środa, 9 października 2013

Boeing Boeing

czyli bardzo przyjemna katastrofa



W ostatnią sobotę wybrałem się wraz z przyjaciółmi z DKK* do Teatru Powszechnego w Łodzi. Jak w przypadku większości moich lektur, które rozpoczynam bez uprzedniego zebrania informacji o ich autorach, historii powstania czy kluczach do interpretacji, by mogły przemówić same z siebie do nieuprzedzonego odbiorcy, tak i tym razem podszedłem do tematu podobnie. Prawdę mówiąc w ogóle nie podszedłem; nawet zapomniałem tytuł sztuki, na którą się wybierałem, i przypomnieli mi go dopiero w dniu wyjazdu pozostali uczestnicy wypadu. Wam jednak opowiem od razu co i jak, bo to co powiem i tak niczego nie zmienia – postaram się nie spojlerować**, jak wielu moich kolegów po piórze - a pewne rzeczy warto wiedzieć.


Boeing Boeing to dzieło francuskiego dramatopisarza Marca Camolettiego, które powstało w 1960 roku. Choć stosunkowo młoda, to jedna z najczęściej wystawianych sztuk w historii teatru, przez co weszła na trwałe do klasyki światowej. Została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa do kategorii "najczęściej wystawiana francuska sztuka" – 17 500 realizacji)***. Gościła na wielu scenach i doczekała się licznych nagród oraz kilku ekranizacji.

W Polsce, z tego co się orientuję, tekst Camolettiego po raz pierwszy pojawił się w przekładzie Henryka Rostworowskiego pod tytułem Latające narzeczone i zdobył wielką popularność w latach sześćdziesiątych, którą utrzymał  do siedemdziesiątych, a nawet osiemdziesiątych, oraz doczekał się bodajże dziesięciu realizacji. Potem poszedł w zapomnienie, by powrócić na deski polskich teatrów w XXI wieku w nowym przekładzie i adaptacji Bartosza Wierzbięty, autora polskich wersji językowych m.in. do Shreka, Sezonu na misia, Skoku przez płot czy Madagaskaru. Od 2009 roku wystawiany jest w Teatrze Buffo w reżyserii Gabriela Gietzky'ego, a w 2011 odbyła się premiera Boeing, Boeing, także w adaptacji Bartosza Wierzbięty, w krakowskim Teatrze Bagatela w reżyserii Pawła Pitery.

Do Łodzi, do Powszechnego, zawitała wersja, którą reżyseruje Giovanny Castellanos, Kolumbijczyk z polskim paszportem; młody reżyser mający w dorobku między innymi Brechta, Mrożka i Marqueza. Akcję sztuki przeniesiono do Łodzi, no bo gdzie indziej. Główną postacią, przynajmniej nominalnie, jest Maks, dobrze sytuowany młody człowiek, który pędzi cudowne życie u boku trzech swych pięknych narzeczonych i gosposi. Ta ostatnia już taka urodziwa nie jest. Jak mu się to udaje? Oczywiście kluczem jest synchronizacja – trzy panie nie mogą się spotkać ani nawet o sobie dowiedzieć. Pomaga tu wspomniana dyskretna, choć nieco zrzędliwa, pomoc domowa oraz fakt, iż wybrankami Maksa są stewardesy pracujące dla różnych linii lotniczych. Pierwszą zapowiedzią komplikacji jest moment, gdy do gniazdka, w którym dotąd przebywał tylko jeden samczyk, przybywa kolega Maksa z młodych lat – Paweł. Jednocześnie zmiany w rozkładach lotów, jakie się zdarzą się w tym samym czasie we wszystkich trzech liniach, wprowadzą spore zgrzyty w funkcjonowanie dotąd niezawodnie sprawdzającego się systemu trzech latających narzeczonych. Widać już z tego obraz, z którego łatwo wywieść kapitalne zamieszanie. Czy Maksowi uda się wyjść z tej sytuacji obronną ręką zdradzać oczywiście nie będę.




Oszczędna, lecz pomysłowa, scenografia Wojciecha Stefaniaka i dobrze skrojona muzyka Marcina Rumińskiego sprawiają, iż elementy te są tylko, i aż, idealnie dobranym tłem dla gry dwóch trójek aktorskich, które tworzą Magda Zając, Karolina Łukaszewicz, Beata Ziejka i Jakub Firewicz, Janusz German oraz Artur Zawadzki.

Cieszę się, iż na spektakl udałem się właśnie do Łodzi. Nieskażone telewizją twarze aktorów to wielki atut w dzisiejszych czasach, a oglądanie ich żywiołowej gry jest wielką przyjemnością. Wybuchy śmiechu na widowni tak szczerego, iż aktorzy momentami sami z największym wysiłkiem ledwo zachowywali powagę, są najlepszą oceną tej komedii. Komedii, gdyż wbrew większości, szufladkującej spektakl jako farsę, dla mnie, przynajmniej w wersji, którą widziałem, jest to prawdziwa komedia dająca widzowi radość i solidną porcję śmiechu, którego tak bardzo brak w naszym społeczeństwie.



Niektórzy recenzenci podnoszą drobne niedostatki łódzkiego Beinga, ale ja się z nimi nie zgadzam. W konwencji, jaką sztuce nadano w Łodzi, wszystkie elementy, które zastosowano, są dopuszczalne i, co powinno być kluczowym w ocenie komedii tego typu, działają, czego najlepszym dowodem są zbieżne reakcji publiki o bardzo szerokiej rozpiętości wiekowej, wręcz megapokoleniowej.

Nie jestem maniakiem teatralnym. Nad dobrą sztukę przedkładam książkę. Z filmem już różnie – jego główną zaleta jest ukłon w stronę mojego lenistwa; nie wymaga wyjścia z domu. Jest jednak jedna cecha, która książkę i film wspólnie od spektaklu w teatrze odróżnia; niepowtarzalność tego ostatniego. Nigdy nie wstąpisz dwa razy do tej samej rzeki i nigdy nie obejrzysz dwa razy tej samej komedii w teatrze, poza Teatrem Telewizji oczywiście. Wystarczy, że któryś z aktorów będzie podchorowany, któraś aktorka niedysponowana, by poziom całości gwałtownie opadł. Ja miałem to szczęście, iż wszyscy grali z prawdziwym zaangażowaniem i wyczuciem, czego i Wam życzę, gdy się do Powszechnego na Boeinga wybierzecie. Wybrać się bowiem warto; absolutnie i bezapelacyjnie. Boeing Boeing to świetna propozycja również na pierwszy kontakt z teatrem dla młodzieży i dorosłych, którzy dotąd tej formy nie próbowali. Może zachęcić do odejścia od monopolu kina i TV. Nie bez kozery sztuka ta jest tak popularna w świecie. A polska łódzka lokalizacja, jak mawiają w slangu komputerowym, wypadła bardzo dobrze, o czy z przekonaniem Was zapewniam jeszcze raz zapraszając do Łodzi


Wasz Andrew


* Dyskusyjny Klub Książki
** Spojler - niepożądana informacja dotycząca szczegółów fabuły filmu, utworu literackiego itp. W szczególności zdradzenie zakończenia. Najbardziej naganna patologia spotykana w recenzjach. Złą recenzję można zapomnieć, skutków przeczytanego spojlera naprawić się nie da.
*** za Wiki

Materiały graficzne: © Teatr Powszechny w Łodzi 

2 komentarze:

  1. Ha, uwielbiam teatr! Niestety ostatnimi czas jakoś nie mogę znaleźć czasu, by pozwolić sobie na tę przednią formę rozrywki. Sztuki "Boeing Boeing" nie oglądałem, ale słyszałem o niej co nie co. Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jedna z lepszych komedii, jakie oglądałem, włączając nawet w to film . Może niezbyt głęboka, ale za to naprawdę zabawna i bez prostactwa.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)