Etnolog w Mieście Grzechu, jak to ostatnio często z różnymi lekturami bywa, trafił do mnie przypadkiem. Już samo rozwinięcie tytułu* mówi wiele o zawartości książki, podobnie jak entuzjastyczne notki na okładkach. Ponieważ jednak przypochlebcze recenzje wykorzystywane przez wydawców do ozdabiania ich produkcji są często pułapką na czytelnika i maskują mierną w istocie wartość, do lektury dzieła Mariusza Czubaja zabrałem się niczym pies do kota; po równi z zapałem i ciekawością, co obawą i niepewnością.
Jakkolwiek książka ta podobno była reklamowana jako sensacyjna, jako powieść o kryminale, absolutnie nie ma to pokrycia w rzeczywistości. Ja osobiście zaliczyłbym ją do literatury popularnonaukowej, choć dla umysłów ścisłych określanie humanistycznego lania wody i dzielenia niezdefiniowanego włosa na czworo mianem nauki zawsze brzmi podejrzanie i budzi głęboki dyskomfort moralny.
Zanim wrócę do zawartości Etnologa, muszę od razu zaznaczyć, iż jest to lektura trudna i żmudna. Jeśli ktoś jednak konsekwentnie podejmie trud brnięcia przez nią aż do samego końca, czytania dokładnie, aż do ostatniej kropki i obcojęzycznej wstawki, z pełnym zrozumieniem i głodem wciąż nowych informacji, to zostanie nagrodzony. Znajdzie bardzo ciekawe opracowanie historii powieści kryminalnej widzianej z punktu widzenia etnologa będącego zarazem teoretykiem i praktykiem literatury. Praca Mariusza Czubaja jest tym bardziej cenna, że podkreśla wartość kryminału; gatunku niesłusznie kojarzonego z literaturą niższą. Etnolog może też posłużyć miłośnikom powieści kryminalnej jako spis lektur po które warto sięgnąć, prawdziwych kamieni milowych kanonu.
Jest więc to książka warta przeczytania, niosąca mnóstwo informacji przydatnych każdemu. Interesująca dla każdego, od niewykształconego czytacza szmirowatych potworków pragnącego przestawić się na wartościowsze pozycje z bogatej oferty półek opatrzonych hasłem „kryminał i sensacja”, po wykształconych humanistów z krytykami i teoretykami literatury włącznie.
Tyle dobrego o Etnologu w mieście grzechu. Reszta to same zgrzyty. Zacznijmy od adresata książki. Jeśli jest nim każdy, to maniera pisarska Mariusza Czubaja widzi mi się jako wręcz karygodna. Wszędzie roi się nie tylko od trudnych wyrazów obcych, choć wiele z nich posiada niejednokrotnie bardziej jednoznaczne polskie odpowiedniki, lecz co jeszcze gorsze, od obcojęzycznych wręcz wstawek, niejednokrotnie kilku na stronie. Nie byłoby jeszcze w tym nic dziwnego, gdyby były one opatrzone odnośnikami do przystępnych tłumaczeń, co bezboleśnie poszerzałoby bierne słownictwo czytelnika. Niestety, odnośniki służą autorowi tylko do cytowania, podawania źródeł, lub co gorsza dodawania własnych komentarzy, niejednokrotnie dyskusyjnych, żeby nie powiedzieć chybionych**. Wielokrotnie w czasie lektury nasuwa się pytanie: Co artysta miał na myśli? Tylko poliglota, i to w dodatku oczytany w temacie, mógłby podać dokładne znaczenie wszystkich wyrazów obcych i obcojęzycznych użytych w tekście. Każdy inny odbiorca musi się zaopatrzyć w słownik lub wybrać czytanie po łebkach. Do kogo więc jest tak naprawdę książka adresowana? Jak świadczy ona o stosunku autora do czytelników? Aż narzuca się tutaj porównanie do literatury z dziedziny nauk ścisłych, gdzie unika się takich praktyk. Żaden szanujący się polski matematyk nie napisze curva zamiast krzywa, gdy tymczasem maniera pana Czubaja jest wręcz zaprzeczeniem takiego zdrowego podejścia. Aż narzuca się kąśliwe pytanie, czy to nie sposób na podniesienie oceny mądrości i naukowości tekstu, który tak naprawdę pełen jest wad i ewidentnych błędów. Im bliżej końca tym ich natężenie i waga wzrasta, miejscami aż do totalnego majaczenia.
Czasami drobna pomyłka, znak przestankowy czy końcówka odmiany, mogą zmienić sens zdania tworząc bełkot z rozsądnej wypowiedzi. Takie błędy można wybaczyć tworzącym amatorsko i samodzielnie, gdyż wiadomo, jak trudno jest prowadzić korektę swego własnego tekstu. W przypadku tekstu profesjonalnego i opracowywanego zespołowo jest to niewybaczalne.
Jak widać z powyższego lektura Etnologa w Mieście Grzechu nie jest tak naprawdę łatwa ani przyjemna. Jest tym bardziej trudna i stresująca, im bardziej krytycznie, dociekliwie i kreatywnie się do niej podejdzie. Gdyby zastosować kryteria nauk ścisłych, gdzie jeden znaczący błąd deprecjonuje całość, książka ta miałaby wartość bliską zeru, jeśli nie wręcz zerową. Stosując jednak podejście humanistyczne, możemy ją porównać do róży. Wyjątkowo kolczastej i w wielu miejscach niezbyt ładnie pachnącej, ale jednak interesującej. Dlatego, mimo tak wielu krytycznych uwag, zachęcam do jej przeczytania, jeśli pożądacie zawartej w niej wiedzy. Dyskomfort o jaki miejscami Was przyprawi nadrobi cennymi okruchami solidnej wiedzy i ciekawego ujęcia tematu. Nie zapomnijcie tylko zaopatrzenia się w słowniki
Wasz Andrew
* Etnolog w Mieście Grzechu. Powieść kryminalna jako świadectwo antropologiczne.
** prawdziwym ewenementem jest przypis o działalności charytatywnej Manchester United zajmujący pół strony(!), praktycznie od rzeczy i w dodatku infantylnie płytki. Czytając ten fragment miałem wrażenie, iż pisała go inna osoba niż ta, która stworzyła lepsze części opracowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)