Dawno temu, kiedy oglądałem pierwszy odcinek CSI, miałem nadzieję na dobry serial kryminalny. Nowoczesna technika, nowe metody, inne spojrzenie... Szybko się jednak zniechęciłem, gdyż oba seriale (CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku i CSI: Kryminalne zagadki Miami) okazały z odcinka na odcinek coraz bardziej i infantylne, aż osiągnęły poziom totalnej chały. Aktorki wytapetowane jakby właśnie zaczynały sesję próbną do magazynu mody, a nie grały detektywów, co przez kontrast choćby do stylu Wallandera czy Mesjasza aż odrzuca. Podejrzani, którzy zawsze się przyznają, tak jakby nie słyszeli, że jeśli złapią za rękę, to trzeba twierdzić, że ręka nie jest moja. Technicy pałętający się po miejscu zbrodni bez żadnego ładu i składu. Masakra intelektualna. Mimo wszystko jednak, co pewien czas, rzucam okiem na kolejne odcinki. Z różnych powodów. A to reklamy przerwały film na innym kanale, a poza CSI nie ma nic innego na pozostałych, a to ciekawość – a nóż coś ciekawego jednak pokażą. Różnie.
Ostatnio jednak serial przeszedł sam siebie. Jakaś powtórka, nie wiem nawet z którego "sezonu"; odcinek o superbroni, zadziwił mnie głupotą, choć wydawało mi się, że już mnie czymś takim zadziwić nie można. Wszystko zaczyna się kawałkiem, w którym trzech przestępców zostaje zaskoczonych przez coś/kogoś w magazynie nielegalnej broni. Próbują uciekać, ale coś sprawia, że „wyparowują”. Później, gdy się okazuje, że to była sprawka superbroni, doznałem wręcz szoku. Broń, która jest tak nieporęczna, że musi być przenoszona przez dwie osoby, a strzela ze statywu, nie mówiąc o ładowaniu i zasilaniu, miałaby być superbronią? W dodatku nie można przed nią uciec??? Jak to możliwe, skoro w ogóle nie jest mobilna? Jak z nią kogoś gonić albo podejść? Totalna porażka.
Innym razem było jeszcze gorzej. W ciele ofiary detektywi znaleźli kulę „kalibru 41mm”. Na oko widać, że pocisk nie był grubszy niż palec aktora grającego rolę detektywa. O co więc chodzi? Może o głupotę tłumacza, który tradycyjną anglosaską miarę (cal) potraktował jako milimetry? Wtedy .44, czyli 0,44 cala, co daje 11,2 mm czyli prawdziwą armatę wśród broni krótkiej, ale jednak typowo strzelecki kaliber, tłumaczy się jako kaliber 44 mm, czyli kaliber dobrego działka. Tylko czy to wtedy jest tłumacz, czy nieuk? Osobiście nie jestem pewny, czy w tym wypadku chodziło o wpadkę tłumacza. Kaliber .41 nie jest rozpowszechniony. Może to jakiś chochlik? Ale 41 mm to pomyłka przede wszystkim w rzędzie wielkości. O czym to świadczy? Ano o tym, że poziom kadr serwujących naszym mózgom papkę za pośrednictwem telewizji jest żenująco niski. Ktoś powinien zwrócić uwagę na to, że 41 mm to deczko za dużo jak na średnicę palca aktora, bo taki akurat był przedmiotowy pocisk. Nie trzeba do tego ani wiedzy kryminalistycznej, rusznikarskiej, ani żadnej innej. Tylko że w całej grupie ludzi, poczynając od tłumacza, a kończąc na tym, kto dał polski głos aktorom i tym, kto zdecydował o emisji odcinka, nie znalazł się nikt, kto by to zauważył. A może tacy byli tylko im się nie chciało? Kultura bylejakości, jaką są nasze czasy, to jednak temat na osobny, poważniejszy felieton. Tymczasem zamiast CSI wolę sięgnąć po jakąś książkę, co i Wam polecam
Wasz Andrew
Pozostaje mi podpisać się pod Twoją opinią. Ta seria ma całkiem interesującą ścieżkę dźwiękową, niestety to jedna z niewielu zalet...
OdpowiedzUsuń