Jakiś czas temu skończyłem czytać Cyfrową Twierdzę (Digital Fortress) Dana Browna. Tak, to ten od Kodu Leonarda Da Vinci.
Od razu zaznaczę, że jako powieść mająca dostarczyć rozrywki, Kod Leonarda
podobał mi się bardziej. Może dzięki temu, że czytałem go w pięknie
ilustrowanym wydaniu, gdzie zamieszczony materiał graficzny idealnie
korespondował z treścią i nie tylko nie kolidował z pracującą na pełnych
obrotach wyobraźnią generującą w umyśle świat wykreowany słowem
pisanym, ale wręcz przeciwnie, uzupełniał tekst i dawał umysłowi nowe
dane, by sobie pięknie całą rzecz w głowie odtworzyć.
Cyfrową Twierdzę określiłbym jako techno-thriller. Jest to powieść tak odmienna od Kodu Leonarda, że aż trudno je porównywać. Kod rozgrywa się w świecie historii, sztuki i wiary, a Twierdza
to świat przyszłości (a może już nawet teraźniejszości), matematyki,
szyfrów i informatyki. Świecie totalnej inwigilacji i poświęcania
jednych wartości w imię innych. To ostatnie łączy obie wspomniane
książki. W Kodzie Leonarda
Kościół Katolicki poświęca prawdę, życie niewinnych ludzi i świadomie
zniekształca Słowo Boże, by utrzymać jedność wiary i nie dopuścić do
powstania kolejnych herezji. W Cyfrowej Twierdzy także morduje
się ludzi i łamie wszelkie prawa właśnie po to, by tych łamanych praw
bronić. Może z tego wynika większa rozrywkowość Kodu,
że temat wiary nie dotyka on nas wszystkich. W końcu nikt nie musi być
wierzącym, a i większość wierzących nie wierzy we wszystko, co im
kapłani opowiadają. Nie wszędzie religia ma taki wpływ na życie państwa i
narodu jak w Polsce. Cyfrowa Twierdza robi się poważniejsza od
momentu, gdy uświadomimy sobie, że dylematy będące jej tłem dopadną nas
zawsze i wszędzie, a problem będzie narastał.
Quis custodiet ipsos custodes to pytanie z Satyr Juwenala, które jest myślą przewodnią Cyfrowej Twierdzy.
Kto będzie pilnował tych, którzy pilnują? Nikt na to odpowiedzi jeszcze
nie dał i Dan Brown też jej nie zna. Pokazuje nam tylko, jakie
niebezpieczeństwa pojawiają się, gdy ktoś w imię ochrony innych, lub dla
innych ważnych wartości, otrzymuje specjalne uprawnienia, a co gorsze, i
co coraz częściej dotyka naszej, europejsko-amerykańskiej demokracji,
otrzymuje ciche przyzwolenie, by działać poza prawem, a nawet ewidentnie
wbrew niemu. Kto zapewni, że takie możliwości dane komukolwiek nie
zostaną przez niego wykorzystane do złych celów.
Kontrola.
To nie tylko tytuł książki Wiktora Suworowa, którą też szczerze
polecam. To problem nad którym biedzą się ludzie od starożytności. Kto
ma kontrolować tych, którzy kontrolują? Nie rozwiązał go ani Stalin, ani
inni dyktatorzy i, niestety, nie rozwiązała go też nasza demokracja. A
problem ten narasta z każdym dniem i na naszych oczach dotyka coraz to
większej ilości spraw, ludzi i zagrożonych swobód.
Terroryzm
już wygrał wojnę z demokracją, gdyż zmusił nasze społeczeństwa do
naruszania podstawowych zasad w imię tych właśnie zasad obrony. By
chronić obywateli przez zagrożeniem właśnie tych obywateli,
niejednokrotnie całkowicie niewinnych, podsłuchuje się, przegląda się
korespondencję, czyta maile i włamuje do komputerów, więzi bezprawnie, a
nawet torturuje. Kto zapewni, że koszty nie przewyższą zysków, kto
będzie szukał czarnych owiec wśród tych, którzy ich szukają w
społeczeństwie. Pedofile uwielbiają robić kariery w różnych rodzajach
działalności i w zawodach związanych z dziećmi. Zbrodniarze, żadni
władzy i krwi okrutnicy, zwykli sadyści, podglądacze i inni zboczeńcy od
lat wkręcają się do armii i tajnych służb, gdzie tym bardziej stoją
poza prawem, im bardziej służby są tajne i zaangażowane w walkę. Jaką, z
kim, to nie jest ważne. Oni dobrze wiedzą, że tylko tam będą mogli
bezkarnie dać upust swym żądzom. Nawet porządni niejednokrotnie schodzą
na manowce, a nawet ci, którzy nigdy na nie nie zeszli dają się czasem
innym wpędzić w maliny. W imię dobra popełniają błędy, które sprawiają,
że ich czyny nie różnią się od zwykłych przestępstw i zbrodni. Kto ich
będzie trzymał na wodzy, kto ich kontrolował? A kto skontroluje tych
kontrolujących?
Jakiś
czas temu w wiadomościach w TV, internecie i gazetach było głośno o
skargach inspektorów skarbowych badających fundację prezesa PiS
Jarosława Kaczyńskiego na CBA, które podobno próbowało ich zastraszyć.
Takie doniesienia o walce różnych naszych służb między sobą pojawiają
się coraz częściej. Widać wyraźnie, że niejednokrotnie tajne służby
służą politykom do załatwiania ich partykularnych interesów, a nie do
ochrony dobra państwa i obywateli.
Magiczne
słowo. Kontrola. Tylko jak ma wyglądać jego realizacja. Tego nie wie
nikt, a problem narasta. Kiedy rosyjski okupant (rozbiorowy, a nie ten
po 1945) wprowadził obowiązek meldowania się w miejscu zamieszkania,
Polacy uważali to za represję gorszą niż wywózka na Sybir. Gorszą, bo
dotykającą wszystkich, od nowo narodzonych dzieci po umierających
starców, od buntowniczych patriotów po sprzyjających Rosjanom
biznesmenów i kolaborantów. Było to ograniczenie podstawowej wolności do
bycia gdzie się chce i kiedy się chce bez informowania o tym
kogokolwiek. Teraz śledzą nas z satelitów, podsłuchują komórki i
telefony, czytają maile i analizują DNA. A nam to już wcale nie
przeszkadza. Nie przeszkadza, bo mamy nadzieję, że nas to nie dotyczy,
jeśli jesteśmy O.K. A co jeśli ktoś tam, wśród tych wybrańców, którzy
nas kontrolują, ktoś nie jest O.K.? Co jeśli pamięta, że w szkole
odbiliśmy mu dziewczynę albo daliśmy po gębie? Co jeśli ma do nas
jakikolwiek żal i postanowi wykorzystać swoje możliwości pozaprawnego
działania by się na nas odegrać? A co jeśli się po prostu pomyli albo
ktoś zły, by zatrzeć za sobą ślad, rzuci podejrzenie na nas? Rosyjska
mafia, jak czytamy w niedawnych newsach, okrada przez internet konta
bankowe Polaków. Skoro te wszystkie nasze tajne służby nie są w stanie
zapobiec takim prostackim, ogranym trickom, to czy możemy liczyć na to,
że odeprą jakikolwiek poważny atak w cyberprzestrzeni? Czy warto im było
dawać jakiekolwiek uprawnienia?
Janosik
łupił bogatych i dawał biednym. Kiedyś napadano na banki z rewolwerem w
ręku lub jak w Vabanku wkradano się doń przez komin. Kto jednak trzymał
pieniądze w dużym banku nie był okradany. Koszty takiej imprezy ponosił
głównie bank, który zresztą też był ubezpieczony.
Teraz okrada się klientów banków, a nie banki. Systemy ochrony banków i
wszystkie te służby tak naprawdę niczego nie potrafią
zrobić, by temu zapobiec. Czy wszystko w tej branży będzie szło w tym
kierunku? Bogaci będą bezpieczni, a szarzy, zwykli ludzie będą bezbronni?
Jeśli nie przeszkadzają Wam takie pytania, które mogą się zrodzić w trakcie lektury Cyfrowej Twierdzy, to namawiam do jej przeczytania. Akcja jest wciągająca i książkę, choć dość gruba, czyta się błyskawicznie. To klasa Polowania na Czerwony Październik,
o czym Was niniejszym zapewniam, i choć specjaliści od kryptografii,
komputerów i matematyki wynajdą w tej książce trochę błędów
merytorycznych, to polecam ją jako świetną rozrywkę i nie tylko
rozrywkę…
Wasz bez wosku (kto czytał, ten wie)
Andrew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)