czwartek, 3 listopada 2011

Eye of Beholder


Okiem obserwatora

(Eye of Beholder)

David Ellis


Powieść Davida Ellisa Okiem obserwatora, jak wiele innych, trafiła w me ręce przypadkiem. Zarówno w tytule, jak i w nazwisku pisarza, kryją się ukryte skojarzenia do swych bardziej znanych bliźniaków, co sprawia, iż sięgając po tę książkę możemy mieć wrażenie, iż gdzieś już o niej, lub jej autorze słyszeliśmy. To chyba jednak nie działa w tym wypadku na korzyść, gdyż odniesienia prowadzą do rzeczy bardziej znanych, czyli do kultowej serii gier RPG Eye of Beholder oraz do Breta Eastona Ellisa, który jest autorem m.in. American Psycho.

Po uświadomieniu sobie, skąd się wzięło wrażenie, że gdzieś już o tym słyszałem, rozpocząłem lekturę. Od pierwszych stron David Ellis pokazuje się niejako podobny do wspomnianego już B.E.Ellisa. Styl może nie jest aż tak świetny, ale również na tyle dobry, by wciągnąć czytelnika do tego stopnia, iż powieść się po prostu połyka.

Rzecz jest o Paulu Rileyu, który kiedyś, jako zastępca prokuratora okręgowego, prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa sześciu kobiet, których zwłoki ujawniono na terenie jednego z miasteczek uniwersyteckich w USA. Doprowadził sprawcę zbrodni do celi śmierci, a na pamiątkę pozostała mu we wspomnieniach piosenka, według słów której dokonano tej zbrodni oraz góra dolarów, które spłynęły na niego od czasu wygrania procesu i zakończenia go egzekucją mordercy. Pieniążki pochodziły od ojca jednej z ofiar, znanego krezusa, który po całej sprawie stał się głównym klientem otworzonej przez naszego bohatera firmy prawniczej. Niestety, po latach ludzie znów zaczynają ginąć, tym razem zgodnie ze słowami drugiej zwrotki tej samej piosenki.

Nie będę streszczał fabuły, by nie psuć zabawy przyszłym czytelnikom. Od razu powiem, iż książka jest świetną rozrywką, wciąga i nie puszcza aż do samego końca. Niestety, im do niego bliżej, tym wyraźniej zaczynamy rozumieć, iż końcowe wrażenie nie będzie rewelacyjne, a po zakończeniu lektury w pełni możemy ocenić płytkość powieści. Zbrodnie są równie krwawe jak w American Psycho, nawet gadżety zwane narzędziami zbrodni się kojarzą. Powiedziałbym, że rzecz cała jest tandetnie krwawa, kiczowata i pełna ogranych aż do znudzenia elementów pseudo-grozy, w dodatku jeszcze mniej przekonujących niż u B.E. Jakby tego było mało, konstrukcja fabuły jest wyraźnie sztuczna, stwierdziłbym nawet, iż wydumana i oparta na wielu fałszywych, momentami wręcz infantylnych wyobrażeniach o regułach socjologii i psychologii, a zwłaszcza o polityce i realiach Rosji oraz jej tajnych służb. Na szczęście widać to w pełni dopiero pod koniec lektury i zdążymy dobrnąć do jej epilogu zanim nas obezwładni świadomość rozmiaru tych lapsusów. Wielka szkoda, gdyż z takim piórem można było stworzyć coś naprawdę wartościowego.

Co zrobić z taką książką? Polecać czy nie? Podsumowałbym moje wrażenia tymi słowami: kto przeczyta, będzie miał dość dobrą rozrywkę. Takich książek są jednak tysiące. Jeśli więc macie wybór, lepiej poszukać czegoś wartościowszego, o czym z żalem Was informuję

Wasz Andrew

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)