piątek, 2 marca 2012

Piąta kobieta



Henning Mankell

PIĄTA KOBIETA


W afrykańską noc podczas brutalnej napaści giną cztery zakonnice, a wraz z nimi tytułowa piąta kobieta. Kilka miesięcy później w Szwecji zaczynają się zabójstwa dokonywane z wyjątkowym okrucieństwem. Dochodzenie stoi w miejscu. Nie wiadomo, co łączy kolejne ofiary: poetę ornitologa, miłośnika orchidei, profesora uniwersytetu. Czas nagli: komisarz Wallander, dla którego śledztwo zbiega się z osobistymi zmartwieniami, musi zrobić wszystko, by nie dopuścić do następnego morderstwa. Wartką, pełną nagłych zwrotów akcję wzbogacają refleksje autora o patologiach nękających szwedzkie społeczeństwo. Czytelnicy stęsknieni za gęstym, inteligentnym "kryminałem społecznym" znajdą tu pasjonującą intrygę i sporą dawkę emocji.

Tyle mówi nam notka wydawcy na okładce kolejnej powieści Henninga Mankella o przygodach komisarza szwedzkiej policji Kurta Wallandera wydanej w Polsce pod tytułem Piąta kobieta (oryg. Den femte kvinnan). Nie będę niczego więcej o fabule dodawał, by nie zepsuć przyjemności z lektury tej powieści.

Jak zwykle u Mankella powieść czyta się świetnie. Choć morderstwa są krwawe i brutalne, to bezwzględność działania sprawcy, z którym tym razem zmierzy się Wallander, wynika wprost z motywów, które do tych zbrodni prowadzą. Jest to warta zaznaczenia różnica w porównaniu do większości anglosaskich* i polskich powieści zbliżonych gatunków, gdzie wynaturzone zbrodnie wynikają głównie z chęci przyciągnięcia jak największych rzeszy czytelników przez autora, który wie, iż pospólstwu bardziej potrzeba igrzysk (dużo, dużo krwi) niż chleba.

Solidnie zbudowane, przekonujące charakterystyki bohaterów, racjonalne pod względem realizmu psychologicznego spójnego z podejmowanymi decyzjami i działaniami, to jak zawsze wielki atut Mankella. Również żmudny i pozornie powolny proces wykrywczy jest przedstawiony bardzo realistycznie. Pokazuje rolę przypadku, ludzkich słabostek i wielu innych przeciwności podczas prowadzenia skomplikowanego śledztwa w warunkach ciągłych braków; braku czasu, braku energii oraz przy niedostatku sił i środków, jak brzmi oklepany zwrot w tej branży.

W Piątej kobiecie Mankell porusza problem bardzo w Szwecji zauważany, równie bardzo jak w Polsce marginalizowany. Chodzi oczywiście o kwestię przemocy wobec kobiet, która w większości przypadków nigdzie nie jest ujawniania. Nigdy nie znajdzie się w żadnej statystyce, między innymi z tego powodu, że zastraszone ofiary same dają alibi potworom, z którymi żyją. Dają alibi niejednokrotnie do końca życia, które kończą często ginąc z ręki swych prześladowców, którzy często nawet wówczas pozostają bezkarni.

Również zagadnienie rosnącej brutalności przestępstw w Szwecji stanowi temat przewijający się ciągle, niczym motyw przewodni, w rozmyślaniach Kurta, nie tylko zresztą w tej powieści. Inna sprawa, że w porównaniu do naszej rzeczywistości refleksje te trochę śmieszą. Może co bardziej przewrażliwionych na punkcie zagrożenia przestępczością Szwedów należałoby wysyłać do nas w ramach ekscentrycznej terapii. Kilka wieczornych spacerków po blokowiskach, kilka spotkań z kibolami i kilka dni jazdy zakopianką w weekendowych szczytach a po powrocie do kraju odetchnęliby chyba z ulgą.

Motywem startowym powieści jest dylemat tylko zasygnalizowany, ale w miarę krzepnięcia Unii coraz bardziej widoczny i u nas, a mianowicie kwestia wagi, jaką się przykłada do poprawności politycznej. Ile dla niej można poświęcić? Prawdę? Sprawiedliwość? A może i życie ludzkie?

Pomimo jednak tych kilku powodów do przemyśleń uważam określenie „powieść społeczna” używane w kilku przyjaznych dla Piątej kobiety recenzjach za całkowicie nieadekwatne. Ta część Wallandera ma się tak, przykładowo do Millennium, jak warcaby do szachów heksagonalnych. Tym razem mamy do czynienie ze zwykłym kryminałem, w dodatku bez większego suspensu. Z drugiej strony rzecz biorąc, choć od razu wiemy kto zabija i dlaczego, oraz że Wallander zwycięży tak lub inaczej, nie można powiedzieć, iż nie zdołał Mankell stworzyć napięcia i klimatu. Wręcz przeciwnie. Sugestywny styl umożliwia nam wejście w głowę starzejącego się policjanta zmęczonego tymi wszystkimi sprawami, które już zakończył i usiłującego z całych sił podołać tym, które go jeszcze czekają. To trudniejsze niż oglądnięcie kolejnego odcinka CSI, ale na pewno ciekawsze.

Piąta kobieta to powieść bardzo szwedzka. Pokazuje nam odmienny od naszego sposób myślenia i widzenia świata. Warto ją przeczytać choćby po to, bo zobaczyć od wewnątrz jacy są Szwedzi; jak widzą siebie i innych. Mamy również jak zwykle opisy szwedzkiej przyrody i aury, tak odmiennych od naszej. Po prostu możemy wejść nie tylko w głowę policjanta o czym wyżej wspomniałem, ale w głowę Szweda i patrzeć na Szwecję jego oczami. To bardzo cenne i uważnemu czytelnikowi powie więcej powszedniej prawdy niż stosik oficjalnych opracowań, folderów reklamowych czy innych książek. Pokazuje nam szczery, bez dbałości o wydźwięk polityczny, obraz Szwecji i Szwedów, tak jak oni to widzą. Pomimo więc odczucia, iż ta powieść jest słabsza jako kryminał i dużo płytsza niż inne książki Henninga Mankella, jak choćby Comedia infantil, że o innych autorach nie wspomnę, to jednak warto po nią sięgnąć, zwłaszcza zaś przejść się po nią do biblioteki. Do księgarni z czystym sumieniem już bym się nikogo po nią wysłać nie odważył. Nie jest to książka po którą sięga się dwa razy, o czym z żalem Was informuję


Wasz Andrew



* Jak choćby CROSS Jamesa Pattersona



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)