poniedziałek, 7 listopada 2011

Jak niczego nie rozpętałem




JAK NICZEGO NIE ROZPĘTAŁEM to luźne wspomnienia ze służby wojskowej w LWP autora ukrywającego się pod pseudonimem Harosław Jaszek.. Jakkolwiek twórca zarzeka się, iż wszelkie postacie i zdarzenia są zmyślone, w moim odczuciu to zastrzeżenie jest zwykłym „dupochronem”, jak się to w wojsku określa. Ewidentnie książka ma charakter wspomnieniowy, choć niekoniecznie autor sam wszystkiego doświadczył. Być może część zdarzeń, albo i wszystkie, zna ze słyszenia. To chyba jednak w tym wypadku nie ma żadnego znaczenia.
Ściśle rzecz biorąc, narrator w pierwszej osobie, który zarazem jest głównym bohaterem, nie był nigdy wojskowym. Był SPR-kiem lub jak kto woli bażantem*.
W LWP mieliśmy zasadniczo dwa rodzaje żołnierzy: z poboru i zawodowych. SPR-ek to było takie ni to, ni sio. Ludzie po studiach, teoretycznie przeszkoleni w jakiejś tam wojskowej specjalności, trafiający do wojska na odbycie rocznej służby. Sęk w tym, że w jednostkach z reguły nie wiedziano co z nimi zrobić. Nie byli ani z jednej kasty, ani z drugiej. Niczym piąte koło u wozu pałętali się po jednostkach i tylko od ich własnej postawy zależało jak ten rok odbębnią. Taki właśnie SPR-ek jest centralną postacią naszej opowieści.
Chyba nigdzie w książce nie pada nazwisko ani imię głównego bohatera. Jako anglista z wykształcenia jest on dla LWP mało przydatny w czasie pokoju i w konsekwencji różnych wydarzeń trafia na syryjską pustynię, gdzie w ramach polskiego wkładu w działania ONZ odbywa lwią część swej służby. Temat interesujący. Obiecujący wiele, nie trzeba tłumaczyć. I tutaj dochodzimy do sedna.
Sugerując się tytułem, kojarzącym się ze znanym serialem, byłem pewien, że trafiłem na dawkę związanego z wojskiem humoru w stylu co najmniej wspomnianej ekranizacji, lub nawet sięgającego pułapu prześwietnej komedii CK Dezerterzy. Ba, miałem nawet nadzieję, iż będzie to coś lepszego, bo opartego na wspomnieniach i ukazującego prawdziwe klimaty, jak choćby Żołnierze wolności Suworowa.
Początek lektury zapowiada wspaniałą rozrywkę. Humorystyczny, lekki język i ciekawy temat. No i te skojarzenia z własnymi wspomnieniami, które ma każdy, kto był w wojsku. Jednak, pomimo dobrego startu, już po kilku rozdziałach niestety, książka zaczęła mnie męczyć. W moim odczuciu autor w ogóle nie trafił w styl. Przesolił i przepieprzył. Może komuś odpowiada ironia wyzierająca z każdego opisu, z każdej myśli i z każdego komentarza. Ba, z każdego zdania nawet! W mojej jednak ocenie autor przekroczył granicę między ironizowaniem a naśmiewaniem się i szydzeniem ze wszystkiego. Już po kilkunastu minutach lektury zacząłem odczuwać niesmak i tak już pozostało do końca.
Skąd ten błąd autora? Nie wiem. Może stąd, że nigdy tak naprawdę nie poczuł się żołnierzem. A może dlatego, że nie wykazał się wystarczającą dozą samokrytycyzmu? Przymrużeniem oka wobec samego siebie jakoś nie zrównoważył tego potoku ironii wobec wszystkich i wszystkiego.
Mogę się mylić, ale mam wrażenie, iż po zapoznaniu się ze swym dziełem, autor miał podobne odczucia. I na końcu dodał zastrzeżenie, iż wszystko jest zmyślone i podobieństwa przypadkowe, a jednocześnie, że naprawdę jeden z opisanych bohaterów był w porządku. Po co prostować opis kogoś, kto podobno jest zmyślony. Trochę logiki i konsekwencji!
No i puenta. Na tylnej, zewnętrznej stronie okładki czytamy: NAJZABAWNIESZA KSIĄŻKA ROKU. I to idealnie pasuje do zawartości książki. Pełny samokrytycyzm, skromność i bystrość obserwacji. No comment.
Wasz Andrew


*SPR to Szkoła Podchorążych Rezerwy. Bażant lub spermen to jej adept.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)