Czarna woda
Attica Locke
(oryg. Black Water Rising)
tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2011
Kiedy sięgałem po Czarną wodę myślałem, między innymi pod wpływem reklamowych notek z okładki, iż będę miał do czynienia z tradycyjnym kryminałem, cokolwiek to w gruncie rzeczy oznacza. Omyliłem się.
Czarna woda jest debiutem powieściowym; Attica Locke dotąd zajmowała się scenariuszami filmowymi i telewizyjnymi, a teraz sięgnęła do innej branży. Co z tego wyszło?
W pierwszym momencie wszystko zaczyna się pozornie klasycznie. Jay Porter, adwokat z Houston, który jeszcze się nie wybił i na razie ledwo wiąże koniec z końcem, w ramach prezentu urodzinowego dla żony wybiera się z nią na nocną przejażdżkę po bayou* w Houston. W jej trakcie ratuje tonącą kobietę, którą wyciąga na pokład łodzi. Oczywiście, okazuje się to dla niego początkiem kłopotów natury jak najzupełniej kryminalnej. Jakich – zdradzać nie będę, bowiem fabuła jest interesująca i skomplikowana, głęboko wbudowana w tło społeczne, co jest pozytywnym wyjątkiem na tle amerykańskiej wersji tego gatunku literatury. Niby więc wszystko sztampowe, choć w najlepszym sorcie, gdyby nie kilka drobiazgów. Gdyby nie to, że nasz hero jest czarny, podobnie jak jego żona i, co wcale nie jest bez znaczenia, również autorka książki. To sprawia, iż powieść ukazuje wszystko w innej niż zwykle perspektywie. To całkiem inny klimat niż w setkach kryminałów napisanych przez białych i o białych.
Od razu powiem, że nie wszystko mi się spodobało. Styl prozy prezentowany w Czarnej wodzie miejscami niezbyt mi odpowiadał, choć nie wiem czy to wina pisarki, czy tłumaczki. Niby niczego konkretnego nie można mu zarzucić, ale po prostu mi nie leżał. Jest w nim coś takiego nieokreślonego, że nie mogłem się w tej powieści rozsmakować. To coś jak bardzo dobra jakościowo potrawa, podana z gustem i klasą, ale jak na nasz indywidualny smak zbyt mało doprawiona. Poza tym jednym, z czego sobie dobrze zdaję sprawę, czysto subiektywnym i nieokreślonym mankamentem, pozostaje jeszcze sprawa rozwiązania akcji. Jakieś takie nie do końca, jak na mój gust, przekonujące. I to by było na tyle; więcej zarzutów ciężko się doszukać.
Poza warstwą typową dla kanonu, czarną na sposób klasycznego kryminału noir, mamy warstwę czarną podwójnie, czarną na sposób czarnej siły**. Choć cała rzecz rozgrywa się na początku lat osiemdziesiątych, napotkamy liczne retrospekcje i odniesienia do czasów wcześniejszych, do młodości głównego bohatera. Miejscem akcji jest Texas, miejsce raczej niezbyt przychylne dla Czarnych. Dla Amerykanów pewnikiem tło powieści jest komentarzem społecznym i politycznym do stosunków rasowych w różnych stanach USA, rozliczeniem z przeszłością dawniejszą i krytyką przeszłości przechodzącej w teraźniejszość. Dla nas jednak ma wydźwięk dodatkowo porażający przez nasuwające się odniesienie do PRL-u, do Polski w analogicznym okresie.
Pod koniec Czarnej wody przypomniała mi się niedawna lektura niesamowitej książki wspomnieniowej Nieugięty. Pierwsza pokazuje świat Czarnych w kochanej Ameryce, a druga życie Irlandczyków w dumnym Albionie. Dwa oblicza kapitalistycznego świata, od którego niby mamy się uczyć demokracji! Płatne papugi marketingowych pochlebstw pod adresem obecnego ustroju wmawiają wszystkim, jaka to okrutna okupacja była w PRL-u, jak milicja strzelała do tych, którzy rzucali w nią kamieniami. Polecam więc lekturę Czarnej wody, by poczytali, jak policja może strzelać do śpiących ludzi i jeszcze otrzymywać za to pochwały. I jeszcze jedno, co większości z nas ucieka. Antykomunistą nikt się nie rodził. Jeśli ktoś zdecydował się wejść na wojenną ścieżkę z władzą, musiał być świadomy ryzyka i konsekwencji, pomijając już to, iż nie były one jednak w analogicznych okresach ostatnich dekad komuny równie brutalne w Polsce, jak na Zachodzie. Była to jednak kwestia decyzji i odpowiedzialności; każdy miał wybór i tak jest w każdym systemie politycznym. Walczący z władzą muszą się liczyć z konsekwencjami w każdym ustroju i w każdej epoce. Jest jednak zasadnicza różnica: prawo wyboru. Wyboru, którego nie dano Irlandczykom represjonowanym i mordowanym w demokratycznej Wielkiej Brytanii ani Murzynom w USA. Oni cierpieli tylko za to, że urodzili się tacy, a nie inni. Ich gehenna nie była wynikiem dokonanych przez nich wyborów. To zaś, że w chwili obecnej ich sytuacja jest lepsza niż jeszcze dziesięć, czy dwadzieścia lat temu, zawdzięczają między innymi komunie, która nagłaśniała i piętnowała takie ciemnie strony imperialistycznego kapitalizmu.
To spojrzenie na amerykańską demokrację oczami Czarnucha daje do myślenia. Zwłaszcza nurtuje mnie pytanie, czy przypadkiem nie jest lepszy system, gdzie Czarnuchem jest się z wyboru, niż ten, gdzie się jest nim z urodzenia?
Attica Locke jako autorka powieści w dużej mierze społecznej, pokazuje się nam z jak najlepszej strony; jako bystry obserwator i uczciwy komentator. Choć jawnie daje wyraz swej zrozumiałej sympatii do Czarnych, to zauważa, iż nie są oni wolni od żadnych negatywnych cech, które pojawiają się w każdej wyodrębnionej z otoczenia grupie; również krycia swoich i wybaczania swoim rzeczy, które u obcych by piętnowano***. To niezwykle cenne, gdyż bardzo rzadkie, by ktoś zaangażowany zauważał i piętnował podobne zachowania u swoich.
Czarna woda, poza bardzo dobrą warstwą kryminalną, w warstwie społecznej i politycznej stawia wiele pokrętnych pytań do przemyślenia, nie tylko tych, o których wspomniałem. Jest naprawdę książką bardzo interesującą, choć szczerze mówiąc, właśnie przez to, dużo mniej rozrywkową niż większość kryminałów. Jeśli nie boicie się refleksji na trudne tematy, niejednokrotnie mocno dołujących, to jest to pozycja właśnie dla Was. Jeśli szukacie rozrywki lekkiej i łatwej, raczej nie będziecie zadowoleni, ale ja i tak absolutnie Czarną wodę polecam
Wasz Andrew
* Bayou (czytaj: bajú) – leniwie płynąca rzeczka; słowo z dialektu cajuńskiego
** hasło przeciwstawne znanemu White Power
*** „Uważają, że czarnemu bratu można wybaczyć wszystko” str. 121
Książka, która mogłaby mi się spodobać. Trochę niepokoi mnie nijaki język, bo na język zawsze zwracam szczególną uwagę, ale może w takich powieściach nie jest on znowu taki absolutnie najważniejszy? Książka ląduje na liście pod tytułem: "Przeczytać, gdy nadarzy się okazja". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń