środa, 12 lutego 2014

Zanim zasnę



S. J. Watson

Zanim zasnę

tytuł oryginału: Before I Go to Sleep
tłumaczenie: Ewa Penksyk- Kluczkowska
wydawnictwo: Sonia Draga Sp. z o.o. Katowice 2012

Ostatnio miałem szczęście do debiutów, w dodatku polskich, gdyż lektura „Wyroku” Mariusza Zielke i „Nielegalnych” Vincenta V. Severskiego sprawiła mi wielką przyjemność. Sięgając po pierwszą powieść, która wyszła spod pióra S.J. Watsona, nieznanego do niedawna w literackim świecie Brytyjczyka, miałem nadzieję, że nie zawiodę się i znów nadszedł czas na dobrą rozrywkę. Na entuzjastyczne recenzje, które książka dotąd zebrała, nie reagowałem, gdyż ze smutnego doświadczenia wiem, że częściej niż wielką literacką przygodę zapowiadają rzecz przygotowaną pod maksymalną sprzedaż, a więc pod gusta przeciętnego czytelnika i wspartą potężną akcją marketingową. Przyznam od razu, iż przeczytawszy o autorze, że jest fizykiem z wykształcenia, a zajmuje się diagnostyką i leczeniem dzieci upośledzonych słuchowo, miałem przeczucie, iż czeka mnie albo coś wyjątkowo dennego, albo wręcz odkrywczego, gdyż jak zauważyłem, umysły ścisłe, z reguły, albo w ogóle nie potrafią pisać interesująco, albo tworzą dzieła wręcz wyjątkowe.

Jak zaczynamy przygodę z prozą Watsona? Christine Lucas budzi się rano w łóżku z nieznanym sobie mężczyzną, w nieznanym sobie domu. W dodatku w nieznanym sobie ciele. Jakby trochę znanym, tylko dużo starszym. Od człowieka, z którym spędziła ostatnią noc, z której niczego nie pamięta, dowiaduje się, iż nie ma dwudziestu lat, jak jej się w pierwszej chwili wydaje, ale czterdzieści siedem. Nie może w to uwierzyć, lecz lustro nie kłamie. Nie ma już dwudziestki. Mężczyzna, którego nie zna, tłumaczy jej, że jest jej mężem. Że opiekuje się nią odkąd przed osiemnastu laty, w następstwie wypadku, miała uraz głowy. Uraz, który sprawił, iż nie tylko doznała amnezji, ale co noc, gdy zaśnie, zapomina wszystko, co działo się w ciągu dnia.

Christine musi opierać się na tym, co przekazuje jej, co dzień od nowa, jej mąż. Ale ma też lekarza, z którym spotyka się potajemnie i pamiętnik, w którym zapisuje wydarzenia dnia, by przeczytać o nich nazajutrz. I zauważa, iż coś się nie zgadza.

Czy potraficie sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji? Nie wiecie nic. Co rano budzicie się nie wiedząc niczego. O sobie, o innych, o przeszłości. Któremu ze źródeł informacji o dniu wczorajszym zaufać, gdy zaczynają sobie przeczyć? Kto mówi prawdę i po co ktoś miałby kłamać?

Sytuacja prawdziwie przerażająca i gwarantuję, że już nigdy nie będziecie patrzeć na sprawy mózgu i pamięci tak, jak przed tą lekturą. Nawet jeśli macie na ten temat dużą wiedzę. Co innego znać się na oparzeniach, a co innego znaleźć się w skórze oparzonego. A to właśnie funduje nam Watson w swej genialnej, nie boję się użyć tego słowa, powieści.

Clou fabuły oczywiście Wam nie zdradzę. Akcja, która początkowo toczy się w średnim tempie, stopniowo przyspiesza, a kolejne okruchy informacji zdobywane przez bohaterkę wywołują pytania coraz poważniejsze, coraz dramatyczniejsze. Od tej książki naprawdę nie można się oderwać, a zakończenie jest nie tylko zaskakujące, ale i przewrotne.

Zanim zasnę” jest niewątpliwie jedną z najbardziej oryginalnych powieści, jakie zdarzyło mi się czytać W czasach, gdy zdaje się, iż wszystko już było, tchnie nie tylko świeżością, ale wręcz tym, czego nie da się określić, a co musiało towarzyszyć w dawnych czasach podróżnikom, którzy odkrywali nowe ziemie. Pomimo bowiem komputerów, satelitów i telefonów komórkowych sprawiających, iż Ziemia wydaje się mała, mózg ludzki nadal pozostaje prawdziwą terra incognita. I choć co dzień nauka rysuje na jego mapie nowe odkryte wyspy, biała plama pokrywająca jej absolutną większość wciąż jednych fascynuje, a innych przeraża. A właśnie w te niezbadane rejony zabiera nas powieść Watsona. Przekonująco, przewrotnie i podstępnie. Nie można się od niej oderwać do tego stopnia, że refleksje przychodzą dopiero później.

Od jakieś czasu mam zwyczaj jako zakładek w swych lekturach używać kartek z notesu, na których zapisuję to, co mi się szczególnie podoba oraz to, co wręcz przeciwnie, przeszkadza mi w czytaniu i obniża ocenę książki. Tym razem zakładka pozostała czysta. Tak mnie wciągnęło, iż niczego nie zanotowałem.

Czy człowiek naprawdę ma wolną wolę, skoro jakaś niewykrywalna nawet zmiana w mózgu może go pozbawić wszystkiego? Nie tylko samodzielności, nie tylko wspomnień z dawnych dni, ale nawet świadomości tego, kim jest? Czy jest młody, czy stary, czy wierzy w Boga, czy miał dzieci? Oczywiście w powieści mamy przykład drastyczny, ale kto nie jest ślepy, ten widzi to i na co dzień. Gdy spotykamy osobę dawno nie widzianą, często od razu, albo po jakimś czasie, stwierdzamy, iż zmienił się nie do poznania. Nie tylko zewnętrznie. Zmienił go czas. Wydarzenia, inni ludzie, a także jego zmieniający się w czasie mózg i chemia jego ciała. To dzieje się z każdym z nas, bez przerwy, i nic na to nie możemy poradzić. Większość nawet sobie tego nie uświadamia, gdyż w krótkim czasie, w zwykłych warunkach, zmiany są niezauważalne, choć się kumulują. Jak więc jest z tym, kim naprawdę jesteśmy; z naszą wolną wolą i byciem sobą? Te i inne pytania nachodzą nas jednak dopiero po zakończeniu lektury. To też oznaka prawdziwego mistrzostwa. Już się zastanawiam, czy Watson napisze coś jeszcze, i czy zdoła utrzymać ten poziom, czy też pozostanie, podobnie jak Harper Lee, autorem jednej tylko powieści, ale za to prawdziwie natchnionej i niepowtarzalnej.

Gorąco zachęcam do lektury


Wasz Andrew

10 komentarzy:

  1. Ha, zabiłeś mi niezłego ćwieka tą lekturą! Świetna recenzja pozycji, która wydaje się równie doskonała. Można powiedzieć, że bohaterka co rano budzi się w skórze zupełnie innego człowieka i to wcale nie za sprawą jakieś magii. Jestem ciekaw, czy pisarzowi rzeczywiście tak dobrze udało oddać się ten stan zagubienia.

    Nasz umysł, sposób w jaki funkcjonuje mózg to ciągle swoista terra incognita, a więc znakomite pole do popisu dla naukowców oraz jak widać - również dla pisarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość znanych autorów zrobiłaby z tego kicz; pomysł zalatuje jakąś telenowelą. Wyszło świetnie.

      Usuń
    2. Kiedyś już psiałam, że twoje recenzje zaburzają mi kolejkę do czytania i znów nie wytrzymałam i wzięłam szybko na tapetę "Zanim zasnę". Niestety, chyba pierwszy raz nie zgodzę się, że to świetna pozycja. Po pierwsze pomysł dość banalny - amnezja to temat samograj - na szybko kojarzę "Tożsamość Bourne'a" i film "Memento". Po drugie postać bohaterki była dla mnie tak niewiarygodna psychicznie, irytująca wręcz. Wyobraź sobie, że budzisz się w braku świadomości kim jesteś, który jest rok, gdzie mieszkasz i co robisz cały dzień? Oglądasz telewizję, gotujesz obiad? Poza sesjami z dr Nashem (?) i pisaniem pamiętnika bohaterka nie robi nic.
      Nie wiem, jak to napisać, żeby nie zepsuć komuś zabawy, ale sposób w jaki opuściła szpital wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobny. Czy w ogóle tak można, znając procedury administracyjne w szpitalach? Po ostatnie, chyba autor niewiele wie o życiu kobiet z brytyjskiej klasy średniej i kobiet czterdziestoletnich ogółem - raczej się nie 'rżną' lub 'dymają' z mężami, takie słownictwo jednak nie przystoi, klasę społeczną poznać po języku. Słowem, jeśli fascynuje cię pamięć, praca mózgu i pytanie, co sprawia, że jesteśmy kim jesteśmy - świetną lekturą jest "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem". Może dlatego Watson wydał mi się płaski, bo w kontraście z Sacksem wypadł tak blado.

      Usuń
    3. Czemu uważasz, że bohaterka nic nie robi? Wszak myje okna w mieszkaniu :) Pewnie, że autor nie skupiał się na tym, ale mi to nie przeszkadzało. Gdybym co dzień rano miał tabula rasa w mózgu pewnie też cały dzień by mi wypełniło myślenie co i jak, oglądanie mieszkania, własnych/niewłasnych ciuchów, swojej/nieswojej twarzy.

      Co do wyjścia ze szpitala, nie widzę w tym niczego dziwnego. Psychologowie społeczni na drodze licznych i różnorodnych eksperymentów potwierdzili, że nie takie numery można odstawiać, jeśli się ma talent, wiedzę, albo zna procedury. Nie daj boże, gdy te rzeczy się złączą. Podszywając się za nieistniejącego lekarza w dużym szpitalu można prawie ze stuprocentową skutecznością dokonać zabójstwa. Wystarczy wydać pielęgniarce polecenie podania zabójczej dawki leku. Nawiasem mówiąc dobrze, że większość przestępców nie ma wiedzy, gdyż co by wtedy dała ochrona policji w szpitalu? Nie wspomnę o wieloletnim, międzystanowym śledztwie FBI, które zmagało się z seryjnym prowokatorem, który przez telefon manipulował personelem fast foodów i doprowadzał do różnych przestępstw z filmowanymi zgwałceniami włącznie.Właśnie przekonanie, że procedury zastąpią zdrowe myślenie i że nie jesteśmy aż tak podatni na wpływ to dwa filary, na których wspiera się udana manipulacja tego typu.

      Jeśli chodzi o słownictwo nie będę się spierał; oryginału nie czytałem, ale nadmienię tylko, że nawet w Polsce, dużo bardziej jednolitej językowo niż Wyspy, rozpiętość w tej sferze jest tak wielka, że nawet trudno sobie wyobrazić nie zgłębiwszy tematu.

      Watsona zaraz zakonotuję :) Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    4. No nie mogę... kobieta ma 20-letnią przerwę w życiorysie i myje okna??? Wie, różne są zboczenia ale to wydawało mi się wybitnie dziwne :-) Może okna były bardzo brudne (a jak wiadomo bohaterka miała zachowaną podstawową wiedzę o świecie) i widocznie poczuła się w obowiązku.

      Co do ściemy w szpitalu - tak, tego nie wzięłam pod uwagę, a jest to możliwe.

      Na Wyspach najbardziej widać przynależność do klasy w języku, lekturach i wystroju wnętrz (tu polecam "Przejrzeć Anglików" K. Fox - kopalnia wiedzy). U nas chyba klasy jednak zostały wymieszane i przeorane w czasie komuny i tak mocno tego nie widzę.

      Jeśli chodzi o Sacksa - pamiętasz "Przebudzenia" z Robertem de Niro o mężczyźnie wybudzonym z rodzaju katatonii - scenariusz był oparty o historię jednego z pacjentów Sacksa. To właśnie takie klimaty.
      Ukłony:-)

      Usuń
    5. Co do okien i tym podobnych rzeczy to przypomina się powiedzenie Szymborskiej, które pojawiło się już w cytatach, że tyle o sobie wiemy, ile nas wypróbowano. Nie wiem jak bym się zachował na miejscu głównej bohaterki, gdyż nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Okien bym pewnie nie mył, ale co bym robił? Przypominają mi się znajomi marynarze i rybacy, którzy po powrocie z półrocznego albo i dłuższego rejsu, zamiast robić coś „normalnego”, tracili czas na najróżniejsze rzeczy wcale nie mniej dziwne niż mycie okien: godzinami naprawiali samochody, wyprowadzali psa na długie spacery, robili meble albo sklejali modele. Rejs to może nie amnezja, ale też jakaś przerwa w życiorysie :) Pozdrowionka :)

      Usuń
  2. Twój opis sprawił, że nie mogę obok książki przejść obojętnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam. Porwało mnie jak diabli. Był tylko jeden moment, gdzie zbytnio (jak dla mnie) przedłużono rozterki głównej bohaterki. Nigdy nie czytałam niczego podobnego i jestem zachwycona :). Dzięki za podrzucenie tytułu.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)