po to, by robić rzeczy gorsze od kradzieży (Spółki Skarbu Państwa). Za kradzież zawsze bowiem można kogoś pociągnąć do odpowiedzialności, przynajmniej teoretycznie, a za zarobki nie. A skala pieniędzy pompowanych przez SSP jest chyba większa niż największych kradzieży.

      Usuń
    4. Prawda, łatwiej wyprowadzić pieniądze niż wynieść cegły.

      W sumie potrzebujemy ludzi z silną orientacją przyszłościową i słabą teraźniejszą hedonistyczną. Jak ich wychować i jak się w nich przemienić? Trochę tu narzekamy z pozycji fatalizmu, bo widzimy, że wiele zrobić nie możemy, ale nie robić kompletnie nic byłoby naprawdę źle.

      Usuń
    5. Trzeba robić ile można, choćby dla lepszego własnego samopoczucia :) Jeśli nie można dać dyla ;)

      Co do zmiany perspektywy czasowej, to i tak nie mamy tak źle jak Sycylii :)

      Usuń
    6. Co do kradzieży w zakładach pracy przypomnę powiedzenie naszych braci ze Wschodu, od których się tak odżegnujemy, a mianowicie: Тащи с завода каждый гвоздь - Ты здесь хозяин,а не гость!

      Usuń
    7. Mam wrażenie, że w tym znaczeniu wielu za swój dom uznaje nie zakład pracy, a Polskę :)

      Usuń
  4. czekam dnia, gdy w końcu będzie tu jurysdykcja niemiecka. niestety mogę się nie doczekać, bo istnienie tego państewka na P jest uzasadnione tym, że tworzy ziemię niczyją, strefę buforową, pomiędzy Reichem a ZSSR.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemcy już się chyba nauczyli, że lepiej mieć obok siebie niepodległą niezawisłą i niezależną Polskę, z którą i tak w każdej chwili mogą zrobić co chcą, niż się z nami męczyć i brać za nas odpowiedzialność.
      A na poważnie - poruszyłaś ważny aspekt. Gdy mieliśmy systemy narzucone, ale jednak systemy, jakoś to działało. Teraz nie mamy żadnego systemu i skutki widać coraz bardziej. Nawet nie mamy doktryny obronnej ;)

      Usuń
  5. Nie będzie tu jurysdykcji niemieckiej z powodów, jakie wymienił Andrew. Dodatkowo, wcześniej mężczyźni musieliby przelewać własną krew, żeby się to nie stało, choćby tego nie chcieli.
    Katalończycy 'pod butem' kastylijskim jakoś żyją i mają się dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie by chyba mocno zdeprymowało, gdyby lekarz nade mną zapłakał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W momencie, gdy jedynym godnym wyjściem jest eutanazja, chyba już to chorego nie deprymuje :)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)