środa, 30 listopada 2011

Shutter Island




DENNIS LEHANE
WYSPA SKAZAŃCÓW
(SHUTTER ISLAND)

Wyspa skazańców (wydana w Polsce również pod innym, też nieco odległym od oryginału tytułem: Wyspa tajemnic*) jest drugą powieścią Dennisa Lehane, która wpadła w moje ręce, po Ciemności, weź mnie za rękę. Książka wydana w twardej, lakierowanej okładce o ergonomicznych proporcjach i wielkości, co jest dziś rzadkością. Sprawia, iż czyta się ją z przyjemnością, trzymając ją w jednej ręce i leżąc wygodnie w łóżeczku. Drobiazg ale ważny. Poziom edytorski dobry i choć zdarzają się różne błędy tu i ówdzie, to nie są ani tak rażące, ani tak liczne, by wpływać na odbiór treści.
Jest rok 1954. Szeryf federalny Teddy Daniels i jego partner Chuck Aule przybywają do Ashecliffe, szpitala dla obłąkanych znajdującego się na wyspie w Zatoce Bostońskiej, z którego znikła jedna z pensjonariuszek. Nie jest to zwykły szpital. Jego pacjenci to w znaczącej części najgroźniejsi przestępcy, którzy dokonali okrutnych i odrażających zbrodni. Wielokrotne zabójstwa to norma w kartotekach wielu z nich. Poziom zabezpieczeń w szpitalu przewyższa ten z więzień o najcięższym rygorze, a w dodatku wyspa jest odizolowana od świata; jedyna możliwość dotarcia do niej, lub z niej się wydostania, to prom. Jakby tego było mało, nadchodzi huragan, więc niedługo i ta jedyna droga zostanie odcięta. Na szczęście Daniels też nie jest pierwszym lepszym szeryfem. To bohater wojenny mający na swym sumieniu wiele istnień ludzkich. Nie tylko jest maszyną do zabijania i mistrzem przetrwania na polu walki, ale posiada również bystry intelekt.
Od prologu poczynając, aż do ostatniej strony, lektura Shutter Islandjest istną ucztą dla czytelnika. Niezwykle obrazowy język pozwalający całkowicie przenieść się na tajemniczą wyspę momentalnie odrywa nas od rzeczywistości. Plastyczne opisy malują nam miejsce akcji z niezwykłym mistrzostwem, a klimat wciąga nie mniej niż niedoścignione Lśnienie Stephena Kinga. Napięcie rośnie nie tyle za sprawą wydarzeń, co z powodu procesów przebiegających w umyśle głównego bohatera. Lektura przenosi nas bowiem nie tylko na wyspę, ale wprost wciela nas w jego postać; w szczególności w mózg. Każda znaleziona odpowiedź mająca zmierzać do wyjaśnienia zagadki rodzi nowe pytania i my, usiłując przewidzieć dalszy ciąg, próbujemy myśleć tak jak Teddy. Jego umysłem. Z potworami w nim się rodzącymi, z pasją i odwagą. Próbujemy rozwikłać sprawę zaginięcia Rachel Solano i wyszukać nić prawdy w kłębku kłamstw. Niestety, wszystko plącze się coraz bardziej. Nie wiadomo komu i w czym można wierzyć. Wydaje się, iż każdy, począwszy od strażników i lekarzy, a na więźniach skończywszy, prowadzi własną grę i nie wiadomo co jest prawdą, a co fałszem. Postacie, szczególnie w wymiarze psychicznym, są wyczarowane z niespotykanym mistrzostwem i momentami wydaje się, iż to, co dzieje się w umysłach, jest ważniejsze niż rzeczywistość.
Nie będę zdradzał fabuły, gdyż tą powieść trzeba smakować od początku do końca we wszystkich aspektach. Nie wiem czemu Wyspa skazańców określana jest jako kryminał. Dla mnie to raczej dreszczowiec psychologiczny. Czyta się go z coraz większym napięciem aż do samego końca. Nie znajdziemy w nim spadku napięcia tak charakterystycznego pod koniec prawie wszystkich kryminałów, thrillerów i horrorów. Jest wielu mistrzów potrafiących pięknie budować napięcie, ale niezwykle rzadko udaje się komukolwiek płynnie zakończyć akcję zanim opadną emocje. Lehane tym razem przeszedł samego siebie. Zamiast zakończyć w klasyczny sposób okazał się niedoścignionym mistrzem suspensu. Trzyma w napięciu do ostatnich linijek ostatniej strony i dopiero wtedy dowiadujemy się wszystkiego. Nie ma tu żadnych wyczynów godnych nieśmiertelnych herosów rodem z licznych amerykańskich bestsellerów, naginania rzeczywistości i logiki będącego dzisiejszym deus ex machina, bez którego ingerencji nie potrafi się obyć zdecydowana większość topowych powieściopisarzy z pokrewnych gatunków literackich, że o nadprzyrodzonych ingerencjach nie wspomnę. Nie ma mowy o tych bolączkach wspólnych dla wszystkich, którzy potrafią namotać, ale potem sami nie wiedzą jak rozwiązać. Tym razem u Dennisa wszystko dzieje się dokładnie tak jak trzeba; realnie aż do bólu, logicznie i spójnie. Powieść doskonała pod każdym względem, choć trudno ją porównać z czymkolwiek. Jest jak oaza wśród piasku, wyspa bezludna na oceanie, gwiazda w pustce kosmosu. Jest odmienna, inna, wspaniała. Potencjalnie jest takich wiele, ale w pobliżu nie ma żadnej podobnej.
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś sięgnę po Wyspę Skazańców. Może tak, może nie. Na razie bym jej nie kupił. Wiem jednak, iż jest to jedna z najlepszych książek jakie ostatnio miałem w ręku. Daje do myślenia, a przy tym jest prawdziwym oderwaniem od wszystkiego. Rozrywka z najwyższej półki. Zdecydowanie polecam

Wasz Andrew


Shutter Island nie tłumaczy się ani jako Wyspa skazańców, ani jako Wyspa tajemnicShutter to migawka fotograficzna, okiennica, żaluzja lub inne urządzenie do zamykania i otwierania, ale nie drzwi czy brama. Trudno znaleźć odpowiednie marketingowo i zarazem wierne tłumaczenie tego idiomu. Moim zdaniem lepsze byłoby pozostawienie tytułu w oryginalnej formie. Niniejsza recenzja dotyczy Wyspy skazańców w tłumaczeniu Sławomira Studniarza Wydawca: ŚWIAT KSIĄŻKI Rok wydania: 2004 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)