Henning Mankell, uznany szwedzki pisarz, dziennikarz, reżyser i autor sztuk teatralnych, jest w Polsce kojarzony głównie jako twórca scenariusza do serialu telewizyjnego o przygodach komisarza Policji Kurta Wallandera* emitowanego w naszej telewizji. Ja, po oglądnięciu wszystkich odcinków nadanych w kraju, postanowiłem sięgnąć do źródeł, czyli do prozy Mankella. Znajomość z jego twórczością pisarską rozpocząłem od powieści Chińczyk, którą oceniłem bardzo, bardzo wysoko. Tak wysoko, że zacząłem się zastanawiać, czy książki z serii Wallandera nie są dużo lepsze niż wersja filmowa. Z taką właśnie nadzieją sięgnąłem po trzecią z cyklu powieść opisującą przygody znanego komisarza:
Biała lwica (Den vita lejoninnan).
Najpierw zerknąłem na notkę na okładce:
W spokojnym szwedzkim miasteczku nagle znika agentka handlu nieruchomościami, baptystka, przykładna żona i matka dwojga dzieci. Policja niebawem odnajduje jej ciało, w dodatku nieopodal zostaje znaleziony palec mężczyzny. Czarnego mężczyzny... Pełne napięcia śledztwo zatacza coraz szersze kręgi; akcja przenosi się ze Szwecji do RPA, pokonuje granice czasu i przestrzeni, dotyka spraw osobistych i politycznych. Komisarz Wallander, usiłując zapobiec zbrodni, która może zmienić bieg historii, wędruje przez świat intryg, spisków i płatnych zabójców, równie posępny jak mglisty krajobraz Skanii.
a potem, pełen nadziei płynącej z niedawnej lektury Chińczyka, zacząłem czytać. Od razu zaznaczę, że Lwica to nie jest powieść kryminalna w stylu polskim, francuskim czy amerykańskim, najczęściej płytka i skoncentrowana tylko na zbrodni i jej szerszym lub węższym tle, próbująca zadziwić brutalnością, makabrą i zezwierzęceniem. Nie jest to też opowieść o herosie w stylu przygód Carla Hamiltona. Podobnie jak inne wybitne szwedzkie kryminały, jak choćby niedościgniona trylogia Millennium, Biała lwica jest kryminałem społecznym. Równie wiele wagi i miejsca zajmują w niej problemy społeczne, co zbrodnia i proces wykrywczy.
W tym wypadku oczywiście głównym problemem i tematem do przemyśleń jest rasizm. Nie tylko ten rodem z RPA, choć on jest najbardziej rażący, ale również ten w mniejszym lub większym stopniu nieobcy każdemu z nas. Ten skrót myślowy szufladkujący ludzi i sprawiający, iż przestajemy ich traktować indywidualnie. Każdy z nas ma swoich czarnuchów, żydów, chinoli, pedałów, baby lub inne szufladki do których chętnie wrzuca innych, by nie wysilać mózgownicy drobiazgowym ocenianiem każdego z osobna. To pokusa, której niewielu potrafi się oprzeć i dlatego trzeba zwalczać ją w zarodku. Tym bardziej, iż większość ludzi jest tak głupia, że naprawdę potrafi uwierzyć, iż wszyscy Niemcy to faszyści, a Polacy to złodzieje. Choćby nie wiem ile prawdy było w takich osądach, to nigdy nie są one prawdziwe. Nawet wśród księży nie wszyscy miłują Boga i nawet wśród morderców są porządni ludzie. Coś jednak jest w ludzkiej naturze, że najłatwiejszym sposobem podniesienia własnej wartości, zwłaszcza dla ludzi, którym jej brakuje, jest poniżanie innych, choćby bezzasadne.
W Białej lwicy Mankell porusza również problemy, które wiążą się z napływem obcych do zwartych kulturowo i narodowo społeczeństw. Nowi to nie zawsze aniołki i przynoszą ze sobą problemy nieraz wcześniej całkowicie nieznane. Dla Szwedów jest to napływ ludzi ze wschodu, często obarczonych przeszłością z komunistycznych tajnych służb oraz kryminalną.
Pomimo tych raczej ciężkich tematów, które wymuszają w nas różne poważne przemyślenia, i dużej objętości, rzecz czyta się świetnie. Wartka akcja pełna niespodziewanych zwrotów sprawia, iż połykamy ją jednym tchem. Sympatycznego, swojskiego, choć zarazem bardzo szwedzkiego i pełnego przywar komisarza Wallandera nie sposób nie polubić. Jego bardzo realna konstrukcja psychiczna kompatybilna z reakcjami i podejmowanymi decyzjami każe mi podejrzewać, iż pierwowzorem mogła być jakaś rzeczywista postać. Z drugiej jednak strony wszyscy bohaterowie Mankella tchną autentyzmem, więc może to po prostu jeszcze jeden objaw klasy autora.
Jeszcze innym rysem Białej lwicy, będącym chyba wspólnym trendem czołowych szwedzkich pisarzy, który świetnie podnosi autentyczność występujących w niej postaci i zdarzeń jest coś, co pierwszy raz zauważyłem u Jana Guillou, a co nazwałbym zakatarzonym herosem. Czy zauważyliście, że amerykańscy bohaterowie nigdy nie mają kataru ani sraczki, a ich działań nie może zniweczyć nawet trzęsienie ziemi? W szwedzkiej szkole kryminału i sensacji jest inaczej. Tutaj widać jak wiele zależy od drobiazgów. Od przeziębienia, które przypałęta się nie w porę albo od drobnej pomyłki nic nie znaczącego pracownika najniższej rangi. Mam wrażenie, że ostatnio nawet nasi decydenci w bardzo kluczowych sprawach zaczynają rozumować jakby postrzegali świat przez pryzmat Rambo, gdy tymczasem Szwedzi zaznaczają problem jakim są najniżej opłacani pracownicy, którzy najmniej znaczą i są najmniej zmotywowani, ale mogą wyrządzić równie wielkie straty, jak ci na górze, zwłaszcza w krytycznej sytuacji. Mankell w Białej lwicy pięknie unaocznia nam, jak wiele może zależeć od tak trywialnych rzeczy, jak rzetelność osób wykonujących najprostsze czynności, jak choćby kontrola paszportowa i jakie mogą być konsekwencje niewysłania drugiej strony faksu.
Niestety, polskie wydanie w tłumaczeniu Haliny Thylwe** nie uniknęło drobnych błędów. Czytając przykładowo o nożu nazywanym bronią miotającą mam podobne wrażenie, jak przy wdepnięciu w krowi placek podczas romantycznego spaceru ukwieconą łąką. Na szczęście powieść jest tej klasy, iż niesmak mija już po następnym akapicie.
Nie będę się dłużej rozpisywał, gdyż to po prostu trzeba przeczytać. Nie wiem, czy warto Białą lwicę kupować, gdyż sam raczej drugi raz po nią nie sięgnę, przynajmniej w najbliższym czasie, ale na pewno warto się po nią przejść do biblioteki. Może nie jest to powieść tej klasy co wspomnianej już, kultowe Millennium, niemniej gorąco polecam, nie tylko miłośnikom kryminałów i szwedzkiej literatury
Wasz Andrew
* Mankell jest autorem scenariuszy do wielu filmów nakręconych w Szwecji, w tym trzech seriali o komisarzu Wallanderze
** Nie wiem czy to wina tłumaczki, czy autora; nazwisko podałem by wiadomo było o czyje tłumaczenie chodzi. Nie wiem, czy w oryginale występują wspomniane mankamenty. Jeśli nawet, to dobry tłumacz powinien je poprawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)